Resort gospodarki przygotowuje przepisy, które umożliwią koncernom sprzedaż oleju napędowego z większą zawartością biokomponentów. Producenci samochodów ostrzegają jednak, że jazda na takim paliwie może zakończyć się awarią.
Nowe paliwo, tzw. B7, czyli diesel z 7-proc. zawartością biokomponentów, może pojawić się w sprzedaży na stacjach jeszcze w tym roku. Miałoby być sprzedawane ze zwykłego, nieoznakowanego w żaden specjalny sposób dystrybutora. Kierowcy nie wiedzieliby zatem, czy tankują olej napędowy, czy B7.
Takie rozwiązanie dopuszcza unijna dyrektywa. Na opracowanie krajowych przepisów, które umożliwią sprzedaż B7, naciska branża naftowa. Ministerstwo Gospodarki przygotowało już założenia do nowelizacji. Trwają jeszcze konsultacje z resortem finansów. Agnieszka Hirsz z Departamentu Energetyki MG przypuszcza, że nowa ustawa mogłaby wejść w życie w drugiej połowie tego roku. Wówczas na stacjach w dystrybutorach ON mogłoby pojawić się paliwo B7.
Problem jednak w tym, że naukowcy nie są zgodni co do tego, że taki biodiesel będzie całkowicie bezpieczny dla silników. Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów ostrzega, że nowe paliwo dla niektórych aut może być groźne.
– O ile w przypadku nowych samochodów problemu nie ma, o tyle może pojawić się on w starszych autach, których w Polsce jest przecież bardzo dużo – tłumaczy „DGP” Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Jak ustaliliśmy, to głównie w autach mających więcej niż 10 lat – po stosowaniu B7 – mogą pojawić się problemy z uszczelką pod głowicą silnika, rozrzedzaniem oleju, zatykaniem filtrów paliwa, osadami we wtryskiwczach czy korozją w zbiorniku paliwa.



Krajowa Izba Biopaliw uważa jednak, że B7 to całkowicie bezpieczny produkt. W zeszłym roku na swoje stacje wprowadzili go zresztą Francuzi, Niemcy i Czesi.
– Dotąd nie ma żadnych informacji o awariach pojazdów – podkreślają w KIB.
Według dr. inż. Andrzeja Żółtowskiego z Instytutu Transportu Samochodowego nie świadczy to jednak wcale o tym, że B7 nie będzie miało wpływu na nasze silniki. Jak wyjaśnia, efekty jego działania mogą być widoczne bowiem dopiero za kilka lat.
– Skutki stosowania B7 są dziś nieprzewidywalne – twierdzi.
Jego zdaniem nikt nie może dać pewności, że 7-proc. zawartość biokomponentów w paliwie jest bezpieczna, bo nie ma takiej sztywnej granicy, która określałaby, jaka ich ilość może stanowić zagrożenie dla silnika.
– Jedno jest pewne, B7 nie poprawi pracy silnika i nie zmniejszy ryzyka jego zawodności. Poza tym biokomponenty mają odmienne właściwości chemiczne niż diesel. Ich działanie na uszczelki i wszelkie elementy gumowe czy z tworzyw sztucznych jest znacznie bardziej agresywne. Trwałości tych części nie da się dziś przewidzieć – dodaje Andrzej Żółtowski.
Rozwiązaniem problemu mogłaby być sprzedaż B7 z osobnych dystrybutorów. To klient decydowałby sam, czy chce tankować taki diesel. Według koncernów paliwowych wymagałoby to jednak inwestycji w infrastrukturę wartych nawet około 1 mld zł. W efekcie sprzedaż B7 stałaby się nieopłacalna.
Koncernom paliwowym zależy na sprzedaży paliw z dodatkiem biokomponentów, bo wymaga tego obowiązująca ustawa. Teraz dodają 5 proc. biokomponentów do paliw oraz sprzedają z osobnych dystrybutorów czyste biopaliwo, czyli B100. Na taki produkt nie ma jednak chętnych, więc Orlen i Lotos dopłacają do jego produkcji. W tym roku może to ich kosztować nawet 500 mln zł. Jak podkreśla Leszek Wieciech, dyrektor Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego, niezrealizowanie wymogu ustawy może oznaczać dla koncernów kary nawet na ponad 2 mld zł kary.