Bruksela zmienia zasady działania unii walutowej, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się „greckiej zarazy” na Portugalię, Hiszpanię i Irlandię.
Strategia obrony składa się z kilku elementów. Pierwszym jest Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (EMS), z którego będzie można natychmiast uruchomić środki na ratowanie przed bankructwem krajów o wielkim długu i deficycie budżetowym.
Dla uruchomienia planu ratowania Grecji Bruksela potrzebowała aż sześciu miesięcy. Powodem opóźnień były uciążliwe procedury nieprzystające do rangi problemu, jakim było widmo bankructwa Grecji. Teraz ratunek ma być o wiele szybszy. Kolejną zmianą w strefie euro jest propozycja kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Sarkozy’ego, by zaostrzyć kary za nieprzestrzeganie ustanowionego jeszcze w 1996 roku „paktu stabilności i rozwoju”, który nakazuje ograniczenie poniżej 3 proc. PKB deficytu budżetowego. Szczególnie istotna jest zmiana stanowiska Paryża, bo to Francuzi, mimo nacisków kanclerza Helmuta Kohla, przed 14 laty zablokowali bardziej restrykcyjną interpretację paktu.

Nowe regulacje

Daniel Gros, autor pomysłu powołania „europejskiego funduszu walutowego” (bo EMS de facto nim będzie) i dyrektor brukselskiego Centrum Europejskich Studiów Politycznych (CEPS), mówi „DGP” jak ma działać europejski fundusz walutowy. – Będzie on miał dwa zadania. Z jednej strony, zajmie się kontrolą stanu finansów publicznych wszystkich krajów strefy euro. Z drugiej strony, państwa, które łamią limity deficytu budżetowego, automatycznie przekażą część dochodu narodowego na poczet funduszu. Zgromadzone środki staną się zabezpieczeniem przed bankructwem – mówi Gros. Jego zdaniem szczególnie istotne jest tu słowo „automatyzm”. – Decyzja o ukaraniu danego państw jest trudna i za każdym razem można mieć wątpliwości, czy przywódcom Unii wystarczy determinacji, aby ją podjąć. Jeśli jednak będzie to automatyczna procedura prawa europejskiego, rynki nabiorą do takiego mechanizmu zaufania – komentuje.
Wczoraj przewodniczący Rady UE Herman van Rompuy zapowiedział również powołanie „europejskiego rządu gospodarczego”. Jego zdaniem grecki kryzys pokazał, że dług każdego kraju strefy euro obciąża pozostałe państwa unii walutowej.
Do tej pory unijne regulacje co prawda zakazywały „wykupienia” (bailout) bankrutującego państwa przez inne kraje Eurolandu. Jednak znaleziono furtkę w postaci zapisu traktatu lizbońskiego o pomocy Unii dla kraju dotkniętego „nadzwyczajnymi okolicznościami”. To właśnie na tej podstawie w piątek niemiecki Bundestag poparł wart 110 mld euro plan ratowania Grecji, a w sobotę za zgodny z prawem uznał go niemiecki Trybunał Konstytucyjny.



EBC rozpocznie zakupy

Zdaniem ekspertów, po raz pierwszy w historii w najbliższych dniach Europejski Bank Centralny zacznie zakup na wielką skalę obligacji Grecji, Portugalii i innych krajów Eurolandu o słabych finansach. Z kolei Komisja Europejska podjęła prace nad powołaniem niezależnej, europejskiej agencji ratingowej. To radykalne obniżenie 27 kwietnia oceny ryzyka zakupu greckich obligacji przez nowojorską agencję Standard & Poor’s wywołało panikę na międzynarodowych rynkach, której Brukseli do tej pory nie udaję się ugasić.
Władze Unii zastanawiają się też nad zmianą regulaminu działania unijnych rynków. Miałaby ona m.in. polegać na zakazie natychmiastowej sprzedaży zbyt dużych pakietów obligacji europejskich państw.

Wysoki priorytet

O tym, jak wysoki priorytet nadano ratowaniu euro, świadczy zachowanie czołowych europejskich polityków. Aby zająć się ratowaniem euro, swoje wizyty w Moskwie z okazji 65. rocznicy zakończenia II wojny światowej odwołali Sarkozy i Silvio Berlusconi. Z kolei w piątek przytłaczającą większością głosów plan ratunku dla Grecji (110 mld euro, z czego 22 mld euro zapłacą Niemcy) poparł Bundestag. Sytuacja jest tak poważna, że kanclerz Angela Merkel zdecydowała się przeprowadzić głosowanie na dwa dni przed kluczowymi wyborami w Nadrenii Północnej-Westfalii. W ich wyniku koalicja rządowa najpewniej straci większość w izbie wyższej niemieckiego parlamentu, Bundesracie.
DGP