Co robi pacjent, gdy dostrzeże pierwsze objawy choroby? Bardzo często, zanim pójdzie do lekarza, siada przed komputerem i w internetowej wyszukiwarce sprawdza informacje o dręczących go dolegliwościach.
Właśnie w oparciu o takie poszukiwania rok temu Google stworzył system ostrzegania przed epidemiami grypy. Wczoraj ruszył on w Polsce. Zdania polskich lekarzy co do skuteczności tego systemu są jednak mocno podzielone.
Grypa, gorączka, kaszel, ból mięśni – gdy internauci zaczynają masowo sprawdzać w wyszukiwarkach takie hasła, można domyślić się, że przynajmniej część z nich może być chora na grypę. Takie jest właśnie główne założenie Google Flu Trends, czyli narzędzia stworzonego do przewidywania zagrożenia tą chorobą. – System jest jednak bardziej skomplikowany, bo dane o zapytaniach porównujemy z oficjalnymi statystykami o zachorowaniach od 2003 roku.
W ten sposób powstał specjalny algorytm, który pozwala przewidzieć z 1 – 2-tygodniowym wyprzedzeniem atak grypy – tłumaczy nam Marta Jóźwiak z polskiego oddziału Google. Do tej pory system działał w USA, Australii i Nowej Zelandii. Wczoraj uruchomiono go jednak jeszcze w kolejnych kilkunastu krajach. Oprócz Polski została nim objęta znaczna część Europy i eksperymentalnie Rosja. – Informacje o polskiej statystyce zachorowań uzyskaliśmy z Europejskiego Centrum Prewencji i Kontroli Chorób Zakaźnych oraz z Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Podobnie jak w przypadku innych krajów europejskich daje to gwarancję wysokiego poziomu naszych szacunków – dodaje Jóźwiak.
Od wczoraj na stronie www.google.org/flutrends można zobaczyć, jak Google ocenia ryzyko wystąpienia epidemii. W Polsce jest ono właśnie niskie, ale na Ukrainie już umiarkowane, a na Węgrzech wręcz wysokie.
– Największym plusem tego systemu jest możliwość odzwierciedlenia aktywności wirusa grypy w danym rejonie niemal w czasie rzeczywistym – uważa Jan Bondar z Głównego Inspektoratu Sanitarnego. – System ten stosowany obok tradycyjnych metod kontrolowania grypy może być naprawdę pomocny. Nie oszukujmy się, świat się zmienia, a pacjenci coraz częściej pomocy w pierwszej kolejności szukają w internecie – dodaje Bondar.
Według właśnie opublikowanego badania Health Barometre 2009 z internetu w celu znalezienia jakiejś informacji na temat zdrowia korzysta już ponad połowa Polaków. – I dlatego warto wykorzystać to medium do zdobycia szybkiej informacji o zbliżającej się grypie – uważa Andrzej Włodarczyk, szef Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.



– Jeśli jest dym, to może być i ogień. Skoro ludzie zaczynają powszechniej pytać o grypę, to bardzo możliwe, że stoi za tym nasilenie się choroby. Z drugiej strony trzeba jednak uważać na całkiem sporą grupę ludzi, którzy choć wcale nie są chorzy, to namiętnie szukają w internecie informacji o chorobach. Oni mogą doprowadzić do znacznego zafałszowania wyników – dodaje Włodarczyk.
Rzeczywiście, jak pokazują przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych przez Microsoft badania, cyberchondria – czyli hipochondria spowodowana informacjami z sieci – staje się poważnym problemem. Blisko co dziesiąty internauta tak zapędza się w swoich poszukiwaniach, że trafia na coraz bardziej wyolbrzymione schorzenia. Właśnie dlatego nie wszyscy eksperci ufają systemowi opracowanemu przez Google.
– Mamy naprawdę sprawne zasady diagnozowania i ostrzegania przed epidemiami grypy. Działają one na podstawie najbardziej wiarygodnych informacji, czyli wywiadów od lekarzy i pacjentów – uważa profesor Lidia Brydak, szefowa Krajowego Ośrodka ds. Grypy. – Żaden system oparty na enigmatycznych pytaniach zadanych w internecie tego nie zastąpi – dodaje Brydak.
Rozwój internetowej medycyny
Google Health to amerykański serwis gromadzący informacje dotyczące stanu zdrowia pacjentów, wyników badań oraz przebiegu chorób. Działa od marca 2008 r. Na początku dane medyczne dotyczące pacjenta były dostępne tylko dla niego. Potem Google pozwoliło na przekazywanie danych medycznych pacjenta pomiędzy użytkownikami, np. członkami rodziny i przyjaciółmi. Wszystko po to, by w razie gdy przytrafi mu się coś złego w obcym miejscu lekarze mieli dostęp do podstawowych danych na temat jego zdrowia. Na podobnej zasadzie ma działać serwis Keas, tworzony właśnie przez byłego szefa Google Health – Adama Bosworth’a. Osoba zainteresowana skorzystaniem z portalu podaje przy rejestracji podstawowe dane (wiek, płeć, miejsce zamieszkania) i informacje zdrowotne (waga, wyniki badań laboratoryjnych, historia choroby), które przez system zostają przetworzone w zindywidualizowane i dostosowane do podanych danych plany i porady zdrowotne.
W Polsce ciekawą stroną dotyczącą zdrowia jest Mamsm.pl o stwardnieniu rozsianym.
Można z niej nie tylko dowiedzieć się sporo na temat choroby, ale przede wszystkim dzięki specjalnie przygotowanej symulacji poczuć, czym jest SM.