Umowy o roboty budowlane nie można zawrzeć w sposób dorozumiany. Zrealizowanie części prac przez wykonawcę, z którego usług ostatecznie inwestor zrezygnował, to za mało – uznał Sąd Najwyższy.

Sprawa dotyczyła zapłaty ponad 14 mln zł. Kwoty tej zażądała spółka G. od firmy L. działającej w branży tekstylnej, z tytułu realizacji inwestycji – nowego zakładu produkcyjnego na południu Śląska. Strony – jak twierdziła G. – łączyła umowa o roboty budowlane, według której spółka ta miała być generalnym wykonawcą zakładu.
Część robót zostało rzeczywiście odebranych przez przedstawicieli firmy L., opłacono także pierwszą fakturę. Jednak do zapłaty dalszych należności nie doszło, gdyż – jak się później okazało w procesie – umowa nie została w ogóle zawarta na piśmie. Strony podczas wykonywania inwestycji miały prowadzić negocjacje w tej sprawie, ale do finalizacji kontraktu ostatecznie nie doszło. Prace były zresztą prowadzone za wiedzą i początkową zgodą prezesa firmy L., ale później doszło do konfliktu pomiędzy zarządem przedsiębiorstwa a przedstawicielem wykonawcy. Prace zostały więc przerwane, a firma L. odmówiła zapłaty.
Sprawa trafiła do sądu. W I instancji spółka G. uzyskała korzystny wyrok – sąd zasądził na jej rzecz żądaną kwotę, uznając że doszło tu do zawarcia w sposób dorozumiany umowy o roboty budowlane – mimo niezachowania obowiązkowej formy pisemnej umowy wskazanej w art. 648 par. 1 kodeksu cywilnego.
Inaczej ocenił roszczenie sąd II instancji, który z kolei przychylił się do żądań apelacji złożonej przez firmę L. i powództwo w całości oddalił. Orzeczenie to podtrzymał Sąd Najwyższy oddalając skargę kasacyjną, powodowej spółki G.
W uzasadnieniu SN wskazał, że w takich warunkach faktycznych, jakie ustaliły sądy, nie można mówić o zawarciu umowy o roboty budowlane. Powodowa spółka oczekiwała bowiem ustalenia, że firma L. jako inwestor potwierdzi wykonywane przez nią czynności i w ten sposób dojdzie do sądowego wykreowania umowy zawartej nie poprzez negocjacje stron, ale przez zrealizowanie określonych prac. Jednak umowy tego typu zawierać w ten sposób nie można, zwłaszcza że nie została zachowana także forma pisemna, obowiązkowa dla tego typu umów.
– Tu nie została wyraźnie wyrażona wola drugiej strony co do zawarcia umowy o roboty budowlane, wszystkich kwestii nie uzgodniono. Sama akceptacja i zapłata za część wykonanych prac nie świadczy o woli zawarcia takiej umowy. Zasądzanie należności na tej podstawie byłoby orzekaniem ponad wolę stron – powiedział sędzia Grzegorz Misiurek.
Z kolei zasądzenie należności na innej podstawie nie było w tej sprawie możliwe, gdyż – jak wskazał SN – powodowa spółka nie przedstawiła konsekwentnego stanowiska w kwestii ewentualnych roszczeń z tytułu prowadzenia cudzych spraw bez zlecenia (przed sądem I instancji kwestionowała taką podstawę roszczeń, po czym w apelacji zmieniła zdanie), a podnosząc zarzut bezpodstawnego wzbogacenia nie wykazała, w jakim rozmiarze miałoby dojść do jej zubożenia.
– Takie kwestie należy udowodnić. Wykazywanie zadłużenia wobec podwykonawców i innych kontrahentów nie wystarcza, a sąd nie będzie z urzędu ustalał rozmiarów zubożenia powódki – podkreślił w konkluzji sędzia Misiurek.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 17 maja 2018 r., sygn. akt V CSK 468/17.