Nawet likwidacja może czekać spółkę, której menedżerowie dopuszczą się ciężkich naruszeń. W takiej sytuacji prawa udziałowców oraz mienie przedsiębiorstwa przejdą na własność państwa.
Spółki pod pręgierzem / Dziennik Gazeta Prawna

To najczarniejszy scenariusz, który przewiduje nowa ustawa o odpowiedzialności spółek i innych podmiotów zbiorowych. Projekt wczoraj trafił do konsultacji. Główne założenie jest takie, że firmy mają ponosić dotkliwe konsekwencje zarówno za świadome nadużycia członków zarządu, jak i zaniedbania w nadzorze nad biznesem skutkujące np. śmiertelnymi wypadkami przy pracy, skażeniem środowiska czy wypuszczeniem na rynek wadliwych szczepionek.

Eksperci nie mają wątpliwości, że obowiązujące przepisy pod tym względem nie działają. Nawet gdy chodzi o karanie firm wydmuszek. – Dzisiaj bardzo trudno jest pociągnąć do odpowiedzialności wspólników spółki stworzonej przez nich do popełnienia przestępstwa. Często sprawa kończy się na wymierzeniu członkom fasadowego zarządu kar w zawieszeniu bądź grzywny. Nowa ustawa wprowadza narzędzia, które pozwolą urealnić walkę z przestępczością spółek – podkreśla adwokat Zbigniew Krüger.

Wdrożenie najbardziej radykalnego rozwiązania – likwidacja podmiotu zbiorowego oraz konfiskata jego składników i praw majątkowych – ma być ostatecznością. Opcję może uruchomić jedynie sąd i to wyłącznie pod warunkiem, że wszystkie inne sankcje byłyby niewystarczające. A zwłaszcza gdy maksymalna ustawowa kara finansowa – 30 mln zł – okazałaby się zbyt niska, żeby przywołać spółkę do porządku i sprawić, aby przestrzeganie prawa jej się opłacało. Przeniesienie konsekwencji majątkowych na wspólników czy akcjonariuszy będzie też możliwe pod warunkiem, że nielegalny proceder, w którym brali udział menedżerowie, jest na tyle poważny, że będzie im grozić co najmniej pięć lat więzienia. – Weźmy przykładowo spółkę akcyjną, która została zawiązana wyłącznie w celu produkcji sfałszowanych leków. Cały jej majątek to maszyny i odczynniki, którymi obrót jest koncesjonowany. A akcjonariusze takiej spółki to w rzeczywistości słupy bez kapitału i historii biznesowej – tłumaczy DGP wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.

Mimo to eksperci przestrzegają przed ryzykiem pośredniej nacjonalizacji prywatnego majątku.

– Obawiam się, że wskazany przepis może stać się wytrychem do karania akcjonariuszy czy udziałowców w sytuacji, kiedy zawinił zarząd, a także wywierania presji na podmioty gospodarcze. Zwłaszcza w przypadkach, gdy jakiś biznes jest niewygodny dla władzy, bo np. stanowi konkurencję dla państwowych championów czy działa w takiej branży, jak medialna – mówi mec. Krüger.

Nowe przepisy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych znacząco rozszerzą możliwości wyciągania surowych konsekwencji wobec firm, w których dochodzi do popełnienia przestępstwa. Dotyczy to zwłaszcza spółek krzaków stworzonych specjalnie na potrzeby bezprawnych procederów, np. służących ukrywaniu pieniędzy z nielegalnego obrotu paliwem oraz wprowadzania ich do legalnego obiegu. Jeśli wartość korzyści majątkowej osiągniętej przez taki podmiot przekroczy 1 mln zł, wówczas sąd na wniosek prokuratora, a w trakcie procesu – także z urzędu, będzie miał zielone światło, aby orzec konfiskatę jego składników lub praw majątkowych (w całości lub części). Chyba że wspólnicy czy inne osoby uprawnione do występowania w imieniu spółki wykażą, że ich firma była prawidłowo zorganizowana i nadzorowana. Innymi słowy, nie mieli żadnego wpływu na to, że doszło do przestępstwa. Orzeczenie przepadku przez sąd nie będzie jednak obligatoryjne. A przede wszystkim do konfiskaty nie dojdzie w sytuacji, kiedy byłaby ona nieproporcjonalnie dolegliwa dla udziałowców.
Ryzyko nacjonalizacji
O ile eksperci raczej nie mają wątpliwości, że jest to dobry pomysł na eliminowanie z rynku spółek przeznaczonych głównie do popełnienia przestępstwa, o tyle już więcej zastrzeżeń budzi dopuszczenie możliwości likwidacji albo rozwiązania podmiotów gospodarczych za przewinienia menedżerów. Wdrożenie takiego czarnego scenariusza ma być ostatecznością. Po pierwsze, musi chodzić o biznes, który „w całości lub w znacznej części” został wykorzystany do bezprawnych działań i to takich, za które sprawca może pójść do więzienia na co najmniej pięć lat. Po drugie, sąd, decydując o likwidacji albo rozwiązaniu spółki, musi dojść do wniosku, że nawet najsurowsza kara finansowa przewidziana w ustawie (30 mln zł) nie sprawi, że firma wróci na legalną ścieżkę i naprawi swoje wady w nadzorze czy organizacji. Gdyby w końcu zadecydował o takiej karze, to jednocześnie musiałby nakazać przeniesienie własności składników lub praw majątkowych podmiotu na Skarb Państwa (chyba że trzeba je zwrócić pokrzywdzonemu).
Mimo że perspektywa likwidacji albo rozwiązania spółki jest obwarowana kilkoma warunkami, to niektórzy eksperci i tak dostrzegają w tej opcji ryzyko nacjonalizacji. – To nie do przyjęcia. Inwestorzy nie mogą odpowiadać swoim majątkiem za nadużycia menedżerów – mówi dr Łukasz Bernatowicz, ekspert Business Centre Club. – Trzeba odróżnić wspólników, którzy zakładając spółkę, wchodzą do zarządu i popełniają przestępstwo, od ludzi, którzy zakładając spółki, powierzają zarząd profesjonalistom. W tym drugim przypadku nie jest do pomyślenia, aby tracili włożone w biznes środki – dodaje.
Zgodnie z nową ustawą prokuratura będzie mogła postawić spółce zarzuty, podobnie jak ma to miejsce w przypadku indywidualnych sprawców. Kluczowym warunkiem odpowiedzialności takiego podmiotu jest dopatrzenie się nieprawidłowości w jego nadzorze i organizacji bądź wyborze pracowników. Szczególnie obciążający dla takiej firmy będzie brak odpowiednich procedur wewnętrznych i zasad zarządzania ryzykiem oraz wskazania organu odpowiedzialnego za nadzorowanie przestrzegania prawa.
Zgodnie z obowiązującą ustawą (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 703) to śledczy muszą udowodnić, że spółka bagatelizowała bądź naruszała przepisy. Po zmianach będzie odwrotnie: to władze firmy staną przed koniecznością wykazania, że zrobiły, co mogły, aby zapobiec nielegalnym działaniom. – Jeśli wspólnicy kontrolują spółkę osobiście, a zarząd jest fasadowy i służy tylko temu, aby ściągnąć z nich odpowiedzialność, to powinni ponieść konsekwencje za niezachowanie należytej staranności – tłumaczy adwokat Zbigniew Krüger. Co innego w sytuacji spółek z licznym gronem udziałowców czy akcjonariuszy. – Nie można wspólnikowi czynić zarzutu z tego, że zachowuje się biernie, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z dużą spółką. Nie ma on bowiem obowiązku korzystania ze swoich uprawnień kontrolnych – podkreśla mec. Krüger. Jak wynika z art. 212 k.s.h., wspólnik może przeglądać księgi i dokumenty firmy, sporządzać bilans dla własnego użytku lub żądać wyjaśnień od zarządu. Ten może zresztą odmówić, jeśli ma podstawy, aby sądzić, że udziałowiec może działać na szkodę spółki. – Udziałowcy nie powinni ponosić konsekwencji majątkowych, kiedy winę ponoszą członkowie zarządu – kwituje Zbigniew Krüger.
– Obecnie zdecydowana większość spółek z o.o. nie ma rad nadzorczych, bo nie musi. Raz w roku zwołuje się zgromadzenie wspólników i udziela ono absolutorium zarządowi albo nie. Jeśli dwa miesiące później, mimo udzielenia absolutorium, jego członek popełni przestępstwo, to na czym polega błąd w nadzorze? – pyta retorycznie dr Bernatowicz.
Nagroda za współpracę
Nowością, która pojawi się w ustawie, będzie możliwość zgłoszenia chęci współpracy z organami ścigania, dobrowolnego poddania się odpowiedzialności przez spółkę w sytuacji, kiedy jej zaniedbania czy błędy są ewidentne. Warunkiem łagodniejszego potraktowania przez sąd będzie przede wszystkim zapłata równowartości wyrządzonej szkody oraz przekazanie śledczym informacji ważnych dla ukarania menedżerów winnych przestępstwa. – Podobne rozwiązanie istnieje już w kodeksie karnym skarbowym i się sprawdza. Z punktu widzenia podmiotu zbiorowego, który wie, że musi ponieść konsekwencje popełnienia przestępstwa przez byłych członków zarządu, daje to możliwość uniknięcia 30-milionowej kary – wyjaśnia mec. Krüger.
Etap legislacyjny
Projekt przed skierowaniem do konsultacji.