Jeszcze kilka tygodni temu wystarczyło przejrzeć prasę, by czytać wypowiedzi o tym, że to jeszcze nie koniec bessy, że wciąż jest źle. Ostatnio jest ich odrobinę mniej.
Sytuacja na rynkach jest zawsze prosta. Pod jednym warunkiem – że ceny akcji rosną od bardzo długiego czasu i można wyprodukować dowolną opowieść uzasadniającą te wzrosty. Wówczas pojawia się wysyp analiz fundamentalnych oraz makroekonomicznych, które w zaawansowany albo naiwny sposób próbują tłumaczyć, że za wzrostami cen stoi racjonalny i wyedukowany inwestor. Najczęściej oczywiście instytucjonalny. Sprawy znacząco się komplikują, gdy na rynku następuje naturalny po każdych dłuższych wzrostach, równie długi czas spadków. Można powiedzieć, że bessę na rynkach akcji najlepiej charakteryzuje jedno słowo – niewiara.
Początkowo jest to niewiara w to, że wzrosty się zakończyły. Czytelnicy na pewno pamiętają nawoływania analityków i ekonomistów do trzymania akcji, w połowie 2007 roku, pod koniec 2007, a nawet na początku 2008 roku. Obserwatorzy nie wierzyli swoim zmysłom. Mantra o tym, że polska gospodarka ma się dobrze, że kłopoty dotyczą wyłącznie amerykańskich banków i wiele, wiele innych pobrzmiewała donośnie.
W miarę jak ceny akcji spadały (ktoś je przecież sprzedawał), pojawiła się niewiara w rzeczywistość oraz stosowane metody analizy rynku. Gdy bessa zbliżała się do swoich dołków, niewiara osiągnęła apogeum, na zasadzie nic już nie będzie takie samo. W tej chwili rynek mierzony indeksem WIG znajduje się ponad 30 proc. wyżej nad swoim dołkiem (w przypadku spółek bywa to dużo więcej). Jeszcze kilka tygodni temu wystarczyło przejrzeć prasę, by czytać wypowiedzi o tym, że to jeszcze nie koniec bessy, że wciąż jest źle. Ostatnio jest ich odrobinę mniej. Ale interesujące jest to, że po kolejnych falach wzrostowych tego rzędu podczas hossy z lat 2002–2007 pewność co do trwałości trendu rosła do niebotycznych poziomów.
Czyżby znów obserwatorzy rynku zostali zaskoczeni? W sumie nie ma to znaczenia dla tych wszystkich, którzy akcje kupowali od kilku miesięcy (co jednoznacznie pokazuje wzrost cen). Pierwszymi ważnymi sygnałami będą coraz częstsze materiały uzasadniające wzrost cen sytuacją fundamentalną oraz wyrafinowane uzasadnienia, że wzrosty są naturalne i racjonalne.