Bankowość prywatna kojarzona jest z wysokim statusem materialnym i prestiżem. Na naszym młodym rynku różnie z tym bywa. Elit trochę za mało, by banki mogły tylko na nich zarobić, a obniżenie poziomu dostępu do grupy mniej zamożnych klientów to już droga w stronę masówek.
Pod koniec 2008 r. było w Polsce około 12,5 tys. milionerów. Jeśli przyjąć, że taki właśnie dość symboliczny i umowny poziom charakteryzowałby ewentualnego klienta usług bankowości prywatnej, to kilkanaście banków prowadzących tego typu działalność powinno walczyć o nich wszelkimi sposobami. Nie jest to bowiem liczba zbyt imponująca. Jeśli przyjąć, że każdy milioner ma właśnie 1 mln zł, dawałoby to łącznie 12,5 mld zł. Z jednej strony, można przypuszczać, że średnio milioner ma jednak więcej niż milion złotych. Załóżmy, że ta średnia to 5 mln zł, czyli łączna wartość ich majątku wyniosłaby ponad 60 mld zł. To już całkiem niezła sumka, choćby do podziału między dziesięć banków. Ale też trzeba pamiętać, że nie cały ten majątek bywa bankom powierzany. Przyjmijmy umownie, że przedmiotem usług private bankingu jest trzecia jego część, czyli 20 mld zł.
Według szacunków, dokonanych przez jeden z polskich banków, świadczących usługi private bankingu, wynika że pod koniec 2007 r. w polskich bankach było około 100 tys. osób korzystających z tego typu usług. Można przyjąć, że ich liczba do dziś drastycznie się nie zmieniła. To wskazuje, że nasza polska bankowość prywatna szyta jest na miarę naszych, czyli klientów, możliwości, a nie według standardów światowych, które zresztą też są bardzo zróżnicowane.
Przyjmuje się, że dolna granica, od której banki na świecie zaczynają swoich klientów kwalifikować do kategorii zasługującej na ofertę z zakresu private bankingu, to 500 tys. franków, euro, funtów czy dolarów. Przy takiej kwocie jednak nie można oczekiwać cudów. Najczęściej taki klient otrzyma w zamian po prostu zindywidualizowaną strategię zarządzania aktywami. Ale są też banki, które poprzeczkę klientom stawiają znacznie wyżej. Szerszy niż tylko indywidualne zarządzanie portfelem zakres usług typu private banking dostępny jest tylko dla tych, którzy dysponują kwotami rządu 3–5 mln. Oczywiście nie złotych.
Na naprawdę pełny zakres prywatnych usług bankowych i najwyższy poziom indywidualnego zarządzania szeroko rozumianym majątkiem mogą liczyć jednak tylko najzamożniejsi. A w skład pełnego zakresu usług wchodzą nie tylko typowo bankowe usługi, takie jak zarządzanie aktywami, planowanie i dokonywanie inwestycji w różnych dziedzinach, lecz także usługi typu family office, czyli pełnej i wszechstronnej koordynacji wszystkich spraw majątkowych klienta i jego rodziny, także podatkowe, spadkowe itp. Tylko dla elit w ramach private bankingu świadczone są usługi typu concierge, czyli organizacji życia kulturalnego i towarzyskiego klientów, wypoczynku, pomocy w organizacji życia codziennego i rodzinnego (włącznie np. z organizowaniem opieki nad dziećmi, rezerwacją biletów, zapewnieniem logistyki życia codziennego.
To oczywiście wiąże się z poważnymi kosztami. A więc żeby tego typu usługi były opłacalne i dla banku, i jego klienta, muszą być adresowane do osób dysponujących naprawdę dużym majątkiem. I tu już żadnej kategoryzacji przeprowadzić się nie da.
Zwykle jednak mamy do czynienia z private bankingiem na poziomie bardziej masowym, czyli w naszych warunkach dostępnym dla klientów dysponujących wolnymi środkami rządu kilkuset tysięcy złotych. Ale taki masowy private banking to zwykle lekko zindywidualizowane zarządzanie portfelem papierów wartościowych i instrumentów finansowych z elementami bardziej wysublimowanych strategii inwestycyjnych i dywersyfikacji znacznie szerszej niż tylko akcje, obligacje i fundusze.
Ten rynek w Polsce rozwija się dopiero od kilku lat i znajduje się wciąż we wstępnej fazie. Na wielką dynamikę w tym zakresie raczej nie ma co liczyć, szczególnie jeśli chodzi o jego najbardziej zaawansowaną formę. Jedyną drogą rozwoju wydaje się sensownie rozumiany kompromis między czymś więcej niż masówka a wąską elitarnością.