W najbliższych miesiącach Polacy będą nadal kupować nowe samochody i elektronikę. Szybko rosnąca sprzedaż detaliczna może być oznaką przegrzewania się gospodarki - ostrzegają ekonomiści. Do nominalnie wysokiej sprzedaży detalicznej przyczynia się także rosnąca w ostatnich miesiącach inflacja.
RAPORT
W lutym dynamika sprzedaży detalicznej wyniosła 23,8 proc. i była najwyższa od prawie czterech lat - w kwietniu 2004 roku, w przeddzień wejścia do Unii Europejskiej, Polacy także kupowali na potęgę. Ale tym razem tło makroekonomiczne jest zupełnie inne.
- Wzrost sprzedaży detalicznej wiąże się z rosnącym poczuciem bezpieczeństwa na rynku pracy. Wyniki badań pokazują, że niewielki odsetek badanych boi się utraty pracy. Gospodarstwa domowe mają coraz większe dochody, co wiąże się z silnym wzrostem wynagrodzeń, a do tego się dokłada wysoka dynamika kredytów konsumpcyjnych - mówi Marcin Mróz, ekonomista Fortis Banku.
Dlatego, jak wynika z prognoz GP, dynamika sprzedaży detalicznej wyniesie w tym roku ok. 18 proc., a nominalnie zamknie się kwotą ponad 605 mld zł (choć trzeba pamiętać, że w rzeczywistości kwota ta będzie pewnie większa, bo prognozy GP opierają się na danych GUS, który bada sklepy zatrudniające powyżej dziewięciu osób).

Efekt wzrostu cen

Ale liczona przez GUS wartość sprzedaży rośnie także z powodu podwyżek cen. Oprócz danych w cenach bieżących GUS publikuje także dane w cenach stałych, oczyszczonych ze wzrostu cen. Za luty wskaźnik w cenach stałych wykazał dynamikę 19,2 proc., wobec 23,8 proc. w cenach bieżących. Przy analizie struktury sprzedaży detalicznej widać jak na dłoni odwzorowanie tendencji cenowych (oczywiście, o ile poszczególne kategorie sprzedaży pokrywają się z kategoriami branymi pod uwagę przy wyliczaniu CPI). I tak np. wzrost sprzedaży żywności w cenach bieżących wyniósł 15,5 proc., a w cenach stałych 7,9 proc. - więc prawie w połowie dynamika wyższej sprzedaży wynikała ze wzrostu cen w tej kategorii, bo w zeszłym roku żywność zdrożała o 6,0 proc. Odwrotna sytuacja dotyczy kategorii włókno, odzież, obuwie - w cenach bieżących wzrost sprzedaży wyniósł 33,1 proc., a wyłączając wpływ inflacji - 43,1 proc., czyli uwzględniony został spadek cen w tej kategorii, który trwa już od wielu kwartałów.
- Nie ma obaw, że wskaźnik dynamiki nominalnej fałszuje obraz rzeczywistości - dynamika w cenach stałych jest bardzo wysoka - podawanie w cenach bieżących tego wskaźnika nie zmienia faktu, że mamy rozbuchany popyt - mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku.

Czy gospodarka się przegrzeje

- Z punktu widzenia gospodarstwa domowego, to rosnąca konsumpcja oznacza większy dobrobyt. Ale patrząc z pozycji makroekonomii, przegrzanie może objawić się w dwóch miejscach - wyższej inflacji i wyższym deficycie na rachunku bieżącym - mówi ekonomista Invest Banku.
Dlatego w warunkach tak silnie rosnącej konsumpcji prywatnej pojawia się obawa, czy gospodarka wytrzyma takie tempo zakupów.
- W gospodarkach rozwiniętych tempo wzrostu konsumpcji prywatnej jest względnie stabilne - podtrzymuje popyt wewnętrzny w okresie spowolnienia i stabilizuje ten popyt w okresie ekspansji. Najbardziej zmiennym składnikiem popytu wewnętrznego są inwestycje, które rosną coraz szybciej, kiedy gospodarka się rozpędza, ale też najszybciej spowalniają. Natomiast gospodarstwa domowe w sytuacji silnego wzrostu gospodarczego zwiększają trochę oszczędności, w przypadku spowolnienia - oszczędności spadają, bo gospodarstwa chcą utrzymać konsumpcję na stabilnym poziomie - mówi Borowski.
- Ale ten scenariusz może być zaburzony w Polsce przez decyzje odnośnie do polityki podatkowej - obniżka składki rentowej na łącznym poziomie 20 mld zł oraz obniżenie stawek PIT od przyszłego roku. A to dzieje się w okresie, kiedy gospodarka już jest lub będzie się znajdowała na etapie przegrzewania - dodaje ekonomista Invest Banku.
Dodatkowo sytuację utrudniają napięcia na rynku pracy.
- Jeżeli przedsiębiorcy widzą, że sprzedaż tak rośnie, to automatycznie pojawia się przestrzeń do podwyższania cen. A oprócz tego mają podstawy do podwyższania cen, bo koszty pracy rosną i są trudności ze znalezieniem pracowników. To właśnie te napięcia na rynku pracy decydują o tym, czy szybko rosnący popyt konsumpcyjny jest groźny - podkreśla Borowski.
Nie wszyscy ekonomiści przewidują jednak, że rosnąca sprzedaż może grozić niestabilnością gospodarczą.
- Negatywne efekty wysokiego popytu krajowego, czyli inflacja, deficyt bieżący, nie są na tyle niebezpieczne, żeby mówić o jakimś realnym zagrożeniu dla stabilności makroekonomicznej. RPP zapowiada dalszy wzrost stóp, więc straszenie negatywnymi konsekwencjami rosnącej sprzedaży detalicznej nie ma moim zdaniem na razie uzasadnienia - stwierdza Mróz.
Posiłkowanie się importem w celu zaspokojenia popytu konsumpcyjnego też nie powinno być niebezpieczne.
- Polska ma otwartą gospodarkę, popyt konsumpcyjny może zostać zaspokojony przez import. Jednocześnie transfery unijne nie powinny popsuć nam zbytnio sytuacji na rachunku bieżącym - uważa Ernest Pytlarczyk z BRE Banku.

Elektronika i samochody

W ostatnich miesiącach wyjątkowo silnie rośnie sprzedaż dóbr trwałych, świadczących o zwiększonej zamożności Polaków, takich jak nowe samochody, meble czy elektronika. Optymizm konsumentów w Polsce przyczyni się do dalszego wzrostu w tych kategoriach.
- W ciągu następnych miesięcy zapewne utrzyma się wysoka dynamika sprzedaży np. elektroniki, której będzie sprzyjać mocny złoty. Mocnym filarem sprzedaży detalicznej powinny być też samochody - mówi Marcin Mróz.
OPINIA
Agnieszka Sora
dyrektor zarządzający w GfK Polonia
Najdynamiczniej rozwijają się sieci supermarketów i dyskontów. Rośnie również liczba sklepów zlokalizowanych na stacjach paliwowych oraz kiosków. Obserwujemy również szybki rozwój sklepów ze specjalistyczną żywnością oraz specjalistycznych sieci detalicznych. Trendem już obserwowanym w 2006 roku jest również rozwój sklepów delikatesowych lub też produktów delikatesowych sprzedawanych w regularnych sklepach. Wielkoformatowe sklepy umacniają swoją pozycję, ale cały czas gros zakupów dokonywanych jest jeszcze w małych sklepach spożywczych, mimo że ich udział z roku na rok maleje. Co ciekawe, niezależnie od zasobności portfela, Polacy chętnie kupują nadal na bazarach, szczególnie dotyczy to świeżych produktów.