Spółki energetyczne dostały zakaz wnioskowania o podwyżki dla gospodarstw domowych na 2019 r. I to pomimo wzrostu ceny surowców.
W ciągu roku węgiel podrożał aż o 17 proc. Do tej pory energetycy w takiej sytuacji od razu wnioskowali o podwyżki w Urzędzie Regulacji Energetyki w taryfie G-11, czyli dla odbiorców indywidualnych. Ta, w przeciwieństwie do cen dla odbiorców biznesowych, jest zatwierdzana administracyjnie.
Dziś okazuj się, że koncerny podwyżek jednak nie planują. I to pomimo tego, że prócz surowca w zatrważającym tempie rosną również ceny praw do emisji CO2 w ramach unijnego systemu handlu.
Czyli koszty rosną, ale prąd nie drożeje. To coś zupełnie nowego. Odpowiedzialne za to mogą być zbliżające się wybory samorządowe.
– W grupie Energa nie planowaliśmy zmiany ceny i nie mamy zamiaru wprowadzać żadnych podwyżek w taryfie G, która jest taryfą podstawową dla odbiorców indywidualnych – deklaruje DGP Adam Kasprzyk, rzecznik gdańskiej spółki.
Notowania cen energii z dostawą na 2019 r. (zł/MWh) / Dziennik Gazeta Prawna
Z kolei największy gracz, czyli Polska Grupa Energetyczna, zapewnia, że ze spokojem obserwuje sytuację na rynku. – Poziom cen hurtowych jest zdeterminowany czynnikami, które w dużej mierze zależą od zewnętrznego otoczenia. Wśród nich znajdują się przede wszystkim koszty polityki klimatycznej UE. Warto podkreślić, że ceny na rynku hurtowym nie przekładają się wprost na te na rynku detalicznym, czyli taryfę G dedykowaną klientom indywidualnym – tłumaczy Maciej Szczepaniuk, rzecznik PGE.
Odpowiedzi z Taurona nie uzyskaliśmy, ale za to w podobnym duchu jak PGE wypowiada się Enea. – Wpływ kosztów węgla opartych głównie na krajowym rynku i kontraktach wieloletnich jest istotnie ograniczony. Stawki dla odbiorców w taryfie G nie ulegną zmianie do końca roku. A proces taryfikacji przyszłorocznych kwot dotyczących klientów z taryfą G rozpocznie się dopiero jesienią – wyjaśnia Mateusz Pilarczyk z biura prasowego spółki. Zwraca przy okazji uwagę, że wahania cen energii elektrycznej na rynku hurtowym nie są wprost odzwierciedlone w stawkach taryfy G. Ta od kilku lat pozostaje na stabilnym poziomie.
W tym roku taryfa G-11 (patrząc na samą energię) wzrosła o 0,5 proc., podczas gdy w ubiegłym spadła o 4,6 proc. Za to przedsiębiorcy i samorządy informują, że oferowane im obecnie ceny w kontraktach bywają nawet o ponad 30 proc. wyższe niż rok wcześniej.
– Proponowane na przyszły rok stawki poznamy jesienią, gdy trafią do urzędu wnioski taryfowe – mówi nam Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE. Ministerstwo Energii, które pełni nadzór właścicielski nad sektorem, nie odpowiedziało na nasze pytanie o to, czy naciska na podległe mu spółki, by nie podnosiły cen. W przesłanej nam odpowiedzi resort wyjaśnił jedynie, na czym polega taryfowanie w URE.
Część naszych rozmówców uważa, że zamrożenie taryf jest swego rodzaju kiełbasą wyborczą. Przypominają, że rząd namawia do zmiany ogrzewania węglowego na elektryczne. Inni przyznają wprost, że takie zaklinanie rzeczywistości skończy się wyższymi o kilka czy kilkanaście procent cenami towarów i usług.
– Polska energetyka jest zakładnikiem doraźnych interesów politycznych. Niestety, prędzej czy później zapłacimy za to wszyscy. Strategia spółek energetycznych tworzona po to, by zaspokajać aktualne kaprysy polityków, to przepis na katastrofę – czy będzie to tymczasowe zaciskanie pasa przed wyborami, czy budowa nowej, nieopłacalnej elektrowni węglowej w okręgu wyborczym ministra Tchórzewskiego – komentuje Marek Józefiak z Greenpeace Polska.
– Wzrost taryf ma solidne podstawy. Koszty produkcji energii istotnie poszybowały, więc musi się to odbić na naszych rachunkach. URE powinien dopilnować, by podwyżka uwzględniała faktyczny wzrost kosztów. Natomiast sztuczne zamrażanie taryf byłoby nieodpowiedzialne i szkodliwe: taki ruch nie tylko pogorszyłby stabilność finansową spółek i przybliżył kryzys branży, ale ograniczyłby bodźce do oszczędzania prądu oraz inwestowania w energetykę rozproszoną – mówi DGP Aleksander Śniegocki, szef projektu Energia i Klimat w Wise Europa.
W sierpniu 2017 r. cena węgla w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia) oscylowały wokół 85 dol. za tonę. W I kw. tego roku spadła poniżej 80 dol., ale obecnie wzrosła do niemal 100 dol.
Dla przypomnienia – gdy dokładnie trzy lata temu cena tony surowca w ARA wynosiła 54,4 dol., w Polsce węgiel dla energetyki kosztował 217,16 zł. Rok temu było to już ok. 200 zł, a dziś 0240 zł.
Elektrownie płacą też za prawa do emisji dwutlenku węgla, których cena od maja ubiegłego roku wzrosła z 4,38 do 18,28 euro za tonę. Według brytyjskiej organizacji analitycznej Carbon Tracker ceny uprawnień do emisji CO2 w UE na koniec tego roku wyniosą 25 euro, a w ciągu najbliższych pięciu lat mogą dojść do 35–40 euro za tonę.
– Polska ma najbardziej emisyjny rynek energetyczny w UE, dlatego jest najbardziej narażona na podwyżki. Wyższe ceny CO2 będą miały wpływ zarówno na odbiorców energii elektrycznej, jak i na rentowność polskich elektrowni – uważa Mark Lewis, analityk Carbon Tracker.