NBP szykuje rewolucję w sposobie dystrybucji monet kolekcjonerskich. Od stycznia bank centralny będzie je sprzedawał na aukcji internetowej. Kolekcjonerzy, którzy do tej pory kupowali monety po określonych cenach w oddziałach NBP, nie są tym zachwyceni.
Do sprzedaży monet kolekcjonerskich NBP stworzył specjalny system – Kolekcjoner. Ma on zlikwidować kolejki przed oddziałami w dniu emisji nowych monet.

Ceny pod kontrolą

Najważniejsza nowość: NBP nie będzie ustalał cen sprzedaży. Te ustalą sami kolekcjonerzy w trakcie licytacji, choć będą one musiały się mieścić w widełkach podanych przez NBP. Będą obowiązywać limity dla poszczególnych grup inwestorów. Klienci indywidualni będą mogli kupować maksymalnie pięć sztuk z jednej serii. Firmy do 5 tys. Jeśli popyt przewyższy podaż, zapisy będą redukowane.
– Doszliśmy do wniosku, że nie sprawdzają się obecne zasady ustalania cen monet i podziału nakładów pomiędzy poszczególnych uczestników rynku numizmatycznego. W ostatnich latach zrodziły one masę patologii i wykreowały rzeszę spekulantów, a to wszystko negatywnie odbiło się i na firmach numizmatycznych i na kolekcjonerach – mówi Jacek Polkowski z NBP.
Jednak pomysł NBP wśród kolekcjonerów nie wywołał euforii. Ciągle nie wiedzą, jak będzie wyglądał przydział licytowanych monet.
– To nie będzie aukcja sensu stricto, bo każdy uczestnik ma licytować w ciemno, nie widząc innych ofert. Jedynym punktem odniesienia będzie minimalna i maksymalna cena podana przez NBP oraz zdrowy rozsądek. Nie są jeszcze jasne zasady przydziału kupionych monet i sposobu redukcji zapisów. Z opinii naszych klientów i forumowiczów wynika, że w pierwszych miesiącach przyszłego roku na rynku może zapanować chaos – mówi Filip Fertner, szef portalu emonety.pl.



Nowość nie tylko w Polsce

Bartosz Wojtczak z e-numizmatyka.pl dodaje, że sposób sprzedaży monet zaproponowany przez bank centralny to światowy ewenement.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby pierwsze emisje na początku roku były sprzedawane po cenach maksymalnych. Minie trochę czasu, zanim kolekcjonerzy odnajdą się w nowym systemie – mówi.
Kto na tym zyska? Zapewne NBP, który może uzyskać wyższy przychód. Może być za to trudniej o duży zysk z monet na rynku wtórnym.
– Nadal będzie istniał rynek wtórny monet i banknotów kolekcjonerskich, ale pozostaną na nim tylko najbardziej doświadczeni i najwięksi gracze. Przestanie się za to opłacać spekulowanie monetami i obracanie ich niewielkimi ilościami. Zatem z rynku zniknie wielu drobnych spekulantów – mówi Jacek Polkowski z NBP.
Według Filipa Fertnera nie sposób dziś ocenić, jak na potencjalne stopy zwrotu z monet wpłynie urynkowienie ich cen już na etapie rynku pierwotnego. Jego zdaniem istotne będą też nakłady poszczególnych serii.

Ważny jest nakład

– Nie sądzę, by z upływem czasu monety przestały zyskiwać na wartości. Tym bardziej że NBP zapowiada ograniczenie nakładów. W roku 2009 nakłady były wysokie, co było negatywnie oceniane przez kolekcjonerów. Emisja rzędu 100 tys. sztuk to dużo, rynek tego nie lubi. Ograniczenie nakładów mogłoby pozytywnie wpłynąć na cenę monety w średnim terminie – mówi.
NBP rzeczywiście ograniczy emisje – ale raczej nie w przyszłym roku.
– Z opinii, jakie otrzymujemy od kolekcjonerów, wynika, że są oni w stanie zapłacić wyższą cenę jednostkową za monetę rzadszą, wyemitowaną w niższym nakładzie. Dlatego poważnie rozważamy możliwość stopniowego zmniejszania nakładów monet. Z pewnością jednak nie nastąpi to od razu. Najbardziej prawdopodobnym wariantem jest uwzględnienie tych postulatów w nowym planie emisyjnym na 2011 rok – mówi Jacek Polkowski.