Za dwa tygodnie Polska może mieć problem z odbiorem rosyjskiego gazu. Za cztery dni podpiszemy kontrakt na dostawy LNG z Kataru, które będą możliwe od 2014 r. Za pięć lat będziemy mogli pozyskać ze źródeł alternatywnych wobec Rosji nawet 70 proc. gazu.
Na początku przyszłego miesiąca może wystąpić kolejna przerwa w dostawach rosyjskiego gazu ziemnego przez Ukrainę do Europy. Moskwa dała naszym wschodnim sąsiadom czas do 7 lipca na uregulowanie zaległości w opłatach za przesłany surowiec. Słowacy już przygotowują się na zakręcenie kurka. Polska może mieć z tym problem. W perspektywie pięciu lat mamy jednak szansę uniezależnić się od efektów gazowych szantaży Gazpromu.

Groźba kolejnego kryzysu

Moskwa po raz kolejny ostrzegła, że nie będzie tolerować zaległości Ukrainy w opłatach za gaz. Premier Władimir Putin już w poniedziałek oświadczył, że w razie nieuregulowania przez Kijów w terminie opłaty za czerwcowe dostawy gazu Rosja zastrzega sobie prawo podjęcia działań zgodnie z kontraktem. Zakręcenie kurka jest tym bardziej realne, że Ukraina nie odbiera zakontraktowanych ilości gazu i wciąż nie określiła wielkości dostaw na lipiec.
Dla Polski to bardzo zła informacja. Przez pierwsze półrocze 2009 r. do kraju nie docierało bowiem zakontraktowane 2,5 mld m sześc. gazu z kontraktu z RosUkrEnergo. Dopiero z początkiem czerwca wznowiono część brakujących dostaw. Miały one pozwolić na uzupełnienie zapasów w magazynach przed zimą. Niestety część z 1,05 mld m sześc. gazu, które mamy otrzymać do końca września 2009 r., dostarczana jest właśnie przez terytorium naszych wschodnich sąsiadów. Zamknięcie ukraińskiego gazociągu oznaczałoby więc dla Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) problem ze zgromadzeniem odpowiednich rezerw surowca na najbliższy sezon grzewczy.
Zdaniem Przemysława Wiplera, byłego dyrektora Departamentu Dywersyfikacji Nośników Energii w Ministerstwie Gospodarki, z szantażami gazowymi ze strony Rosji i problemami z ciągłością dostaw surowca mamy do czynienia już od kilku lat.
– Pewne jest, że kolejny kryzys gazowy wybuchnie, jeśli nawet nie w tym roku, to na początku przyszłego. Musimy liczyć się z tym, dopóki nie staniemy się niezależni od dostaw surowców z Rosji – twierdzi.
To realny scenariusz, i to w perspektywie najbliższych pięciu lat. Analitycy nie mają wątpliwości, że – jeśli udałoby się zrealizować wszystkie projekty dywersyfikacyjne PGNiG oraz Gaz-Systemu, a także utrzymać wydobycie surowca na obecnym poziomie 4,3 mld m sześc. rocznie – Polska mogłaby się praktycznie uniezależnić od rosyjskiego gazu. W sumie dysponowalibyśmy bowiem ponad 14 mld m sześc. surowca z alternatywnych kierunków, a to tyle, ile obecnie zużywamy w ciągu roku.



Krok w stronę uniezależnienia

Pierwszy krok w tym kierunku zostanie wykonany już w najbliższy poniedziałek. 29 czerwca w Ad-Dausze, stolicy Kataru, szefowie PGNiG i koncernu Qatargas mają podpisać bowiem wieloletnią umowę na dostawy skroplonego gazu ziemnego LNG do Polski. Pierwsze statki z tym surowcem, tzw. metanowce, mają przybić do portu w Świnoujściu w II połowie 2014 r. Problem w tym, że – aby odebrać LNG – musimy wybudować specjalny terminal. Spółka Gaz-System zgodnie z harmonogramem ma na to niecałe pięć lat. Część ekspertów uważa jednak, że to zbyt mało czasu. Według Bogdana Pilcha, eksperta rynku gazu i wiceprezesa Electrabel Polska, utrzymanie takiego terminu będzie mało realne. Gdyby faktycznie gazoport nie był gotowy na czas, PGNiG będzie miało kłopot. – Mamy nadzieję, że Gaz-System zdąży – mówi Mirosław Dobrut, wiceprezes PGNiG.
Gdyby jednak tak się nie stało, spółka będzie musiała zapłacić za zakontraktowane 1,5 mld m sześc. gazu.

Transgraniczne alternatywy

Zgodnie z planami maksymalne moce przeładunkowe i możliwości regazyfikacyjne terminalu LNG w I fazie jego budowy mają wynieść łącznie 2,5 mld m sześc. gazu. Tyle też surowca PGNiG zamierza importować za pośrednictwem gazoportu. Według zapewnień Mirosława Dobruta, wiceprezesa PGNiG, spółka chce zgłosić zapotrzebowanie na pełną przepustowość instalacji. Dostawy długoterminowe z Kataru uzupełnione będą więc umowami krótkoterminowymi lub zakupami spotowymi (doraźnymi).
To niejedyny alternatywny kierunek dostaw gazu, jaki w ciągu kilku lat zamierzamy uruchomić. Choć tydzień temu upadł jeden ze strategicznych projektów, czyli rurociąg Baltic Pipe, dzięki któremu mieliśmy sprowadzać do Polski nawet 3 mld m sześc. norweskiego gazu rocznie, to wciąż możemy zapewnić sobie dywersyfikację. Chodzi o budowę rurociągów transgranicznych.
Na uwagę szczególnie zasługuje koncepcja budowy połączenia z systemem przesyłowym naszych południowych sąsiadów.
– Polska mogłaby odbierać z niego nawet 2–3 mld m sześc. surowca – podkreśla Wojciech Kowalski, członek zarządu Gaz-Systemu.
W sieć gazową wepniemy się prawdopodobnie w Czechach. Dzięki temu połączeniu mielibyśmy uzyskać dostęp do hubu (miejsce, gdzie zbiega się wiele gazociągów) w austriackim Bumgarten. W ten sposób moglibyśmy odbierać paliwo z gazociągu Nabucco, który połączy Turcję z Austrią. Od 2014 r. ma on transportować 31 mld m sześc.
Obecnie PGNiG współpracuje już na południu ze spółką Morawia, operatorem czeskiego gazociągu. Według zarządu PGNiG współpraca ta może przełożyć się na konkretne dostawy gazu do Polski, i to już w końcówce 2010 roku. Gaz płynąłby do kraju w okolicach Cieszyna. Początkowo ok. 0,5 mld m sześc. rocznie. W przypadku zbudowania tłoczni i możliwości korzystania z czeskiego magazynu gazu dostawy wzrosłyby do 1,3 mld m sześc.
Gaz będziemy sprowadzać też z Niemiec. Gaz System pracuje nad rozbudową możliwości przesyłowych w Lasowie, zaś PGNiG wspólnie z niemieckim VNG chcą wybudować interkonektor, który miałby stanowić projekt konkurencyjny wobec Bernau-Szczecin.
– Połączenie Boernicke-Police mogłoby być gotowe w 2012 r. Pozwoliłoby nam sprowadzać 2–3 mld m sześc. gazu rocznie – dodaje Mirosław Dobrut.



Wyeliminować Gazprom

Gdyby zgodnie z harmonogramem zakończono te wszystkie inwestycje, to już w 2014 r. ok. 70 proc. potrzebnego nam gazu moglibyśmy sprowadzać z innych, alternatywnych wobec Rosji kierunków. W taki sposób bylibyśmy w stanie zapewnić sobie dostawy na poziomie nawet 10 mld m sześc. Według analityków, gdyby dodać do tego planowane docelowo moce przeładunkowe gazoportu, który mógłby przyjmować nawet 7,5 mld m sześc. gazu rocznie oraz wydobycie z własnych złóż, rynkowe potrzeby za około 10 lat mogą zostać zaspokojone w 100 proc. To dobra informacja, zwłaszcza że mniej więcej w tym czasie, bo w 2022 r., kończy się tzw. kontrakt jamalski, w ramach którego Gazprom dostarcza nam ok. 7 mld m sześc. gazu rocznie. Analitycy mają obawy, że po zakończeniu kontraktu Rosjanie mogliby bowiem skierować dostawy gazu do Europy – z ominięciem Polski – przez gazociąg Nord Stream.
– Mają własne wydobycie i alternatywne kierunki dostaw mamy wielką szansę na całkowite wyeliminowanie Gazpromu ze struktury dostaw gazu do Polski – podkreśla Grzegorz Pytel, ekspert Instytutu Sobieskiego.