Zapasy samochodów cieszących się największym wzięciem klientów nie są zbyt duże. Promocje hamuje kurs złotego wobec euro. Dystrybutorzy liczyli, że spadnie on poniżej 4 zł. Zamiast rabatów cenowych firmy wolą dawać darmowe ubezpieczenia.
W salonach ruszyły promocje na nowe auta. Jednak importerzy wciąż nie wiedzą, na jak duże upusty będą mogli sobie pozwolić tej jesieni.
Twierdzą, że ostateczne decyzje w tej sprawie zapadną w ciągu dwóch – trzech tygodni. Do tego czasu łowcy okazji nie mają co liczyć na duże upusty.
Jaki jest powód ostrożności dystrybutorów? Przede wszystkim ograniczone zapasy samochodów. W ostatnich miesiącach zostały one przetrzebione przez zagranicznych brokerów, zajmujących się reeksportem. W efekcie, aut, które cieszą się największym wzięciem klientów, nie jest zbyt wiele. Sytuacja może się jednak wkrótce odmienić, ponieważ np. w Niemczech kończy się rządowy program dopłat do zakupu nowych pojazdów. Eksperci spodziewają się, że wyraźnie osłabi to popyt u naszych zachodnich sąsiadów. Wówczas samochody zjeżdżające w taśm produkcyjnych błyskawicznie trafią do Polski.
– Jeżeli tak się stanie, importerzy prawdopodobnie zdecydują się na duże promocje, aby przy obecnej fluktuacji kursu złotego nie ryzykować i nie trzymać aut na przyszły rok – uważa Maciej Janiszewski, dyrektor zarządzający KPI Sports Cars, wyłącznego przedstawiciela Porsche na Polskę.
Ale ostateczne decyzje w tej sprawie zależą nie tylko od zagranicznych fabryk, ale też od strategii przyjętej przez importerów. Konkretnie od tego, jak dużo aut na ostatnie miesiące tego roku zamówili. Takie informacje są natomiast pilnie skrywaną tajemnicą, o której nie wiedzą nawet jeszcze dealerzy. Oficjalnych komunikatów od importerów w sprawie ewentualnych promocji na jesień spodziewają się w większości przypadków w ciągu dwóch – trzech tygodni.



Jeszcze ważniejszy jest kurs euro wobec złotego. – Żeby wprowadzić sensowną promocję, notowania euro musiałyby spaść grubo poniżej 4,2 zł – mówi Wojciech Halarewicz, szef Mazdy w Polsce.
Według niego promocjom nie sprzyja też osłabienie popytu wewnętrznego na samochody. Utrzymanie w tym roku sprzedaży nowych aut na poziomie z ubiegłego roku to wyłącznie zasługa prowadzonego przez dealerów reeksportu aut do zachodnich krajów. Jednak zdaniem Adama Pietkiewicza, szefa Polskiej Grupy Dealerów, ten kanał sprzedaży już się kończy.
– W przyszłym roku w związku z brakiem reeksportu możemy spodziewać się spadku rynku o 20 proc. – prognozuje Pietkiewicz.
Takie tąpnięcie rynku doprowadzi do tego, że prowadzona w salonach sprzedaż ledwie wystarczy na pokrycie kosztów prowadzenia salonów.
– Do poważnego zamieszania dojdzie jednak w przypadku dealerów prowadzących działalność w miejscowościach liczących do 100 tys. mieszkańców – mówi Tadeusz Dudojć, właściciel Euro Centrum Tadeusz ze Szczecina.
Przekonuje on, że bankrutujących tam dealerów będą przejmować potężniejsze grupy.
Czy jest jakaś szansa na osłabienie skutków malejącego popytu na nowe samochody? W opinii przedstawicieli branży motoryzacyjnej odpowiednimi instrumentami tej kwestii dysponuje rząd.
– Utrzymanie kratki może zmniejszyć spadek popytu do 10 proc., gdyż to właśnie ten przepis pobudza do zakupów polskich przedsiębiorców – szacuje Pietkiewicz.
Na zakupy ruszyć też mogą korporacje międzynarodowe. Jak twierdzi Pietkiewicz, 2010 r. to najwyższa pora na wymianę wyeksploatowanej już floty samochodowej, której średni wiek wynosi 4 lata.