Reklamy będą przerywać filmy w tzw. telewizji publicznej – doniósł „DGP”, relacjonując rządowe założenia nowelizacji odpowiedniej ustawy. TVP zostanie pozbawiona ostatniego powodu, dla którego warto jej bronić.
Bo przerywanie filmów to barbarzyństwo. Jeszcze nie jest tak, że koncert Bacha w filharmonii przerywa się, aby dwie panny miały 30 sekund na reklamę płynu do higieny intymnej. Ale, konsekwentnie, tak powinno się stać. Filharmonie także potrzebują grosza. Cięcie dzieł sztuki na fragmenty, aby ułatwić życie reklamodawcom, powinno wywoływać ataki zdesperowanej opinii publicznej – zwłaszcza wtedy, kiedy dotyczą filmu. Lenin mawiał, że kino to najważniejsza ze sztuk. Wstrętny bolszewik miał trochę racji – film nie jest może sztuką najważniejszą, ale jest najpopularniejszą. Aby zobaczyć „Ojca chrzestnego”, nie trzeba wybierać się do filharmonii. Wystarczy fotel i telewizor.
Jasne, większość produkcji filmowej to trochę takie artystyczne byle co. Pomiędzy wyrobami rzemiosła skrywają się jednak dzieła i arcydzieła („Leon zawodowiec”, wow!). Telewizjom prywatnym polskie prawo zezwala na bezlitosne traktowanie dzieł filmowych. Nigdy tego nie rozumiałem – dlaczego ustawodawca uważał, że prywaciarz musi z natury być chamem (nieszczęsne dziedzictwo propagandy PRL!?). Teraz ma dojść do wyrównania poziomów kultury wśród nadawców prywatnych i publicznych. Wszyscy będą się zachowywać jak chamy.