Do końca 2010 roku mają zostać zlikwidowane wszystkie gospodarstwa pomocnicze.
Rząd twierdzi, że przyniesie to nawet 20-procentowe oszczędności, bo część usług, które świadczą, zostanie zakupiona na wolnym rynku. Ale eksperci przestrzegają: nie ma żadnej gwarancji, że prywatna firma poprowadzi taniej np. ministerialną stołówkę.
Czym zajmują się gospodarstwa pomocnicze? Prowadzą np. bufety i stołówki w urzędach. Są odpowiedzialne m.in. za funkcjonowanie piekarni, pralni, zakładów szkoleniowych, wydawniczych, remontowo-budowlanych, sprzątanie, a nawet naprawę samochodów.

Budżet nic z tego nie ma

To był pomysł premier Gilowskiej, by pozbyć się gospodarstw pomocniczych. Nie ma potrzeby, by jednostka administracji publicznej prowadziła działalność gospodarczą. Gospodarstwa pomocnicze mają osobne budżety, zyski wykorzystują na własne cele, a budżet państwa nic z tego nie ma – przyznaje Mariusz Błaszczak, szef kancelarii premiera za rządów Jarosława Kaczyńskiego.
Ministerstwo Finansów w uzasadnieniu do projektu ustawy o finansach publicznych podało, że zamawianie usług na zewnątrz i likwidacja gospodarstw mają przynieść oszczędności rzędu 10 – 20 proc. Jak mówi prof. Wiesława Miemiec z Katedry Prawa Finansowego Uniwersytetu Wrocławskiego, nadzieje Ministerstwa Finansów wynikają z wyeliminowania ważnej pozycji w kosztach: wynagrodzeń pracowników. – W przypadku zakupu usług na rynku koszty związane z obsługą osobową jednostki poniosą firmy, które wygrają przetarg lub będą realizowały zamówienie na podstawie zleceń – mówi prof. Miemiec.



Taniej nie będzie

Nie ma jednak pewności, czy usługi kupowane na rynku będą tańsze. – To nie spowoduje zmniejszenia kosztów. Jeśli gospodarstwo funkcjonowało prawidłowo i jego finanse były dobrze kontrolowane, to świadczone usługi mogły być tanie. Jeśli te usługi kupimy na zewnątrz, na pewno będzie drożej – uważa prof. Eugeniusz Ruśkowski, kierownik Katedry Finansów Publicznych i Prawa Finansowego Uniwersytetu w Białymstoku. Uzasadnia, że obecnie gospodarstwa pomocnicze są wyspecjalizowane w obsłudze urzędów i instytucji publicznych i nie doliczają marż do usług, które im świadczą. – Poza tym sama procedura przetargów nie zmusza do przyjęcia oferty, która jest najtańsza – mówi nasz rozmówca.
Inni eksperci wskazują jednak, że rynek wymusza obniżenie kosztów. – Nikt od gospodarstw nie wymaga, aby były rentowne. Nabywanie takich samych usług na rynku prywatnym może więc doprowadzić do obniżenia wydatków – mówi dr Michał Bitner z Instytutu Nauk Prawno-Administracyjnych Uniwersytetu Warszawskiego.
Mariusz Błaszczak widzi natomiast jeszcze jedno niebezpieczeństwo. – Weźmy trywialną rzecz jak sprzątanie kancelarii premiera. Ze względów bezpieczeństwa i na ochronę informacji niejawnych, lepiej, by czynności te wykonywały osoby zatrudnione w tej instytucji. Za premiera Kaczyńskiego jego gabinet sprzątały osoby, co do których rzetelności, nie tylko zawodowej, mieliśmy absolutną pewność. ABW sprawdzała, czy nie mają np. uzależnień lub innych problemów podważających zaufanie do nich – wyjaśnia.

Ile zarobią firmy

Jak wynika z kalkulacji DGP, w wyniku likwidacji gospodarstw pomocniczych do firm w formie zamówień publicznych i zleceń może trafić nawet 700 mln zł rocznie, w tym część już w 2010 r.
Skąd takie wyliczenie? Co roku wszystkie gospodarstwa pomocnicze i zakłady budżetowe dysponują środkami rzędu ok. 2 mld zł. Ich likwidacja spowoduje więc przesunięcie tych środków do jednostek budżetowych, spółek i sektora prywatnego.
Resort finansów określił w projekcie ustawy wprowadzającej ustawę o finansach publicznych, że w 20 proc. likwidowane gospodarstwa pomocnicze zostaną zastąpione przez jednostki budżetowe, czyli przez formy organizacyjne w pełni skonsolidowane, natomiast w pozostałych przypadkach (a więc 80 proc. – red.) utworzenie własnej formy rynkowej (spółki) lub zakup usługi na rynku są równie prawdopodobne.
Jeśli tak faktycznie się stanie, to zakładając, że 40 proc. usług zostanie kupionych na rynku, oraz biorąc pod uwagę wyłącznie środki, jakimi dysponują gospodarstwa i zakłady państwowe, do firm prywatnych może trafić prawie 700 mln zł w postaci zamówień publicznych co roku.