Producenci poszukują nowych rynków na Bliskim Wschodzie, w Chinach i za oceanem. Tatuum otworzy w grudniu pierwszy sklep z odzieżą w Szanghaju. Firma kosmetyczna Inglot chce mieć 30 salonów w USA, pierwszy ruszył na Broadwayu.
Załamanie koniunktury w Niemczech, Czechach, Słowacji, Rosji zmusiło polskie marki odzieżowe do ograniczenia działalności na tamtych rynkach. Nie znaczy to jednak, że krajowe firmy zupełnie rezygnują z zagranicznej ekspansji, po prostu poszukują nowych rynków zbytu.

W Chinach uszyte i sprzedane

Firma Kan, właściciel marki odzieżowej Tatuum, chce sprzedawać swoje kolekcje w Chinach.
– Pierwszy sklep w Szanghaju otworzymy w grudniu – informuje Marcin Kleszczewski z Kan.
Wyjaśnia, że firma chce być obecna na największym rynku świata.
– A Szanghaj to najbardziej nowoczesna i najdynamiczniej rozwijająca się metropolia Państwa Środka. Oczywiście dużym ułatwieniem jest to, że posiadamy tam już zaplecze organizacyjne, znamy przepisy i realia biznesowe. Istotna część kolekcji powstaje w tamtym regionie. Od kilku lat istnieje tam też nasza firma zajmująca się kontrolą jakości, organizacją dostaw i zakupem – wymienia Marcin Kleszczewski.
Perspektywy chińskiego rynku potwierdza raport sporządzony przez firmę Cushman & Wakefield. Przez najbliższe trzy lata przychody na osobę w Szanghaju mają rosnąć w tempie 12–15 proc. rocznie. Dlatego ten rynek przyciąga kolejnych graczy. Nowych rynków szuka sieć obuwnicza Gino Rossi, która w Polsce ma 76 sklepów, a za granicą 25. Te na Dalekim Wschodzie to jedna z możliwości.
– Niedługo rozpoczniemy prace nad nową strategią rozwoju zagranicznego. Na pewno zamierzamy utrzymać się w krajach, w których już jesteśmy obecni, takich jak Rosja, Ukraina, Gruzja, Niemcy, Czechy i Węgry, ale też planujemy wejście na zupełnie nowe rynki – zapowiada Maciej Fedorowicz, wiceprezes Gino Rossi.
Daleki Wschód kusi też firmy kosmetyczne. Bell prowadzi rozmowy o współpracy w Indiach.
– Jesteśmy zainteresowani tym rynkiem, chociaż trudno powiedzieć, jaki będzie efekt – mówi Krzysztof Pałyska, prezes Bell.
Firma kosmetyczna Inglot pracuje natomiast nad otworzeniem salonu w Hong Kongu.
Chiński rynek dobrze poznała już firma Mokate, producent Cappuccino, która swoje produkty sprzedaje tam od 2 lat.
– W tym roku jednak udało nam się podwoić ich sprzedaż w porównaniu z 2008 rokiem, co tylko dowodzi, jakie perspektywy cechują ten rynek. Mamy nadzieję, uda nam się osiągać dwucyfrowe wzrosty sprzedaży – mówi Jerzy Chrystowski, doradca zarządu Mokate.



Bliski Wschód bardziej bliski

Plany ekspansji polskich producentów nie kończą się jednak na Dalekim Wschodzie. Sieć Tatuum, która liczy 88 sklepów, w tym 43 poza Polską (Czechy, Węgry, Ukraina, Niemcy, Rosja, Dubaj), chce w najbliższych latach otwierać za granicą kilkanaście sklepów rocznie. Firma ma już podpisanych 16 umów na nowe sklepy. Już w przyszłym tygodniu jeden otworzy w Wilnie, w październiku w Bukareszcie, a w marcu przyszłego roku w Bratysławie.
– W Polsce, Czechach czy na Węgrzech zbliżyliśmy się do poziomu nasycenia. Działamy we wszystkich najlepszych centrach i na ulicach handlowych. Oczywiście bierzemy udział we wszystkich nowych projektach handlowych, ale ich liczba jest dość ograniczona – wyjaśnia Marcin Kleszczewski.
Dlatego sieć planuje rozwój na nowych rynkach, takich jak Skandynawia, Niemcy, Austria, Benelux oraz kraje byłej Jugosławii.
– Po trudnych początkach we wschodnich landach, podjęliśmy odważną decyzję otwarcia sklepu na jednej z najdroższych ulic świata, Zeil-Strasse we Frankfurcie. Była to słuszna decyzja. Obecnie poszukujemy kolejnych lokalizacji. Wymaga to jednak czasu, gdyż interesujące oferty pojawiają się rzadko – mówi Marcin Kleszczewski.
Podkreśla, że to rynek, na którym centra handlowe mają drugorzędne znaczenie, a budowa wizerunku wymaga obecności na głównych ulicach handlowych. Firma będzie też kontynuować ekspansję na Bliskim Wschodzie.
– Zachęcają nas do tego dobre wyniki osiągane przez nasz pierwszy sklep w tym regionie, który znajduje się w największym centrum handlowym świata Dubai Mall – uzupełnia Marcin Kleszczewski.
Mokate, która jest już obecna m.in. w Syrii, Egipcie i Jordanii, szuka już nowych miejsc.
– Kolejnym kierunkiem, który nas interesuje, są Bałkany, mamy już swój przyczółek w Chorwacji. W 2007 roku rozpoczęliśmy współpracę z firmą Alba spod Zagrzebia, która produkuje na naszej licencji i z naszych surowców Cappuccino – mówi Jerzy Chrystowski.
Firma chce umacniać pozycję na Słowacji, w Czechach i na Węgrzech gdzie – w przeciwieństwie do marek odzieżowych – polscy producenci żywności radzą sobie bardzo dobrze. To priorytetowe rynki dla tego producenta.
– W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy tego roku eksport na te rynki zwiększył się o 160 proc. w porównaniu do analogicznego okresu 2008 roku – mówi przedstawiciel Mokate.

Polskie kosmetyki za oceanem

Dzięki firmie Inglot, która ma już 180 sklepów w Polsce oraz blisko 60 za granicą, polskie kosmetyki można kupić także w Stanach Zjednoczonych. W lipcu odbyło się wielkie otwarcie flagowego sklepu tej marki w Nowym Jorku, na Broadwayu rocznie odwiedzanym przez 40 mln osób. W tym roku firma chce jeszcze uruchomić salon w Las Vegas.
– W sumie interesuje nas 30 lokalizacji w Stanach Zjednoczonych – mówi Wojciech Inglot, prezes spółki Inglot.
Woli mówić o tym, co już zrobił, a nie o tym, co dopiero planuje zrobić, ale dodaje, że w październiku planowane jest otwarcie salonu w Glasgow, a potem w Katarze.
– Uruchomimy też pierwszy sklep w Wilnie – dodaje Wojciech Inglot.
Podkreśla, że firma mogłaby otwierać znacznie więcej sklepów rocznie, ale jest zainteresowana wyłącznie najlepszymi lokalizacjami. Obecnie salony marki Inglot można spotkać w Australii, na Bliskim Wschodzie, w Turcji, Londynie, Dublinie czy na Malcie, w USA.



USA zawsze popularne

Zakusy na rynek amerykański robi też firma kosmetyczna Bell. Pierwszym krokiem w tym kierunku ma być udział producenta w jesiennych targach w Nowym Jorku.
– Chcemy rozeznać się w tej branży za oceanem. Udział w targach nie oznacza jednak, że interesują nas wyłącznie Stany Zjednoczone. W swojej ekspansji zagranicznej bierzemy pod uwagę również kraje Ameryki Południowej – mówi Krzysztof Pałyska.
DLACZEGO SZANGHAJ INTERESUJE POLSKIE FIRMY
● rozwój infrastruktury – do 2010 roku w mieście będzie działało 11 linii metra, obecnie jest 9.
● powstają nowe centra handlowe, które w ciągu dwóch lat mają odpowiadać za 66 proc. sprzedaży detalicznej.
● 100 proc. detalistów działających na rynku w Szanghaju zapowiada dalszy rozwój marki poprzez otwieranie nowych sklepów.
● przychód na jedną osobę będzie rósł w ciągu najbliższych trzech lat w tempie 12–15 proc. rocznie.
● sprzedaż detaliczna będzie rosła w tempie 12–13 proc. w skali roku.
● zakup ubrań zajmuje drugie miejsce w wydatkach budżetowych gospodarstw domowych. Ich udział stanowi 7,7 proc. Na pierwszym miejscu jest żywność – 35,5 proc.
OPINIA
MAGDALENA JAGODZIŃSKA
analityk z Erste Securities Polska
Kilka lat temu marka Reserved planowała podbić Dubaj. Skończyło się jednak tylko na deklaracjach. Miejmy nadzieję, że tym razem polskiej marce odzieżowej powiedzie się. Szczególnie że rynek szanghajski jest rynkiem wciąż rozwijającym się. Podobnie zresztą jak rynki wschodniej i centralnej Europy, na których krajowe marki już odnoszą sukcesy. A to dlatego, że rynki te ciągle są nienasycone, konkurencja ze strony zagranicznych firm wciąż nie jest na nich duża, a wydatki na ubrania czy odzież stale rosną.
Dlatego ekspansja marki odzieżowej Tatuum w Szanghaju może się udać. Na pewno na jej korzyść sprzyja produkcja w Chinach, co będzie miało duży wpływ na obniżenie kosztów logistycznych tego przedsięwzięcia. By działalność na zagranicznym rynku była opłacalna, nie wystarczy jednak otworzyć dwie, trzy placówki. Chyba że firma zamierza na początku przetestować swoją rację bytu w tamtym regionie.
Polscy producenci odzieży i obuwia za granicą / DGP