Ministerstwo uważa, że czas dobrej koniunktury trzeba wykorzystać do obniżania deficytu, a nie popuszczania pasa
Gospodarka ma szansę urosnąć w tym roku nawet o 5 proc. W finansach publicznych na pierwszy rzut oka również mamy komfortową sytuację – po czerwcu w kasie państwa jest 9,5 mld zł nadwyżki. Wprawdzie wkrótce zamieni się ona w deficyt, ale ten ma szansę być nawet o połowę niższy niż limit zapisany w ustawie budżetowej.
Minister finansów Teresa Czerwińska jest jednak daleka od hurraoptymizmu. – Uważam, że powinniśmy wykorzystać czas bardzo dobrej koniunktury, aby realizować ścieżkę konsolidacji fiskalnej i redukować deficyt. Z jednym zastrzeżeniem, że mamy pewne priorytetowe programy, które realizujemy, chociażby 500 plus – podkreśla minister finansów.

Węgierska lekcja

Wyniki sektora finansów publicznych są obecnie najlepsze od wielu lat, ale wciąż notujemy deficyt. W ubiegłym roku łączna dziura w budżecie, samorządach i systemie ubezpieczeń społecznych sięgnęła 1,7 proc. PKB. Z wiosennych prognoz Komisji Europejskiej wynika, że w tym i przyszłym roku będzie to 1,4 proc. Wynik ten nie plasuje nas wśród unijnych prymusów, bo wiele krajów będzie notowało nadwyżki, ale też nie zagraża nam procedura nadmiernego deficytu. Utrzymujemy się daleko od traktatowego limitu 3 proc.
Mamy mniej deficytu we wzroscie / Dziennik Gazeta Prawna
Ale Bruksela patrzy obecnie nie tylko na to, jaki jest deficyt, ale kontroluje również, czy kraje członkowskie obniżają go w odpowiednim tempie. Dwa rządy: rumuński i węgierski znalazły się już na cenzurowanym i zostały objęte procedurą nadmiernego odchylenia (SDP). Jest ona wszczyna wobec krajów, które nie pilnują obniżania deficytu strukturalnego (pomija czynniki jednorazowe i wpływ koniunktury).
Rumunia, obniżając podatki pośrednie i silnie podwyższając płace w budżetówce, zapomniała o potrzebie zaciskania pasa. Węgrów nowa procedura objęła w połowie 2018 r., gdy deficyt strukturalny zaczął tam rosnąć zamiast spadać, co prawdopodobnie było efektem ekspansywnej polityki budżetowej przed tegorocznymi wyborami.
– Celem długookresowym powinna być stabilność finansów publicznych. To można zrobić, redukując w krótkim i średnim okresie deficyt strukturalny. Przywiązujemy wagę do tego, aby takie zalecenie nie były wobec Polski formułowane, bo to bolesna procedura – zwraca uwagę Teresa Czerwińska.
Szefowa resortu finansów przypomina, że rząd w Budapeszcie musi do końca tego roku wdrożyć oszczędności na 1,5 proc. PKB, aby deficyt powrócił na spadkową ścieżkę zgodnie z wymogami, jakie przed tym krajem stawia KE. Węgry nie ucierpiały zbytnio po wszczęciu procedury SDP, bo inwestorzy nie odwrócili się od ich obligacji. Jednak większych efektów można się spodziewać, kiedy sytuacja gospodarcza będzie się pogarszała. Wówczas rynki czy agencje ratingowe przypominają sobie o negatywnych ocenach finansów publicznych danego kraju.
My, aby osiągnąć średniookresowy cel budżetowy, czyli deficyt strukturalny na poziomie 1 proc., powinniśmy go obniżać co roku o 0,5 pkt proc. PKB. MF wskazuje, że w latach 2016–2017 udało nam się ten cel osiągnąć.

Presja wydatkowa narasta

Minister finansów zwraca uwagę, że żądania, jakie wysuwają jej koledzy z rządu, mocno rozjeżdżają się z limitami, które dla nich wyliczyła. Już kilka miesięcy temu DGP ostrzegał, że zejście ze ścieżki konsolidacji fiskalnej może skończyć się dla nas otwarciem w roku wyborczym nowej unijnej procedury. Podobne obawy wyraża obecnie kierownictwo MF, które już za dwa tygodnie zamierza zaprezentować na posiedzeniu rządu przyszłoroczny projekt budżetu.
– Procedura nadmiernego odchylenia jest bardzo drastyczna, dlatego chciałabym, abyśmy z dużą rozwagą przygotowali tę ustawę budżetową. Żebyśmy przeszli suchą stopą nie tylko przez okres, kiedy koniunktura jest świetna, ale też brali pod uwagę perspektywę, gdy gospodarka będzie radziła sobie gorzej – podkreśla Czerwińska. Przypomina, że szczyt koniunktury przypadnie w tym roku. Od przyszłego trzeba liczyć się ze spowalniającym tempem wzrostu PKB. Wielu ekonomistów przewiduje, że wróci ono do poziomu poniżej 4 proc.
Zdaniem Czerwińskiej emocjonowanie się nadwyżką po pierwszym półroczu czy rosnącą w tempie ok. 5 proc. gospodarką wprowadza „nieuzasadniony nastrój, który pobudza apetyty wydatkowe”.