Gdańska prokuratura bada czy były zarząd Stoczni Gdynia działał na niekorzyść firmy. Ze zgłoszenia, jakie otrzymali śledczy, wynika m.in., że kontrakty podpisywane przez b. szefostwo stoczni mogły przynieść firmie duże straty.

Jak poinformowała rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk, śledczy zajęli się sprawą po zawiadomieniu, jakie wpłynęło do prokuratury od obecnego szefostwa firmy.

"Zawiadomienie było bardzo ogólne. Po przesłuchaniu obecnego prezesa Stoczni Gdynia, postanowiliśmy wszcząć wstępne postępowanie dotyczące lat 2004-2006. Sprawdzamy wiele wątków, m.in. kontrakty, jakie zawierała stocznia w tym czasie, a które mogły przynieść firmie duże straty o nieustalonej wysokości" - powiedziała Wawryniuk.

Według anonimowych źródeł "Gazety Wyborczej", która w sobotę napisała o sprawie, b. członkowie zarządu Stoczni Gdynia działali na korzyść głównego klienta stoczni, armatora z Izraela Ramiego Ungara, a straty stoczni wynikłe z uprzywilejowanego traktowania tego armatora wynoszą ok. 500 mln zł.

Gazeta pisze też o niekorzystnej umowie, jaką w październiku 2007 r. mieli podpisać członkowie zarządu Stoczni Gdynia z właścicielem Stoczni Gdańsk - firmą ISD. Zdaniem dziennika w świetle tej umowy Stocznia Gdynia może stracić kilkadziesiąt mln zł na sprzedaży ISD pochylni.

12 września do Komisji Europejskiej zostały przesłane plany restrukturyzacji polskich stoczni. ISD zamierza połączyć stocznie w Gdańsku i Gdyni.