Rumunia przestała w ubiegłym roku, a teraz Węgry nie ograniczają deficytu w tempie wymaganym przez Komisję Europejską. Niebawem może do nich dołączyć nasz kraj.
Dziennik Gazeta Prawna
Sytuację w finansach publicznych mamy najlepszą od lat. Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych w ubiegłym roku obniżył się do 1,7 proc. PKB i był najniższy od wybuchu globalnego kryzysu dekadę temu. Dzięki dobrej koniunkturze gospodarczej i uszczelnieniu systemu podatkowego udaje nam się utrzymać finanse w ryzach.
Rumuńsko-węgierska lekcja wyborcza
Zobowiązania wobec Komisji Europejskiej dotyczą jednak nie tylko utrzymania deficytu poniżej limitu 3 proc. PKB, ale też ograniczania go w uzgodnionym tempie. Kilka krajów ma z tym ostatnio problem. A Pakt Stabilności i Wzrostu zobowiązuje wszystkich członków Unii do osiągnięcia średniookresowego celu budżetowego (MTO), który dotyczy deficytu strukturalnego. To deficyt finansów skorygowany o skutki wzrostu gospodarczego. Bruksela wymaga, by tak liczony deficyt ograniczać w czasach dobrej koniunktury o 0,5 pkt proc. PKB rocznie. A w krajach, w których wysoki dług publiczny zagraża stabilności finansów, nawet bardziej – o 1 pkt. proc.
Po kryzysie w strefie euro Komisja bardziej pilnuje tych zaleceń. Reaguje nie tylko wtedy, gdy dziura w kasie stanie się zbyt głęboka, obejmując kraj procedurą nadmiernego deficytu. Stworzyła też procedurę znaczącego odchylenia (SDP), którą wszczyna wobec krajów niepilnujących obniżania deficytu strukturalnego. Jej ofiarą padła już Rumunia. Tam deficyt strukturalny jeszcze w 2015 r. nie przekraczał 1 proc. PKB, ale rok później urósł do 2,5 proc. Bo ówczesny rząd istotnie ściął podatki pośrednie i zafundował budżetówce podwyżki.
W listopadzie 2017 r. KE uznała, że jest ryzyko znaczącego odchylenia polityki budżetowej w Belgii, Irlandii, we Włoszech i na Węgrzech. Na cenzurowanym znaleźli się jednak tylko Węgrzy, wobec których Komisja w ubiegłym tygodniu uruchomiła procedurę SDP.
– Zaleca im ograniczenie w 2018 r. nominalnego wzrostu wydatków do 2,8 proc., co pozwoli na zmniejszenie deficytu strukturalnego o 1 pkt proc. PKB wobec ubiegłego roku. KE obecnie prognozuje jednak pogorszenie deficytu strukturalnego na Węgrzech o 0,5 pkt proc. PKB, będą one więc musiały wdrożyć w ciągu sześciu miesięcy jeszcze bardziej zdecydowane działania, prowadzące do obniżenia deficytu o 1,5 pkt proc. PKB – mówi DGP wiceminister finansów Leszek Skiba.
Węgrzy zboczyli w ubiegłym roku ze ścieżki ograniczania deficytu z powodu kampanii przed wyborami parlamentarnymi, które odbyły się wiosną tego roku.
Teraz może ich czekać cięcie wydatków budżetowych, ewentualnie szukanie nowych dochodów.
Budapeszt w Warszawie?
Podobnie może być w Polsce. W przyszłym roku czekają nas dwie tury wyborów – do Parlamentu Europejskiego oraz Sejmu i Senatu – i Bruksela może baczniej przyglądać się stanowi naszych finansów publicznych.
– Nie ma ryzyka, że zostaniecie objęci procedurą nadmiernego deficytu, bo jest on daleki od limitu 3 proc. PKB. Jednak wiele wskazuje, że dość prawdopodobnym scenariuszem jest objęcie Polski procedurą znaczącego odchylenia – mówi nam pragnący zachować anonimowość analityk KE.
W roku wyborczym zazwyczaj przybywa bowiem budżetowych wydatków i spada wola do ograniczania deficytu. Jeśli KE stwierdzi w Polsce odchylenie od średniookresowego celu budżetowego, wówczas w maju przyszłego roku możemy się spodziewać otwarcia procedury SDP.
Z prognoz samego Ministerstwa Finansów wynika, że nasz tegoroczny deficyt strukturalny urośnie do 2,8 proc. PKB z 2,1 proc. w 2017 r.
Co nam grozi? Konsekwencje związane z procedurą odchylenia nie są tak dotkliwe jak w przypadku procedury nadmiernego deficytu (krajowi, który nie stosuje się do unijnych reguł, grozi nawet zamrożenie wypłaty funduszy UE).
– Wszczęcie procedury znaczącego odchylenia jest raczej kwestią wizerunkową. To sygnał dla inwestorów kupujących dług danego kraju czy agencji ratingowych, żeby baczniej przyglądać się stanowi jego finansów – mówi unijny urzędnik.
Węgry nie ucierpiały zbytnio po wszczęciu procedury nadmiernego odchylenia, bo rentowność ich obligacji się nie zmieniła. Ale na razie koniunktura jest dobra; pytanie, czy tak samo zareagowaliby inwestorzy w sytuacji spowolnienia gospodarczego. Wtedy bywają płochliwi i wyczuleni na negatywne sygnały dotyczące finansów publicznych.
Rząd zapewnia, że finanse trzyma w ryzach. Wieloletni Plan Finansów Państwa przyjęty w końcówce kwietnia zakłada, że w tym roku deficyt sektora finansów publicznych liczony metodologią unijną (Genereal Goverment) ma wzrosnąć do 2,1 proc. PKB, a w kolejnym miałby spaść do 1,5 proc., nadal zostając poniżej limitu 3 proc.
Bruksela sprzymierzeńcem minister Czerwińskiej
Tyle że ten dokument nie uwzględnia budżetowych kosztów piątki Morawieckiego, czyli pomysłów ogłoszonych na konwencji PiS w kwietniu. Pakiet Dobry Start, czyli 300 zł na wyprawkę szkolną, właśnie jest przyjmowany w trybie obiegowym przez rząd. Od lipca będzie już można składać drogą elektroniczną wnioski o wypłatę pieniędzy. Tyle że wpływ tej wyprawki na finanse publiczne nie został uwzględniony, a to około 1,6 mld zł wydatków. Wprowadzone mają być też w życie kolejne punkty z piątki Morawieckiego, m.in. obniżka od początku przyszłego roku podatku CIT dla małych firm z 15 do 9 proc., tzw. mały ZUS czy gwarantowana minimalna emerytura dla matek co najmniej czwórki dzieci. Do tego w ramach realizacji części postulatów niepełnosprawnych podwyższone już w tym roku będą renty socjalne. To koszt ponad pół miliarda złotych. Te wszystkie wydatki wyniosą ponad 2 mld zł, czyli podwyższą deficyt sektora finansów publicznych o minimum 0,1 pkt proc. PKB. A apetyt PiS na pewno na tym się nie skończy, wielu polityków chciałoby dalej idących gestów finansowych pod adresem emerytów i rolników. Paradoksalnie Bruksela może stać się sprzymierzeńcem minister finansów Teresy Czerwińskiej w pilnowaniu budżetu na 2019 r.