Analitycy oceniają, że Baltic Pipe i terminal LNG, czyli inwestycje, które miały uniezależnić nas od dostaw gazu z Rosji, nie zostaną zrealizowane na czas.
Na początku przyszłego tygodnia Gaz-System, odpowiadający za budowę gazociągu Baltic Pipe, którym do Polski miał popłynąć via rurociąg Skanled gaz z Norwegii, skończy procedurę badania zapotrzebowania rynku na surowiec z tego kierunku. Takie badanie trwa także po stronie drugiego udziałowca Baltic Pipe – duńskiej spółki Energinet. Analitycy twierdzą jednak, że nie będzie chętnych, którzy byliby zainteresowani transportem wystarczających ilości gazu. To nie koniec problemów Gaz-Systemu. Bogdan Pilch, ekspert rynku gazu, wiceprezes Electrabel Polska, ostrzega, że budowa terminalu LNG, drugiego projektu strategicznego z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa energetycznego nie ma szans na zakończenie w terminie.
Projekt Skanled został oficjalnie zawieszony miesiąc temu, ponieważ wycofało się z niego kilku udziałowców (m.in. norweski Petro i niemiecki E. ON), nie udało się też ostatecznie potwierdzić dużych dostaw surowca z Norwegii. Teraz nad rezygnacją z tej inwestycji zastanawia się kolejny udziałowiec, niemiecki VNG. Mimo to przedstawiciele Gaz-Systemu wciąż liczą, że zawieszenie projektu budowy rurociągu Skanled nie wpłynie na losy Baltic Pipe.
– Do 15 czerwca mogą zgłaszać się potencjalni zainteresowani tym połączeniem. Po tym terminie zobaczymy, jak będzie wyglądać jego przyszłość – zastrzega Wojciech Kowalski, członek zarządu Gaz-Systemu.
Analitycy uważają, że projekt ten nie ma szans realizacji. Zdaje sobie z tego sprawę także Mirosław Dobrut, wiceprezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, który mimo wszystko ma nadzieję, że uda się powrócić do tematu.
Gaz-System i PGNiG skupiają się dziś więc na najważniejszym dla Polski projekcie – budowie terminalu LNG.
– Jesteśmy w końcowej fazie podpisywania kontraktu z Katarem na dostawy do Świnoujścia 1,5 mld m sześc. gazu – informuje wiceprezes PGNiG.
Podkreśla, że gazowy monopolista chce jednak zgłosić zapotrzebowanie na pełną przepustowość I części gazoportu, czyli 2,5 mld m sześc. Na razie umowy na dodatkowe wolumeny nie są podpisywane, bo do uruchomienia terminalu pozostało pięć lat. Pojawia się coraz więcej opinii, że to za mało czasu.
– Mamy nadzieję, że Gaz-System zdąży z budową – zaznacza Mirosław Dobrut.
– Już dziś trzeba zdać sobie bowiem sprawę, że otwarcie gazoportu na przełomie 2013 i 2014 roku jest nierealne. Gaz-System nie jest w stanie dać gwarancji terminów związanych z projektem. Nawet przyjęta specustawa nie rozwiąże problemu – twierdzi Bogdan Pilch.