Politycy różnią się w ocenach informacji o znacznym wzroście przyszłorocznego deficytu budżetowego. Koalicja przekonuje, że to efekt spowolnienia gospodarki i chce szukać dodatkowych wpływów, głównie z prywatyzacji. Opozycja uważa, że plany finansowe mają związek z przyszłorocznymi wyborami i zarzuca rządowi brak działań antykryzysowych.

"Rzeczpospolita", "Gazeta Wyborcza" i "Dziennik", podały w sobotnio-niedzielnych wydaniach, że według ministra finansów Jacka Rostowskiego przyszłoroczny deficyt budżetu może wynieść 52,2 mld zł.

"Polska gospodarka wciąż rozwija się najlepiej w Europie, ale jest spowolnienie, są mniejsze wpływy do budżetu państwa. Stąd trudne i dramatyczne decyzje" - powiedział w niedzielę w Radiu Zet Zbigniew Chlebowski, w programie "Siódmy dzień tygodnia".

Jak wskazywał, ewentualna alternatywna dla wzrostu deficytu decyzja - podniesienie podatków i tym samym kosztów pracy - "byłaby w czasach kryzysu złym ruchem".

"Weźcie odpowiedzialność za to co robicie"

Pytany o podniesienie składki ubezpieczeniowej Chlebowski powiedział, że były "takie przymiarki i wyliczenia, ewentualne dyskusje trwały". "Wydaje się, że mieliśmy dość jasny sygnał z kancelarii pana prezydenta, że zgody na to raczej nie będzie" - powiedział.

Szef BBN Aleksander Szczygło podkreślał w tym kontekście, że prezydent nie może zawetować ustawy budżetowej. "Weźcie odpowiedzialność za to co robicie" - zwrócił się do polityka PO. Szczygło wskazywał także, że "deficyt określony na poziomie 52 mld to deficyt tylko w sferze rządowej, a oprócz tego są jeszcze samorządy". "Ta wielkość może być znacznie większa" - ocenił.

Chlebowski przekonywał, że rząd "koncentruje się nie tylko na tym co wydaje się teoretycznie łatwe - czyli zwiększeniem deficytu". Jak mówił, od dłuższego czasu obniżane są wydatki publiczne, zwiększane wykorzystanie środków z Unii Europejskiej i planowana prywatyzacja.

Żelichowski: "pewne możliwości są jeszcze w ściągalności podatków"

Stanisław Żelichowski (PSL) przypominając, że deficyt to różnica między wydatkami, a wpływami do budżetu państwa podkreślał, że trzeba zrobić wszystko żeby przychody były jak największe.

Jego zdaniem, "pewne możliwości są jeszcze w ściągalności podatków". Wskazywał także, że środki można by pozyskać sprzedając grunty należące do państwa, a przekazane w dzierżawę. Pytany o "porządki w KRUS" polityk ludowców wyraził opinię, że "zmiana składek z KRUS na ZUS" wymagałaby wydania na początek sześciu miliardów złotych "na co nas w tej chwili nie stać".

Joachim Brudziński (PiS) jest przekonany, że zapowiedzi deficytu na poziomie ponad 50 mld zł to "nic innego jak pisanie budżetu wyborczego na 2010 r. dla premiera Donalda Tuska".



"To nie jest żadna dziura Rostowskiego, to jest dziura Donalda Tuska"

"Całe kuglowanie, cała inżynieria, nawet nie tyle finansowa dokonywana jest na żywym organizmie finansów publicznych, () to inżynieria zarządzania informacją" - mówił w Radiu Zet Brudziński. Jego zdaniem, ma ona polegać na tym, by "z jednej strony epatować opinię publiczną wizją Polski jako "zielonej wyspy" na tle światowego kryzysu, po czym wystarczy parę dni żeby już opinie publiczna przygotowywać do tego, że w 2010 r. Donald Tusk będzie rozdawał pieniądze publiczne".

"To nie jest żadna dziura Rostowskiego, to jest dziura Donalda Tuska" - przekonywał polityk PiS, wskazując, że to politycy jego ugrupowania wzywali np. do niepłacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego.

Chlebowski przekonywał, że "budżet na 2010 to nie budżet wyborczy". Jak wskazywał, "cała administracja publiczna w Polsce musi zaplanować budżet o 10 proc. mniejszy niż w 2009 r.".

"Mieliście przedstawić program ratowania Polski przed kryzysem, nie przedstawiliście żadnego"

"Wielu Polaków ocenia, że politycy odrywają się od rzeczywistości, a młodzi mówią, że polityka to Matrix. Jak się słucha niektórych wypowiedzi, a szczególnie przewodniczącego Chlebowskiego, to mają rację" - ocenił Grzegorz Napieralski (SLD),

Jak podkreślał, "premier Donald Tusk zapowiadał, iż nie będzie zadłużania państwa, i to jest najważniejszy postulat". "Teraz nagle mówicie, że chcecie zadłużyć państwo i będą to spłacały pokolenia" - powiedział. "Mieliście przedstawić program ratowania Polski przed kryzysem, nie przedstawiliście żadnego" - dodał.

Resort finansów zapowiada na 2010 r. deficyt budżetu państwa na poziomie 52,2 mld zł oraz wzrost długu publicznego o 6 proc. w 2009 r. i o kolejny punkt procentowy w 2010 r. Tym samym na koniec 2010 r. dług publiczny może przekroczyć poziom 55 proc. PKB.