Szef Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej myślał, że wulkan na Islandii chwilę podymi i przestanie. Tak jak inni nie spodziewał się kataklizmu na tak gigantyczną skalę
Krzysztof Banaszek, prezes Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, od ponad tygodnia wychodzi z firmy grubo po 1.00 w nocy. O 7.00 rano jest już z powrotem w pracy.
Krzysztof Banaszek nie ma innego wyjścia, bo sytuacja jest ekstremalna. Nad Europą krąży chmura pyłu, a PAŻP jest tą instytucją, która decyduje o zamknięciu lub otwarciu nieba nad Polską.
Dlatego w Agencji od tygodnia pracuje się jak na wulkanie.
– Prezes sam ciężko pracuje i innym też nie daje odetchnąć już od kilku dni – mówi jego bliski współpracownik. Kiedy jednak ludzie nie wytrzymują i widać to po efektach pracy, szybko daje wsparcie – przydziela innych do pomocy albo sam zakasuje rękawy.
Krzysztof Banaszek to spec od sytuacji ekstremalnych, ale nawet on przyznaje, że skala kataklizmu związanego z wybuchem wulkanu na Islandii zaskoczyła wszystkich.
– Informację przyjąłem z niedowierzaniem, tak jak większość Polaków. W historii mojej pracy w lotnictwie nie było takiego przypadku. Szczerze mówiąc, zakładałem, że wulkan postraszy nas trochę i zamilknie – mówi Krzysztof Banaszek.
Chmura znad Islandii dopadła PAŻP w chwili najwyższej mobilizacji po katastrofie prezydenckiego TU-154 w Smoleńsku. Od tragicznej soboty działał w firmie zarządzającej polską przestrzenią powietrzną sztab kryzysowy, który zajmował się obsługą uroczystości żałobnych w Krakowie. Prezes Banaszek dołożył odpowiednie procedury stworzone na okoliczność takiego kataklizmu. Szczęście, że w ogóle były.
– Zdarzało się, że zapisy dotyczące pyłów wulkanicznych kwestionowano jako zupełnie niepotrzebne i nierealne – mówi Krzysztof Banaszek. Okazało się, że w obecnej sytuacji są jak znalazł.
Szef PAŻP to absolwent Politechniki Warszawskiej, który w firmie funkcjonuje już od 1993 roku. Najpierw był kontrolerem zbliżania, potem kierował m.in. pionem techniki i rozwoju oraz służb technicznych. Zawsze stał na drugim planie, bo – jak mówią o nim współpracownicy – jest specem od aparatury pomiarowej i analiz, a nie od występów medialnych. Nawet gdy rok temu Ryanair wieszał psy na PAŻP za windowanie cen za starty, lądowania i przelot nad polską przestrzenią powietrzną, prezes Banaszek nie wdawał się w żadne polemiki, tylko mówił krótko – nasze ceny należą do najniższych w Europie.
Teraz tak samo. Dokładnie realizuje polecenia centralnych władz Eurocontrol z Brukseli, które decydują o przelotach nad Starym Kontynentem. Na tej podstawie podejmuje decyzje w sprawie otwarcia przestrzeni lotniczej nad Polską. Na pytanie, czy Eurocontrol nie jest zbyt restrykcyjny wobec linii lotniczych, mówi: takie są przepisy, które powstały na podstawie analizy wypadków lotniczych.
Ma jednak nadzieję, że uda się już w najbliższych dniach stworzyć takie procedury, które pozwolą odtworzyć siatkę połączeń lotniczych nawet wówczas, gdy wulkan nie przestanie dymić.