Zaledwie co setny jadący płatnym odcinkiem autostrady A1 skorzystał z nowej formy rozliczenia elektronicznego – dowiedział się DGP. Wciąż najlepszą metodą rozładowania korków jest podniesie szlabanów.
Nowy system płatności AmberGO, na odcinku od Torunia do Gdańska, pilotażowo wprowadzono z początkiem lipca. Założenie teoretycznie jest proste – kierowca ściąga aplikację, rejestruje swój samochód i podpina kartę płatniczą. Dzięki temu, kiedy dojedzie do rogatek, system kamer zeskanuje numer rejestracyjny, opłata zostanie pobrana z konta, a szlabany podniosą się automatycznie. Ministerstwo Infrastruktury (MI) i koncesjonariusz tego odcinka – spółka GTC – zachwalali, że jest to dużo wygodniejszy sposób rozliczania się za przejazd i remedium na problem zapychającej się w okresie wakacyjnym autostrady A1.
Czy kierowcy przekonali się do nowego rozwiązania? Jak wynika z naszych ustaleń, nie do końca. Z AmberGO skorzystało zaledwie 13 tys. osób (według stanu na 11 września br.). Oznacza to, że tylko co setny użytkownik płatnego odcinka A1 wybrał ten sposób płatności.
Czy spółka GTC jest zadowolona z tego wyniku? Odpowiedź jest niejednoznaczna. – Z racji, iż jest to program pilotażowy, nie mamy ustanowionego celu co do liczby użytkowników systemu – mówi Torbjörn Nohrstedt z działu prasowego AmberOne Autostrady A1.
A co sądzą eksperci? – Trudno ten wynik nazwać wielkim sukcesem, choć szczerze mówiąc, podejrzewałem, że będzie jeszcze mniej chętnych – ocenia Bartosz Jakubowski z Klubu Jagiellońskiego. Zwraca jednocześnie uwagę, że system koncesyjny na A1 jest taki, że koncesjonariusz zbiera opłaty, przekazuje je do KFD, a następnie otrzymuje stałe wynagrodzenie, niezależnie od tego, ile samochodów tym odcinkiem przejedzie. – Trudno w tej sytuacji oczekiwać, że będzie mu zależało na mocnej, a więc i kosztownej promocji tego rozwiązania, zwłaszcza jeśli dotrzymuje parametrów umowy koncesyjnej. Podejrzewam, że rozpropagowanie AmberGO bardziej powinno być domeną ministerstwa, o ile umowa nie przewiduje nowych form odpłatności dla koncesjonariusza za wdrożenie dodatkowej formy rozliczenia – dodaje Jakubowski.
Resort odbija piłeczkę. – Działania ministerstwa i spółki GTC miały na celu poinformowanie użytkowników dróg o pilotażu nowej metody płatności na autostradzie A1 i w ocenie resortu miały adekwatną do potrzeb skalę – ocenia Szymon Huptyś, rzecznik MI.
Ponieważ chodzi o pilotaż, to istotne są ograniczenia. Po pierwsze, system zainstalowano tylko na jednej bramce wjazdowej i zjazdowej w Rusocinie i Nowej Wsi. Po drugie, nie jest ona dedykowana jedynie systemowi AmberGO. Oznacza to, że kierowcy rozliczający się manualnie też mogą z niej korzystać. Po trzecie, z systemu korzystać mogą tylko kierowcy samochodów na polskich numerach rejestracyjnych.
Koncesjonariusz nie zamierza jednak rezygnować z programu. – Jak do tej pory mamy pozytywne doświadczenia. System działa dobrze, za wcześnie jednak, aby wyciągać wnioski na temat potencjalnych udoskonaleń – mówi Torbjörn Nohrstedt.
Wygląda na to, że w dalszym ciągu najprostszą i najskuteczniejszą metodą rozładowywania korków na A1 jest podnoszenie szlabanów. Dzieje się tak, gdy średni czas oczekiwania na bramkach w Nowej Wsi lub Rusocinie przekroczy 25 minut. Problem w tym, że takie podnoszenie szlabanów jest kosztowne, bo wiąże się z utraconymi przychodami dla Krajowego Funduszu Drogowego, z którego potem finansowana jest budowa lub remont dróg w całym kraju. Rząd PO–PSL często sięgał po to rozwiązanie (w latach 2014–2015 w każdy wakacyjny weekend). Efekt? W 2014 r. koszty zaniechania poboru opłat wyniosły 14,6 mln zł, a w 2015 r. – ponad 33 mln.
Politycy PiS krytykowali te decyzje i zapowiadali, że za ich rządów zamiast podnoszenia szlabanów będzie nacisk na koncesjonariuszy, by zapewniali właściwą przepustowość dróg. Rzeczywistość szybko zweryfikowała te plany, bo obecna ekipa rządząca też podnosi szlabany, choć nie na taką skalę, jak poprzednicy. W ub.r. KFD stracił w ten sposób 3,4 mln zł potencjalnych przychodów, a w tym roku już niemal 5 mln zł.