Koszt ratowania greckiej gospodarki przerasta już nie tylko możliwości, ale też wyobraźnię europejskich polityków. Koszt ratowania tej prawie zbankrutowanej gospodarki oblicza się na ponad 180 mld euro.
Rynki przeżywały wczoraj kolejny dzień konwulsji. Uniknięcie bankructwa Grecji może bowiem kosztować nawet 186 mld euro. Takie szacunki przedstawił Barclays Capital. To dwa razy więcej, niż wynosiły dotychczasowe wyliczenia. O kwocie 120 mld potrzebnej Grecji w ciągu najbliższych trzech lat powiedział z kolei Juergen Trittin, szef frakcji Zielonych w niemieckim parlamencie. W efekcie oprocentowanie greckiego długu znów wzrosło – w przypadku obligacji dwuletnich sięga 11 proc. Wobec dolara traciło też euro. Jego kurs spadł do 1,31. Także w Polsce dolar przez chwilę był warty ponad 3 zł.
Szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego ostrzega, że grecki kryzys może zdestabilizować gospodarkę UE. – Każdy dzień niepewności niesie ogromne ryzyko dla nas wszystkich – mówił wczoraj w Berlinie Dominique Strauss-Kahn. Francuz z szefem Europejskiego Banku Centralnego Jeanem-Claude’em Trichetem przyjechali do Niemiec przekonywać Angelę Merkel, aby udzieliła Atenom natychmiastowej pomocy. Jak dotąd bez rezultatu. To nie koniec kłopotów w strefie euro. Agencja ratingowa Standard & Poor’s obniżyła wczoraj perspektywę wypłacalności Hiszpanii – z poziomu AA plus do AA z negatywną perspektywą.
Dlaczego Berlin nie chce pomagać Grecji

Grecja nie zbankrutuje, jeśli Niemcy nie będą blokowały pomocy dla Aten. O uruchomienie funduszy apelowali wczoraj szefowie Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego

Wątpliwości Berlina w sprawie szybkiego uruchomienia unijnej pomocy dla Grecji pogrążają Ateny. Kanclerz Angela Merkel jest jedyną osobą, która mogłaby uspokoić rynki obawiające się bankructwa Grecji. Z kolei MFW przyjął zupełnie inną strategię. Jak pisze we wczorajszym wydaniu „Financial Times”, fundusz jest gotów zwiększyć pakiet pomocowy dla Grecji o 10 mld euro. Pomoc MFW wzrosłaby więc do 25 mld euro. Po tych informacjach również Berlin zaczął zmieniać ton.

Pakiet pomocowy za kilka dni

– Niech jedno będzie jasne: nie pozwolimy Grecji upaść – mówił niemiecki minister finansów Wolfgang Schaueble w opublikowanej wczoraj rozmowie z dziennikiem „Handelsblatt”. W podobnym tonie wypowiadał się wczoraj rzecznik Komisji Europejskiej, który zapewniał, że zatwierdzenie pakietu pomocowego dla zadłużonego kraju jest kwestią kilku najbliższych dni.



Jednak tak ogólnikowe obietnice dobre były kilka miesięcy temu. Dziś rynki chcą konkretów. Niepewność co do warunków, na jakich Niemcy zgodzą się uczestniczyć w planie ratunkowym, sprawia, że wartość greckich obligacji wczoraj znów spadała. Oprocentowanie 10-letnich greckich papierów dłużnych osiągnęło wczoraj 11,3 proc. To najgorszy wynik od czasu wejścia do strefy euro. Dalej spadała też wartość unijnej waluty wobec dolara.

W tym samym czasie w Berlinie szefowie Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet i Międzynardowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn przekonywali niemieckich polityków do szybkiej pomocy dla Greków. Już od dłuższego czasu podobne sygnały wysyła francuski prezydent Nicolas Sarkozy. Również Włochy, trzeci (po Niemczech i Francji) donator ewentualnej unijnej pomocy, chcą jak najszybciej przyjść Grekom z pomocą. Kilka dni temu minister finansów Giulio Tremonti oskarżył nawet Berlin o brak poczucia unijnej solidarności. Jednoznaczne poparcie dla planu ratunkowego sygnalizuje także Hiszpania. Jedynym sojusznikiem Berlina, który postuluje ustalenie dokładnych warunków spłaty i obietnicę koniecznych reform jeszcze przed sięgnięciem do kieszeni, jest Holandia.

Już pracują nad rozwiązaniem

Osamotnieni Niemcy niezmiennie argumentują jednak, że jako główny sponsor greckiej pożyczki (8,5 mld euro z obiecanych w tym roku przez UE 30 mld) nie mogą sobie pozwolić na lekkomyślność. Zwłaszcza że jak wyliczył Barclays Capital, uniknięcie greckiego bankructwa będzie najprawdopodobniej kosztowało nie 90 mld euro, jak pierwotnie zapowiadano, ale raczej 186 mld. Dlatego w berlińskim ministerstwie finansów trwają nerwowe prace nad znalezieniem optymalnego rozwiązania, które pomoże uratować Grecję bez widma zawalenia się budżetu federalnego. Wedle najnowszego pomysłu ujawnionego wczoraj przez „Spiegel” do niemieckiej składki miałby się dorzucić sektor prywatny, zwłaszcza banki, które jesienią i zimą 2008 roku otrzymały państwową pomoc.

Pozostaje wreszcie opór niemieckiej opinii publicznej. Według sondaży aż 86 proc. Niemców uważa, że Grecja ma to, na co zasłużyła, i nie należy jej pomagać. Angela Merkel musi się z tym liczyć. Zwłaszcza w kontekście wyborów regionalnych w Nadrenii-Westfalii 9 maja, gdzie CDU i FDP grozi utrata większości. A Merkel doskonale pamięta, że porażka w największym niemieckim landzie zmusiła w 2005 roku kanclerza Gerharda Schroedera do rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych, po których socjaldemokrata oddał władzę właśnie jej.