To, co dla Chin jest tylko małym prztyczkiem w nos, dla niektórych krajów mogłoby być finansową katastrofą. Atrakcyjna domena internetowa bywa bowiem sposobem na finansowanie państwowego budżetu.
Na początku tygodnia internetowy gigant Google, prowadzący od pewnego czasu wojnę z Pekinem, zdecydował o automatycznym przekierowywaniu z chińskiej wersji przeglądarki www.google.cn na zarejestrowaną w Hongkongu www.google.com.hk. W ten sposób najpopularniejsza na świecie wyszukiwarka omija chińską cenzurę. Dla Pekinu spór z Google’em jest niewygodny prestiżowo, ale finansowo nie traci na tym wiele. Chińska domena. cn i tak jest drugą najbardziej popularną w internecie, ustępuje tylko rozszerzeniu. com. Według stanu na koniec 2009 r. w sieci istnieje 13,4 mln stron zarejestrowanych w Chinach.
Popularność domeny nie zależy tylko od wielkości rynku i znaczenia państwa. Jej wartość zależy przede wszystkim od atrakcyjnego skojarzenia.

Miliony dla wysp na Pacyfiku

Najgłośniejszym przykładem zarabiania na krajowej domenie jest Tuvalu – wyspiarskie państewko na Pacyfiku. W 2000 r., czyli w szczycie internetowego boomu, przekazało – za 50 mln dolarów – kalifornijskiej firmie DotTV prawa do sprzedaży swojego rozszerzenia .tv. Amerykanie liczyli, że na domenę rzucą się stacje telewizyjne z całego świata. Na transakcji lepiej wyszło 12 tys. mieszkańców Tuvalu – 2 mln dolarów wpływające co roku z tego tytułu stanowią ok. 10 proc. budżetu państwa, w którym notabene nie ma żadnej stacji telewizyjnej. Tymczasem niedługo po podpisaniu umowy internetowa bańka pękła, a dziś adresy takie jak www.nbc.tv czy www.sony.tv, albo nie działają, albo są wystawione na sprzedaż.



Czarnogóra zarabia najlepiej

Nie oznacza to jednak, że na rozszerzeniach nie można już zarobić. Dowodzi tego przykład Czarnogóry, której po wyjściu z federacji z Serbią przydzielono w 2007 r. końcówkę .me (od używanej na świecie nazwy kraju Montenegro). Po tym jak wiosną 2008 r. zaczęto przyjmować zgłoszenia od użytkowników komercyjnych, okazało się, że jest to jedna z najpopularniejszych domen. – Od początku było jasne, że .me będzie miało duży udział w rynku. Już pierwszego dnia przyjęliśmy 50 tys. zgłoszeń – opowiada stacji BBC Predrag Lesić, dyrektor czarnogórskiego urzędu rejestrującego adresy internetowe. Rzeczywiście, liczba możliwości, jakie daje domena .me, jest nieograniczona: Kiss.me, Date.me, YouAnd.me, WhatAbout.me – to tylko niektóre z bardziej wartościowych. Np. adres Date.me (umów się ze mną na randkę) został sprzedany na aukcji za 70 tys. dol. Wiele innych na rynku wtórnym osiąga cenę 10 – 15 tys. dol. Do tej pory zarejestrowano ponad 320 tys. czarnogórskich adresów, co oznacza, że .me stała się najszybciej sprzedającą się krajową domeną w historii.
Kolejnym hitem okazały się domeny kameruńskie. Jedną z najczęściej popełnianych literówek w adresach internetowych jest .cm zamiast .com. W efekcie jesienią zeszłego roku adres Hotels.cm – który wcale nie oferuje noclegów w Kamerunie – sprzedany został za 81 tys. dolarów. Sporą popularnością cieszą się domeny Mikronezji (.fm) i Armenii (.am), które używane są przez radia, Mauritiusu (.mu) wykorzystywana przez firmy bądź zespoły muzyczne czy Laosu (.la), gdzie chętnie rejestrują się firmy mające siedzibę w Los Angeles. Wartość rynkową mają nawet domeny państw nieistniejących – choć ZSRR rozpadł się 19 lat temu, liczba stron z końcówką .su przekracza 80 tys.
Popularność domeny nie zależy tylko od wielkości rynku i znaczenia państwa. Jej wartość zależy przede wszystkim od atrakcyjnego skojarzenia. / ST