Deficyt tegorocznego budżetu wzrośnie o około 10 mld zł – wynika z ankiety GP. Inwestorzy już pogodzili się z wizją nowelizacji ustawy budżetowej. Reakcja rynku na zmianę budżetu będzie zależeć od wiarygodności całego planu MF.
Wzrost deficytu do około 28 mld zł to średnia z oczekiwań ekonomistów największych polskich banków, z którymi rozmawialiśmy. Wszyscy jednak podkreślają, że prognozowanie wielkości deficytu po nowelizacji to trochę wróżenie z fusów.
– Bo ta decyzja jest przede wszystkim polityczna – mówią.

Rynek przełknie wyższy deficyt

Według części ekonomistów rynek już skonsumował nowelizację budżetu, która zakłada wzrost deficytu do 28–30 mld zł z 18,2 mld zł zapisanych w obecnie obowiązującej ustawie.
– O tym, że ona będzie, wszyscy wiedzą, a papiery Skarbu Państwa jakoś się sprzedają. Co więcej, jest na nie duży popyt, choć trudno mówić, że plasowanie obligacji jest tanie. Trudno powiedzieć, czy wzrost deficytu do 25–30 mld zł przejdzie gładko przez rynek, ale dużego szoku się nie spodziewam – mówi Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK.
Rentowności polskich obligacji hurtowych, sprzedawanych dużym inwestorom, są względnie stabilne w ostatnich tygodniach. Po silnym wzroście w lutym zmiany oprocentowania nie są znaczne. Na przykład w przypadku papierów pięcioletnich aktualna rentowność to około 5,84 proc. Najwyższa wartość w tym roku wynosiła 5,98 proc.
– Większość inwestorów już jest przekonana, że budżet będzie rewidowany, większość zaakceptowałaby deficyt na poziomie 30 mld zł, bo to by mogło oznaczać, że rząd ma wszystko pod kontrolą – mówi Grzegorz Maliszewski, ekonomista banku Millennium.
– Biorąc pod uwagę fakt, że wiele krajów stymuluje gospodarkę fiskalnie, zwiększenie naszego deficytu budżetu do 25–30 mld zł nie byłoby odebrane negatywnie, tylko jako dostosowanie do pogarszających się warunków makroekonomicznych – dodaje Remigiusz Grudzień z PKO BP.
Rafał Benecki z ING BSK także jest zdania, że wzrost deficytu o 10 mld zł byłby dla rynku neutralny.
– To niezbyt duża suma w porównaniu z tegoroczną wartością brutto podaży papierów skarbowych. Nie powinno być problemu z zaabsorbowaniem takiej kwoty wzrostu deficytu – mówi ekonomista.
Zdaniem Marcina Mrowca, analityka z Pekao, jest jasne, że nie uda się utrzymać deficytu na poziomie 18,2 mld zł. Niemniej jednak rynek będzie się bacznie przyglądał decyzjom Ministerstwa Finansów i rządu.
– Gdyby się okazało, że podniesienie deficytu byłoby duże, większe niż o 10 mld zł, rynek złotego mógłby to trudno przyjąć – mówi Marcin Mrowiec.
Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ, uważa, że w każdym scenariuszu rentowności obligacji wzrosną, a złoty się osłabi.
– Ważne jest jednak, na jak długo. Jeśli przedstawione rozwiązanie będzie wiarygodne, jeśli będzie pewność, że kolejna nowelizacja nie będzie potrzebna i nie ma ryzyka, że stan całych finansów publicznych gwałtownie się pogorszy, to złoty może wrócić do aprecjacyjnego trendu, a rentowności obligacji spadną – mówi.
– W takiej sytuacji, nawet jeśli przejściowo nasza waluta i obligacje stracą, to jako analityk rekomendowałbym ich kupno. Co innego, gdy Ministerstwo Finansów przygotuje bardzo napięty plan, zakładając poziom deficytu zbyt optymistycznie. W taki sposób może sobie zafundować trwały spadek kursu złotego i wzrost rentowności papierów – dodaje ekonomista BGŻ



Złoty a wiarygodność rządu

Według ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, największe ryzyko, jakie wiąże się z pracami nad nowelizacją, to próby wypchnięcia części deficytu poza budżet centralny.
– Między innymi dlatego rynek ma problem z oszacowaniem skutków nowelizacji. Ministerstwo Finansów ryzykuje swoją wiarygodność, gdy skonfrontować jego deklaracje niezwiększania deficytu budżetu w nadmierny sposób z prognozami np. Komisji Europejskiej dotyczącymi deficytu całego sektora – mówi Marcin Mrowiec.
Według Grzegorza Maliszewskiego z banku Millennium pokusa, by podzielić się deficytem z innymi składowymi sektora finansów, będzie bardzo duża.
– W dochodach zabraknie znacznie więcej niż 10 mld zł, ale przy uwzględnieniu dotychczasowych ruchów po stronie wydatków mogłoby wystarczyć zwiększenie deficytu do około 30 mld zł. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że rząd będzie się starał wypychać wydatki, żeby deficyt centralny wzrósł jak najmniej – mówi ekonomista banku Millennium.
– I dlatego bardzo bym chciał, żeby wraz z projektem nowelizacji rząd przedstawił wiarygodną prognozę deficytu sektora general goverment. Wtedy dopiero będziemy mogli dokładniej zrozumieć, co się stało w budżecie. Obecna prognoza deficytu sektora na poziomie 4,6 proc. PKB jest zbyt optymistyczna. On może wynieść 5–6 proc. PKB – dodaje Maciej Reluga z BZ WBK.
Deficyt całego sektora finansów publicznych jest tak ważny, bo to on określa łączne potrzeby pożyczkowe. Ekonomiści zwracają uwagę, że nawet przy założeniu, że rządowe szacunki deficytu są trafne, oznaczałyby one konieczność sfinansowania niedoboru wielkości 60 mld zł.
– Rynek przyjąłby z ulgą wzrost deficytu budżetu centralnego o maksymalnie 10 mld zł. Jednak od razu pojawiłyby się pytania, czy przypadkiem ten deficyt nie rozlewa się po całym sektorze, bo to może oznaczać wzrost potrzeb pożyczkowych. A to właśnie one determinują łączną podaż papierów skarbowych i mają wpływ na ich wycenę – mówi Marcin Mrowiec.
Niektórzy eksperci dodają, że rząd – dzieląc się deficytem – może próbować w ten sposób ograniczyć podaż samych obligacji, bo inne instytucje sektora nie zawsze mają prawo do ich emitowania.
– Zadłużanie się przez inne składowe sektora najczęściej oznacza branie kredytów bankowych, a nie emitowanie papierów. W takim układzie presja na spadek cen obligacji może być mniejsza. Sęk w tym, że inne formy zadłużania się też są kosztowne, być może nawet bardziej, niż emitowanie obligacji – mówi Grzegorz Maliszewski.
Rozmówcy GP dodają, że rząd może w jeszcze jeden sposób nadszarpnąć własną wiarygodność, co rynek przełoży na koszt pozyskiwania finansowania deficytu.
– Gdyby rząd cały czas trzymał się optymistycznych prognoz i zakładał wzrost dochodów bez podwyższania podatków, to niektórzy inwestorzy mogą uznać taki plan za niewiarygodny – ocenia Piotr Kalisz z Citi Handlowego.
– Niestety, cały proces zmian w budżecie w dużym stopniu uzależniony jest od marketingu politycznego. Stąd duża trudność, by go w tej chwili ocenić. Zapewne Ministerstwo Finansów szuka optymalnego rozwiązania. Stąd te nieoficjalne przecieki o planowanych podwyżkach VAT czy akcyzy – dodaje ekonomista.
18,2 mld zł wynosi obecnie deficyt tegorocznego budżetu