Mniejsze agencje nieruchomości zwalniają pracowników, zatrudniają ich na niepełny etat lub zamykają biura. Wszystko przez to, że sprzedają się tylko małe mieszkania, a pośrednicy na konkurencyjnym rynku muszą rezygnować z prowizji od kupującego.
Na rynku są małe firmy, które od dłuższego czasu nie miały żadnych transakcji sprzedaży nieruchomosci – mówi Janusz Schmidt z Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
Według danych Ogólnopolskiego Systemu Wielokrotnego Oferowania Nieruchomości MLS w tej chwili liczba transakcji na rynku wtórnym nieruchomości jest pięć razy mniejsza niż przed kryzysem.

Nieliczne transakcje

– W porównaniu z 2007 rokiem liczba transakcji na rynku spadła o 80–85 proc. – potwierdza Jerzy Sobański z agencji Akces.
– Według mnie w ostatnim roku liczba transakcji spadła o 50 proc – szacuje z kolei Joanna Iwanowska z Polanowscy Real Esteta Consultants.
To musiało wpłynąć na sytuację agencji pośrednictwa nieruchomości, które muszą ciąć koszty. Dlatego coraz częściej pracownicy agencji są zatrudniani na niepełny etat lub proponuje się im samozatrudnienie. Czasem też dochodzi do zwolnień.
– Znam firmy, które zwolniły nawet połowę pracowników. U nas zwolnienia objęły 10–15 proc. pracowników, ale musieliśmy zamknąć pięć z 20 naszych biur – nie ukrywa Jerzy Sobański.

Mniej na reklamę

Aby ograniczyć koszty, pośrednicy zdecydowanie zmniejszyli też nakłady na reklamę. Przedstawiciel jednej z agencji nieoficjalnie przyznał, że o ile w poprzednich latach pośrednik wydawał rocznie na reklamę prasową 1 mln zł, o tyle w tym roku musi na to wystarczyć kwota 30 tys. zł. W lepszej sytuacji są oczywiście duże agencje nieruchomości.
– Wielkie firmy zawsze dają sobie radę, bo mają większe rezerwy finansowe. Często przechwytują klientów mniejszych firm – mówi Janusz Schmidt.
– Od marca zyski powróciły, bo rynek transakcji powoli rośnie – mówi Joanna Iwanowska.
– Od lutego mamy nawet więcej transakcji niż w ubiegłym roku, ale sprzedajemy głównie mieszkania w cenach do 300 tys. złotych, czyli dwa razy tańsze niż przed rokiem – dodaje Mariusz Kania, prezes Metrohouse.



Kupujący nie płaci prowizji

Przychody firmy są więc mniejsze. Zmniejszyły się też marże za pośrednictwo. O ile sprzedający nadal musi zwyczajowo płacić pośrednikowi 2,9 proc. wartości nieruchomości, o tyle kupujący jest najczęściej z tej opłaty zwolniony (często jest to efekt negocjacji).
– W tej chwili 3/4 transakcji kupna na rynku nieruchomości to transakcje gotówkowe, bez kredytu bankowego, o który jest bardzo trudno – mówi Mariusz Kania. Właśnie dlatego niektóre mieszkania są w ofertach pośredników po kilka miesięcy.
Wiele zależy jednak od wartości mieszkania. Trudno zbywalne są mieszkania duże i drogie. Mniejsze lokale mogą liczyć na to, że szybciej znajdą nabywcę.
– Średni czas, w którym oferta przestaje być aktualna, jest teraz dłuższy o ponad 43 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem – mówi Marta Kosińska z portalu szybko.pl.
Podobnie jest w bazach danych typowych agencji nieruchomości.
– W Polanowskim przy rozsądnie ustawionej cenie mieszkanie sprzedaje się zwykle w ciągu dwóch, sześciu miesięcy – mówi Joanna Iwanowska.
Niektórzy uważają, że można sprzedać mieszkanie szybciej, ale dotyczy to tzw. okazji, czyli mieszkań, których właściciel jest zdesperowany i gotowy sprzedać je poniżej cen rynkowych.

Najem – sposób na przetrwanie

– Można sprzedać mieszkanie w ciągu trzech, czterech tygodni. To musi być jednak cena bez zakładki na negocjacje czy testowanie rynku – mówi Mariusz Kania.
W praktyce cena dobrze skalkulowana oznacza, że powinna być ona niska. Wielu sprzedawców nie chce jednak słyszeć o obniżeniu ceny. Dlatego w bazach danych są oferty czekające na nabywców prawie rok.
Wszyscy podkreślają, że pośrednicy żyją teraz z najmu.
– Obroty z najmu wzrosły nam o100 proc. W tej chwili już 20 proc. naszych obrotów to najem – mówi Mariusz Kania.
– Dla nas najem to 30 proc. przychodów i 70 proc. wszystkich transakcji – dodaje Joanna Iwanowska.
Jednak najem jedynie łagodzi skutki kryzysu.
– Nie jest to sposób na rozwój firmy, ale jedynie na przetrwanie – twierdzi Janusz Schmidt.