Pogrążona w tarapatach finansowych Grecja budzi niepokój i niesie ryzyko "zarażenia" innych krajów strefy euro - powiedział we wtorek komisarz UE ds. gospodarczych i walutowych Joaquin Almunia. Analitycy wskazują, że problemy mogą mieć Hiszpania i Portugalia.

Komisarz (który od środy obejmuje tekę konkurencji) wziął udział w pilnie zwołanej debacie w Parlamencie Europejskim o tym, jakie konsekwencje dla strefy euro będzie miało załamanie finansów publicznych Grecji. Opowiedział się za pomocą ze strony innych krajów strefy euro dla Grecji, choć nie zdradził, jak miałyby to zrobić. Sprzeciwił się jednocześnie sięgnięciu po pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW).

"Komisja Europejska jest zaniepokojona wyzwaniami gospodarczymi i fiskalnymi, którym Grecja musi stawić czoło" - oświadczył Almunia. Dodał, że "trudna sytuacja Grecji jest przedmiotem wspólnego niepokoju zarówno strefy euro, jak i Unii Europejskiej jako całości".

Wskazał na "wewnętrzne i zewnętrzne czynniki", które zagrażają stabilizacji finansowej kraju. Dowodem na ryzyko "zarażenia się" innych krajów od Grecji są - zdaniem Almunii - różnice między oprocentowaniem obligacji państwowych emitowanych w różnych krajach a najlepiej notowanych obligacji niemieckich (tzw. spread). Spready hiszpańskie i portugalskie także rosną, a wskaźniki giełdowe spadają, co jest wyrazem nieufności inwestorów do równowagi budżetowej mocno zadłużonych państw południa Europy.

Złe ratingi powodują, że rządy muszą ponosić wyższe koszty obsługi długu publicznego. W Grecji wynosi on ok. 120 proc. PKB i jest coraz trudniejszy do sfinansowania. Wraz z ubiegłorocznym greckim deficytem w wysokości 12,7 proc. PKB naraża to na szwank stabilność wspólnej waluty 16 krajów. W debacie wielu eurodeputowanych wyraziło przekonanie, że niektórzy inwestorzy wykorzystują słabość południowych krajów UE do ataków na euro.

"Są bezprecedensowe napięcia w strefie euro po raz pierwszy od jej powstania" w 1999 r. - powiedział komisarz Almunia.

Przypadek Grecji pokazuje - jego zdaniem - że kraje członkowskie UE powinny bardziej koordynować swoje polityki gospodarcze. Będzie to jednym z tematów czwartkowego nieformalnego szczytu UE w Brukseli. "Nie musimy wzywać na pomoc MFW, ale możemy i powinnśmy to zrobić sami i zrobimy to sami, wspólnie, jeżeli będziemy mieli odpowiednią koordynację i wolę polityczną. Mamy zdolność, instrumenty więcej niż wystarczające" - oświadczył.

"Chciałbym, aby liderzy strefy euro powiedzieli Grecji: w zamian za wysiłki wam pomożemy. To nie może być pomoc za darmo - w zamian za wyraźne zobowiązanie, że każdy podejmie tę odpowiedzialność, która na nim ciąży" - dodał.

W środę premier Grecji Jeorjos Papandreu jedzie do Paryża, by spotkać się z prezydentem Nicolasem Sarkozym, co wzmogło spekulacje, że Francja wraz z Niemcami (największe gospodarki strefy euro) szykują dla Grecji pakiet pomocowy. Podsyciła je jeszcze wiadomość, że prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet skraca podróż do Australii, by móc uczestniczyć w czwartek w szczycie w Brukseli, który mógłby określić, jak UE wspomoże Grecję.

W debacie eurodeputowani wzywali do wzmocnienia koordynacji polityk gospodarczych państw członkowskich oraz działań umożliwiających interwencje w przyszłości w celu zapobiegania napiętej sytuacji na rynkach finansowych.

"Naszym błędem taktycznym i strategicznym było to, że nie interweniowaliśmy natychmiast i przyjęliśmy złe podejście od samego początku" - powiedział szef frakcji liberałów Guy Verhofstadt. Krytykował "brak spójności, brak zaufania i brak solidarności" między krajami UE w obliczu kryzysu.

W ramach procedury nadmiernego deficytu Komisja Europejska objęła Grecję specjalnym nadzorem, zastrzegając prawo do narzucenia nowych, dodatkowych środków, kiedy tylko rząd Papandreu zboczy ze ścieżki drastycznych reform, do których się zobowiązał. KE uznała, że grecki plan zakładający ograniczenie deficytu z 12,7 do najwyżej 3 proc. PKB w roku 2012 jest "ambitny" i obarczony ryzykiem, ale możliwy do spełnienia.