Hodując strusie, zarobić można nie tylko na jajach i mięsie, ale również piórach, skórze, tłuszczu oraz na handlu pisklętami czy agroturystyce.
Jeśli dysponujemy terenem z dala od miasta lub chcemy rozszerzyć działalność naszego gospodarstwa rolnego, warto pomyśleć o założeniu fermy strusi. Hodowla tych zwierząt wymaga fachowej wiedzy, ale, jak przekonują eksperci, wystarczy trochę poczytać, zdobyć nieco praktyki i z rozkręceniem strusiowego biznesu nie powinno być problemu. Na wejście w ten interes nie trzeba dużych nakładów. Wystarczy wybieg, pomieszczenie z boksami, ewentualnie wylęgarnia i oczywiście kilkanaście strusi w tzw. stadzie podstawowym.

Kryzys nie ominął strusich ferm

Na zyski długo czekać nie trzeba. Według Polskiego Związku Hodowców Strusi (PZHS) zapotrzebowanie na strusie produkty przewyższa krajową podaż.
– Popyt jest większy niż nasze możliwości. Ile sztuk drobiu byśmy nie dostarczyli do ubojni, wszystko sprzedamy – twierdzi Bogdan Grodzicki z fermy strusi afrykańskich na Mazowszu.
Według niego zainteresowanie strusiami w Europie, ale również w Polsce, rośnie.
– Głównie sprzedaję żywiec. Zdecydowana większość mięsa trafia za granicę. Na razie nie odczuwamy efektów spowolnienia gospodarczego – dodaje.
Zdaniem Henryka Naranowicza, prezesa PZHS, kryzys przełożył się jednak na spadek cen strusich produktów.
– Skurczyła się liczba zamówień od głównych odbiorców strusich skór, czyli firm z Japonii i Stanów Zjednoczonych. W efekcie cena tych skór spadła nawet o ponad 20 euro za sztukę – tłumaczy.
Jak podkreśla nasz rozmówca, wciąż jednak nie brakuje kupców na mięso. Trafia ono m.in. do Niemiec czy na Ukrainę. Według Bogdana Grodzickiego duże zapotrzebowanie na strusie produkty jest także w Szwecji i Szwajcarii.
Tymczasem hodowli w kraju w ostatnich latach ubyło. Jeszcze 6–7 lat temu w Polsce działało około 650 ferm. Boom na tę działalność szybko się skończył. Obecnie biznes tego typu prowadzi zaledwie 150 gospodarstw. Z tego około połowa zrzeszona jest w PZHS. Według władz związku pozostali najlepsi hodowcy, dla których nie jest to tylko sposób na szybki biznes.
– Wiele osób z miast kupowało jednego czy kilka strusi, i zostawiało je w gospodarstwach u swojej rodziny. Liczyło na wielkie zyski przy małym nakładzie pracy. To jednak nie zdało egzaminu – wyjaśnia Henryk Naranowicz.
Nie oznacza to jednak, że interes ten opłaca się tylko w przypadku wielkich ferm.
– Na rynku jest dużo miejsca dla małych firm zainteresowanych tą branżą – podkreśla szef PZHS.
Rynek hodowli strusia jest rozdrobniony. Poszczególne gospodarstwa liczą sobie od kilku do kilkudziesięciu sztuk ptaków ze stada podstawowego. Szacuje się, że 80 proc. ferm to obiekty, w których żyje maksymalnie od kilku do kilkunastu strusi. Duże fermy liczą co najmniej 50 ptaków stada podstawowego i więcej niż 200 sztuk młodych ptaków z wylęgu. W ciągu roku przez takie gospodarstwa przechodzi nawet pół tysiąca piskląt i starszych okazów w wieku do dwóch lat.
W sumie szacuje się, że w Polsce hoduje się około 3–4 tys. strusi ze stada podstawowego. Rocznie do ubojni trafia nawet 10 tys. szt. żywca.



50 tys. zł na zakup stada

Wejście w strusi biznes nie jest trudne. Do prowadzenia takiej działalności nie trzeba żadnych specjalnych pozwoleń.
– Hodowlą może zająć się każdy, choć nie każdy powinien to robić – potwierdza Henryk Naranowicz.
Ptaki wymagają od hodowcy sporo czasu, cierpliwości, ale również spokoju, ponieważ są bardzo podatne na stres.
– Na początek trzeba kupić strusie do stada podstawowego. Powinno ono liczyć około 20–30 sztuk ptaków. Przy stadzie liczącym 20 zwierząt najlepiej, aby 13 sztuk stanowiły samice, a 7 samce – tłumaczy nasz rozmówca.
Jak podkreśla, zakup strusi to istotna część inwestycji w fermę.
– Za trzyletniego reproduktora zapłacimy 2–2,5 tys. zł – dodaje.
Za 5-letnie samice zapłacimy nawet 3–5 razy mniej. Łatwo policzyć więc, że skompletowanie stada może kosztować nas od 25 do około 50 tys. zł.
Strusie możemy hodować jednak od piskląt. Młode są znacznie tańsze – można je już kupić nawet za 120–200 zł. Pięciomiesięczne kosztują około 400 zł. Na wyżywienie stadka wydamy 200 zł miesięcznie. Musimy jednak zapewnić im odpowiednie warunki. Każdy struś powinien mieć własne pomieszczenie o powierzchni 1 mkw. Półroczne i starsze okazy muszą jednak posiadać osobne, kilka razy większe boksy. Duże strusie mają jeszcze inne wymagania. Lubią miejsca zaciszne, trawiaste, zalesione. Właśnie w takiej okolicy powinny mieć duży wybieg – najlepiej o powierzchni 2 ha. Na terenie musimy wybudować też zadaszone pomieszczenia, w których zwierzęta będą mieszkać. Skutecznie powinny chronić one nie tylko przed deszczem, ale również mrozem. Strusie dobrze znoszą polską zimę, trzeba jednak zadbać, by temperatura w boksach nie spadała poniżej 0 st. C.
Na wybudowanie boksów, mieszalni pasz, zagospodarowanie terenu przyszłej fermy, jej specjalistyczne wyposażenie (np. inkubator na 72 jaja i klujnik na 36 jaj) oraz ogrodzenie (płot powinien mieć ok. 3 m wysokości) wydamy co najmniej ok. 100 tys. zł.
Nie trzeba zatrudniać wielu pracowników. Jeśli fermą zajmiemy się sami, wystarczy nam jedna osoba do pomocy.
– U nas dwie osoby zajmują się 200 sztukami strusi, ale do tego dbamy również o resztę gospodarstwa, czyli chlew i kurnik – wylicza rolnik z Rowisk.



Zarobek na jajach i mięsie

Zarabiać powinniśmy zacząć już wkrótce po uruchomieniu farmy.
– Już dwuletnia kura może znosić jaja. Składa je w okresie od kwietnia do września, przy czym szczyt wylęgu przypada na maj, czerwiec – mówi Bogdan Grodzicki.
Jak podkreśla jeden struś w tym czasie może złożyć od 50 do 80 jaj.
– Z tego, w zależności od pogody, wylęga się około 50 proc. piskląt. Strusie lubią słońce, nie sprzyja im deszcz. Można liczyć więc, że w polskich warunkach co roku stado powiększa się o 30–40 sztuk – kontynuuje.
Według hodowcy w efekcie liczące kilkanaście sztuk stado podstawowe w ciągu roku jest w stanie złożyć kilkaset jaj.
– Ostatnio urodziło się u nas 200 małych – dodaje.
Strusie jaja są znacznie większe od jaj kurzych. Są oczywiście również droższe.
– Za sztukę w skupie hodowca dostanie 45–50 zł – wyjaśnia Henryk Naranowicz.
Sprzedając 200 jaj, możemy liczyć więc na zarobek rzędu 10 tys. zł.
Dużym wzięciem cieszą się również jaja wykorzystywane na pisanki. Za takie oryginalne wydmuszki można wziąć 20–30 zł za sztukę. Kupców nie brakuje.
– Co roku przed Wielkanocą zapotrzebowanie na strusie jaja jest większe niż możliwości naszej fermy. W ostatnie święta dostarczyliśmy do skupu około 200 jaj, ale spokojnie moglibyśmy sprzedać ich i dwa razy więcej – tłumaczy Bogdan Grodzicki.
Smakosze z całej Europy cenią też sobie mięso strusia. Na mięsie tzw. trzeciej klasy i podrobach nie zarobimy dużo – minimum 15 zł za kg. Za to pierwszej klasy w ubojni dostaniemy nawet ponad 60 zł/kg. Biorąc pod uwagę fakt, że z jednego ubojowego ptaka uzyskuje się średnio 25 kg mięsa pierwszej klasy, 10 kg – drugiej i kilka kilogramów podrobów, możemy liczyć na 2 tys. zł od sztuki.
Hodowcy czerpią też zyski ze sprzedaży piór.
– Jest na nie duże zapotrzebowanie ze strony teatrów i organizatorów różnego rodzaju rewii – tłumaczą w PZHS.
W zależności od wielkości i jakości pióra płacą oni od 1,50 zł do nawet ponad 20 zł za sztukę. Najładniejsze i najcenniejsze są pióra białe, które wyrastają tylko u kogutów na skrzydłach i w ogonie. Pozostałe pióra dzięki ich własnościom antyelektrostatycznym używane są też w optyce i elektronice do usuwania kurzu.
Od jednego ptaka po uboju uzyskuje się ponad 1 kg piór krótkich i 0,5 kg średnich i długich.



W celach agroturystycznych

Hodowla strusia jest opłacalna m.in. z tego względu, że sprzedając produkty zwierzęce, można zarobić praktycznie na wszystkim. Ubojnie oprócz mięsa, jaj czy piór sprzedają również tłuszcz i skórę strusia.
– Skóra jest produktem najwyższej jakości. Wytwarza się z niej nie tylko ekskluzywną galanterię, ale również tapicerkę samochodową czy meblową – mówi Henryk Naranowicz.
Jak podkreśla, produkt trafia przede wszystkim na rynki azjatyckie (głównie Japonia) oraz do USA.
– Do niedawna za sztukę można było otrzymać 60 euro. Teraz ceny spadły poniżej 40 euro – zaznacza.
Najbardziej poszukiwana jest skóra z piersi i grzbietu ptaka, dobrze sprzedaje się również skóra z kończyn.
Tłuszcz jest również bardzo poszukiwanym produktem strusim. Stosowany jest on głównie do celów konsumpcyjnych (dodaje się go również do karm dla psów i kotów). Używany jest jednak również do produkcji wysokiej jakości kosmetyków.
Ponieważ strusie są komunikatywne, zainteresowane otoczeniem, wielu hodowców dodatkowo zarabia na pokazywaniu ich turystom. Nic dziwnego, że powstają przy nich gospodarstwa agroturystyczne, a nawet minizoo. Bilet na wejście na teren takiego parku kosztuje zazwyczaj 5–15 zł. Na fermie w Leonowie na Lubelszyźnie Mariusz Siejko hoduje strusie, owce, lamy, konie, a nawet kangura. Według Siejki w sezonie zoo odwiedza nawet kilkaset osób dziennie. W ten sposób w ciągu 3–4 miesięcy można zarobić dodatkowo kolejne 2–6 tys. zł.
SZERSZA PERSPEKTYWA – RYNEK
Chów strusi stanowi nową gałąź produkcji drobiarskiej. Historia hodowli tych ptaków w naszym kraju liczy bowiem dopiero niewiele ponad 10 lat. Najwięcej jest strusi afrykańskich. W 150 fermach jest blisko 4 tys. sztuk ptaków stada podstawowego, głównie z importu z Belgii, Danii, Holandii, Włoch, Portugalii, Czech, Izraela. Kilkuletnie ptaki ważą około 150 kg. Niektóre okazy mogą żyć nawet 60 lat. W ciągu roku składają 40–80 jaj. Jaja strusie ważą od 1,5 do 2 kg. W Polsce nie ma tradycji spożywania strusiego mięsa. Ze względów na walory zdrowotne (niska zawartość tłuszczu i cholesterolu) popularne jest ono na Zachodzie, gdzie spożywa się kilkadziesiąt tysięcy ton rocznie. Największym odbiorcą są Niemcy, RPA, Izrael i Australia. W Europie popyt na mięso jest kilkukrotnie wyższy od podaży.