Branża szkoleniowa ma za sobą najcięższy rok od czasu wejścia Polski do UE. Wiele firm szkolących przetrwało tylko dzięki unijnym dotacjom. 2010 rok nie przyniesie istotnej poprawy na rynku szkoleń.
Dla branży szkoleniowej był to najsłabszy rok od momentu wejścia Polski do UE. Przedsiębiorcy, starając się zminimalizować skutki światowego kryzysu gospodarczego, cięli wszystkie mniej potrzebne wydatki, w tym te na szkolenia. Według Centrum Szkoleniowego Struktura robi to aż ponad 70 proc. firm.
Na efekty nie trzeba było długo czekać – zaczęła się dramatyczna walka firm szkoleniowych o przetrwanie.
– To dla nas ciężki rok. Obroty firm szkoleniowych spadły średnio o 30 proc. w porównaniu z 2008 rokiem. W niektórych firmach spadek sięgnął 60 proc. – ocenia Bożena Ziemniewicz, wiceprezes Polskiej Izby Firm Szkoleniowych.

Kryzys bije w małych

Z szacunków PIFS wynika, że w Polsce istnieje około 2,5 tys. firm szkoleniowych. Wartość rynku szkoleniowego w 2007 roku czy w czasie hossy sięgnęła 2,5 mld zł (nowszych danych jeszcze nie ma).
Ogromny popyt na szkolenia wywołał wzrost gospodarczy oraz dostępne od 2004 roku fundusze unijne na ten cel.
Kiedy nadszedł kryzys, rozdrobnienie rynku okazało się jego największą słabością. Małe firmy specjalizują się w standardowych szkoleniach otwartych (adresowanych do każdego, kto chce wziąć w nich udział). Z tych szkoleń polscy przedsiębiorcy zrezygnowali w pierwszej kolejności.
Według Aleksandra Drzewieckiego, prezesa House of Skills, spadek dochodów zależał od sektora, który obsługiwały firmy szkoleniowe. Najbardziej ucierpiały podmioty oferujące swoje usługi małym i średnim przedsiębiorstwom. To one najmocniej cięły wydatki na szkolenia. Nie lepiej było w firmach, które adresują swoje usługi do biznesu: sektor finansowy, teleinformatyka, leasing. Natomiast mniejszy spadek sprzedaży szkoleń zanotowano tam, gdzie firmy sprzedają produkty lub usługi konsumentom (np. branża spożywcza, farmacja, handel).



Ratunkiem dotacje z UE

Przed kompletną zapaścią branżę szkoleniową uratowały fundusze unijne. Na nowo pojawiły się one tuż przed wybuchem kryzysu, w połowie 2008 roku.
– Dla wielu firm są one szansą na przetrwanie ciężkiej sytuacji. Dużą zaletą dotacji jest ich niezależność od koniunktury gospodarczej i to, że projekty szkoleniowe, finansowane ze środków unijnych, trwają dwa lata. Daje to pewność portfela zamówień – mówi Aleksander Drzewiecki.
Zdaniem Bożeny Ziemniewicz korzystanie z dotacji ma jednak także wady. Projekty finansowane z funduszy unijnych są realizowane przez szkoleniowców po kosztach. Dzięki nim mogą przetrwać, ale nie będą się rozwijać.
Zmieniło się także podejście klientów do szkoleń. Według Piotra Juszczaka, partnera w firmie Delta Training, polscy przedsiębiorcy coraz większą uwagę zwracają na ich skutki. Żądają od firm szkoleniowych przedstawienia konkretnych dowodów na to, że dają one konkretne korzyści biznesowe. Przed kryzysem szkolenia były dla przedsiębiorców sposobem pokazania, że dbają o pracowników. Było to ważne w okresie, kiedy na rynku pracy rządził pracownik.

Lepiej już było

Zdaniem przedstawicieli firm szkoleniowych 2010 rok nie przyniesie zdecydowanej poprawy. Aleksander Drzewiecki wprost mówi, że tak dobrze, jak było w latach 2004–2008 jeszcze długo nie będzie.
– Nie ma czynników, które zdecydowanie pobudziłyby popyt na szkolenia – podkreśla.
Dodaje, że dużo zależy od tego, jak firma szkoleniowa zareagowała na kryzys. Jeśli zmieniła ofertę, ceny, model biznesowy i zredukowała koszty, to przyszły rok może przynieść jej szansę na rozwój. Wiele innych nadal będzie walczyć, by w ogóle przetrwać.
– Z sygnałów płynących od klientów wynika, że odbicie na rynku powinno nastąpić w połowie 2010 roku – mówi Piotr Juszczak.
Zastrzega jednak, że branży nie uda się wrócić do stanu z 2008 roku.