Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) pisze dla Polski intrygujący scenariusz. Kilka lat gospodarczego boomu, a potem kryzys. Jednym słowem, grozi nam powtórka z Grecji, Hiszpanii i Portugalii, jeżeli rząd nie podejmie długo odkładanych reform finansów publicznych.
Na razie spowolnienie nam nie grozi. Wzrost dochodu narodowego będą napędzać unijne fundusze pomocowe, zagraniczne inwestycje bezpośrednie, a także tanie pożyczki zachodnich banków. Ale, podobnie jak „cud gospodarczy” hiszpańskiego premiera Jose Luisa Zapatero, „zielona wyspa” premiera Tuska to wzrost osiągany na kredyt. Gdy Polska za parę lat znajdzie się w strefie euro, nie będzie dłużej mogła podpierać gospodarki zmianą kursu złotego i regulowaniem stóp procentowych. A wówczas może się okazać, że nasz kraj nie tylko nie potrafi wytwarzać konkurencyjnych towarów, ale także wygrzebać się spod góry narastającego zadłużenia. Dziś za lata zaniechań swoich władz Hiszpanie płacą rekordowym bezrobociem, Grecy cięciami w pensjach i emeryturach, a Portugalczycy nie mogą przekonać inwestorów, że warto ich kraj traktować poważnie.
W Polsce może być podobnie: zdaniem autorów opublikowanego wczoraj raportu kolejne polskie rządy zmarnowały dobrą koniunkturę lat 2003 – 2008, nie robiąc nic, aby uzdrowić finanse państwa. Teraz jest ostatni dzwonek, aby to nadrobić.
Jak tego dokonać? OECD radzi zacząć od reform, które co prawda nie przysporzą popularności rządowi, ale uratują finanse publiczne: poddanie rolników ogólnym zasadom podatkowym, zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, odebranie rent tym, którzy otrzymali je mimo dobrego stanu zdrowia, pozbawienie przywilejów emerytalnych wojskowych, policjantów i górników. Uwolnione w ten sposób pieniądze będzie można wydać na modernizację polskiej gospodarki.
Eksperci organizacji radzą skończyć z kreatywną księgowością, dzięki której m.in. zobowiązania Funduszu Drogowego (2 proc. PKB) nie są zaliczane do długu państwa. I podjąć walkę z szarą strefą choćby poprzez upowszechnienie kas fiskalnych. Nad realizacją programu uzdrowienia finansów publicznych powinna, zdaniem OECD, czuwać niezależna rada ekspertów, a nie tylko rząd wpatrzony w kolejne terminy wyborcze.
Druga odsłona reform to rozbicie państwowych monopoli lub quasi-monopoli, które od lat unikają restrukturyzacji i nie mają dziś szans na otwartą rywalizację ze swoimi niemieckimi, francuskimi czy brytyjskimi konkurentami. – W żadnym z 32 krajów OECD kontrola państwa nad gospodarką nie jest tak duża jak w Polsce – ostrzegają autorzy raportu. Poczta, linie lotnicze, dostawcy energii – lista firm żyjących pod osłoną władz jest długa. I na razie mogą one spać spokojnie: od 2005 r. żaden polski rząd nie myśli już o prywatyzacji.



Mamy najbardziej liberalny rząd w Europie i nic z tego nie wynika
OECD w raporcie wytyka Polsce pewien paradoks: choć od dwóch i pół roku krajem rządzi, oficjalnie jedna z najbardziej liberalnych partii w Europie, to jak w żadnym z 32 krajów należących do tej organizacji rząd nie zachowuje tak dużego wpływu na gospodarkę.
Organizacja ostrzega, że jeśli to się nie zmieni, nie nadrobimy zaległości cywilizacyjnych.
Państwo kontroluje gospodarkę przede wszystkim przez zachowanie dużej grupy często strategicznych przedsiębiorstw. Rząd co prawda opracował plan sprzedaży w latach 2009 – 2010 ponad ośmiuset państwowych zakładów. Liczył przy tym na przychód odpowiadający 2,7 proc. PKB. Jednak z powodu zbyt niskich cen oferowanych przez inwestorów program na razie nie wypalił. Zdaniem OECD oznacza to, że od 2005 r. w Polsce nie jest wdrażany konsekwentny plan prywatyzacji. Co więcej, rola państwowych przedsiębiorstw w polskiej gospodarce jest ogromna, bo ograniczone są reguły wolnej konkurencji, m.in. z powodu ustalonych odgórnie cen części usług, szczególnie komunalnych.
Szybka restrukturyzacja przedsiębiorstw jest konieczna przed wejściem Polski do strefy euro – uważają eksperci paryskiej organizacji. W latach poprzedzających przystąpienie naszego kraju do unii walutowej możemy się bowiem spodziewać stałego umocnienia realnego kursu złotego. Aby utrzymać się na rynku, polskie produkty będą więc musiały być nie tylko wytwarzane coraz taniej, ale także osiągać coraz lepszą jakość. A państwowe firmy mają największe trudności z przeprowadzeniem skutecznej restrukturyzacji.



Zdaniem OECD państwo nie potrafi także skutecznie powstrzymać narastającego zadłużenia sektora publicznego. Z tego powodu eksperci OECD spodziewają się wzrostu długu tego sektora do końca 2010 r. do 56,5 proc. PKB. To by oznaczało, że wbrew planom i staraniom rządu nie uda nam się uniknąć przekroczenia drugiego z konstytucyjnych progów ostrożnościowych. OECD radzi, że sposobem na skutecznie wdrażanie polityki uzdrowienia finansów publicznych powinno być powołanie niezależnej rady monitorującej stan przychodów i wydatków państwa.
Według OECD mało wiarygodny jest też ogłoszony przez premiera w styczniu plan redukcji deficytu budżetowego z 7,2 proc. PKB w 2010 r. do mniej niż 3 proc. PKB w 2012 r. Jedną z przyczyn takiej oceny jest odłożenie wszystkich trudnych decyzji związanych z tą redukcją na ostatni okres realizacji programu. To samo zarzucała niedawno rządowi Komisja Europejska. OECD wskazuje też, że wciąż nie ma nawet projektów ustaw mających wdrożyć zmiany proponowane przez premiera.
Ostatni apel OECD dotyczy możliwie szybkiego przyjęcia unijnych reguł klasyfikacji wydatków państwa. Tragicznych skutków kreatywnej księgowości wynikającej z braku tych reguł doświadcza dziś Grecja. Zadłużenie samego Funduszu Drogowego sięga już 2 proc. PKB. Ale nie jest wliczane do rachunków finansów publicznych.
OECD nie wierzy w polski optymizm. / DGP