Rozwój energetyki wiatrowej wiąże się z budową elektrowni, które będą zastępować wiatraki przy bezwietrznej pogodzie. Operator sieci energetycznych już teraz przygotowuje pierwszy projekt takiej inwestycji.
Lawinowo wzrasta zainteresowanie inwestorów budową farm wiatrowych. O ile do końca grudnia 2008 r. w Polsce wydano lub uzgodniono warunki przyłączenia do sieci dla farm wiatrowych o mocy około 6,9 tys. MW, o tyle teraz ta liczba przekracza już 12 tys. MW.
Zdaniem Stefanii Kasprzyk, prezesa PSE Operator, gdy powstaną farmy wiatrowe o mocy 8 tys. MW (to jednocześnie poziom produkcji energii odnawialnej, który spełnia wymagania UE, a może to nastąpić za około siedem lat), to trzeba będzie je ubezpieczać zwykłymi elektrowniami rezerwowymi o mocy 1,9 tys. MW. Na razie w Polsce pracują farmy wiatrowe o mocy około 538 MW.
– W naszej ocenie bezpieczne jest przyłączenie do systemu farm wiatrowych o mocy około 8000 MW, ale jednocześnie powinno powstać około 1900 MW źródeł interwencyjnych. Byłyby one uruchamiane w przypadku braku wiatru – mówi Stefania Kasprzyk.
PSE Operator planuje budowę takich elektrowni. Pierwszy przygotowywany projekt zakłada uruchomienie elektrowni o mocy około 600 MW.
– To powinny być przede wszystkim źródła gazowe. Energia z gazu jest w Polsce najdroższa, jednak takie elektrownie szybko się buduje i uruchamia w razie potrzeby. Dosyć niskie są też nakłady inwestycyjne, bo poniżej 1 mln euro na 1 MW – mówi dyrektor Janusz Bil z Vattenfall Poland.
Projektując budowę bloku gazowego o mocy 400 MW w Stalowej Woli, PGNiG i Tauron Polska Energia oszacowały koszty budowy na 1,5–1,8 mld zł.
To oznacza, że aby wybudować, opierając się na gazie, tylko około 2000 MW zabezpieczających pracę farm wiatrowych o mocy 8 tys. MW, trzeba zainwestować 7,1–8,5 mld zł. Nikt się na to nie zdecyduje bez pewności, że sprzeda prąd z nowych elektrowni.
– Elektrownie pracujące jako rezerwowe źródła mocy działają do kilkuset godzin rocznie. To oznacza, że produkują mało i żeby im się to opłacało, muszą uzyskiwać ceny wyższe od rynkowych. Inaczej czas zwrotu inwestycji wydłużałby się do nieakceptowalnych okresów – mówi Remigiusz Chlewicki z Ernst & Young.
Prąd z elektrowni rezerwowych kupowałby PSE Operator. Aby zdobyć na to środki, musiałby prawdopodobnie podnieść opłatę przesyłową. Nie wiadomo, czy zgodzi się na to regulator – Urząd Regulacji Energetyki odmówił wczoraj komentarza na ten temat.
Skąd pośpiech inwestorów?
– Liczba wniosków o wydanie warunków przyłączenia farm wiatrowych do sieci rośnie gwałtownie, bo inwestorzy chcą je uzyskać i podpisać umowy przyłączeniowe zanim wejdą w życie nowe przepisy nakładające na inwestorów obowiązek wpłacania opłat zaliczkowych już na etapie ubiegania się o warunki – uważa prezes PSE Operator.
Zaliczka ma wynosić 30 tys. zł za 1 MW, ale kto zdąży podpisać umowę przyłączeniową przed zmianą prawa, nie będzie musiał jej płacić.
OPINIA
DOMINIKA WĄGRODZKA
partner w kancelarii bnt Neupert Zamorska & Partnerzy



Dominika Wągrodzka, partner w kancelarii bnt Neupert Zamorska & Partnerzy
Według rządowego projektu nowelizacji obowiązek zapłaty zaliczki na poczet kosztów przyłączenia OZE będzie zależny od tego, czy została już zawarta umowa o przyłączenie do sieci i przez jaki okres ważne są warunki przyłączenia uzyskane przez inwestora. Inwestorzy, którzy zawarli umowy, nie muszą wnosić zaliczki. Podobnie ci, którzy uzyskali warunki, których ważność upływa wcześniej niż w ciągu sześciu miesięcy od wejścia w życie ustawy. Inwestor, który przed wejściem w życie nowelizacji złożył wniosek, ale nie otrzymał warunków, będzie zawsze zobowiązany wnieść taką zaliczkę. W przeciwnym wypadku wniosek pozostawia się bez rozpatrzenia.
Źródła energii w Polsce / DGP