Prezydent rozmawiał z ekonomistami, później spotkał się z byłymi ministrami finansów. Po co? Lech Kaczyński szykuje się na 7 lipca, kiedy rząd pokazać ma projekt nowelizacji budżetu. Jak mówią jego doradcy, obawia się, że rząd kolejny raz podszedł do tego zbyt optymistycznie.

"Rozmiar kryzysu jest zaniżany, rząd dozuje kroki i informacje, obcina ogon po kawałku. Pewnie chce to jakoś rozmiękczyć, by to nie było takie uderzeniowe" - mówi prezydencki doradca do spraw gospodarczych Adam Glapiński.

Na spotkanie z prezydentem zaproszeni zostali niemal ci sami ministrowie co miesiąc temu. Zyta Gilowska, Marek Borowski, Grzegorz Kołodko, Jerzy Osiatyński. Zabrakło Karola Lutkowskiego, zamiast niego pojawił się Mirosław Gronicki. "Prezydent musi zapoznać się z danymi i sytuacją finansów, bo nie chce być postawiony pod ścianą przez rząd" - mówią doradcy Kaczyńskiego.

Prezydent nie poprzestanie na spotkaniach z ekonomistami i byłymi ministrami finansów. Jeszcze przed 7 lipca chce się spotkać z szefami instytucji finansowych takich jak NBP czy Komisja Nadzoru Finansowego.

Prezydenta w szczególny sposób interesuje to, co zrobi rząd, gdyby prognozy kolejny raz okazały się zbyt optymistyczne i trzeba będzie szukać dodatkowych dochodów przez podniesienie podatków. Lech Kaczyński jeszcze niedawno w Sejmie krytykował takie pomysły. "Obawiam się coraz bardziej sytuacji, w której w pewnym momencie rząd zechce ograniczyć uprawnienia pewnych grup budżetowych np. poprzez uchwalenie ustawy ograniczającej waloryzację emerytur bądź też zwiększającej stawki VAT, choćby na żywność. I będzie chciał przyprzeć prezydenta do muru, rzucając te ustawy i szantażując: albo podpiszesz, albo będzie katastrofa" - mówi w rozmowie z nami Ryszard Bugaj.

Czytaj więcej na dziennik.pl.

Grzegorz Osiecki