- W skrajnym przypadku, jeśli pośrednicy sprzedający papiery windykatora wprowadzali w błąd klientów, mogą ponieść odpowiedzialność karną - mówi Piotr Zemła w rozmowie z DGP.
Piotr Zemła, adwokat z kancelarii Kaczmarczyk Orzechowski Legal Services (KOLS), praktyk prawa karnego gospodarczego / Dziennik Gazeta Prawna
Czy za sytuację, w jakiej znaleźli się dzisiaj obligatariusze GetBacku, odpowiadają też instytucje państwa, które powinny spółkę nadzorować? Mam na myśli głównie KNF.
Wydaje mi się, że problem, o którym mówimy, jest systemowy, bo dotyczy kwestii szkolenia osób, które pośredniczą w sprzedaży produktów finansowych. Jak wynika z doniesień medialnych oraz ostatniego komunikatu KNF, w wielu wypadkach prawdopodobnie mieliśmy do czynienia z missellingiem, który w skrajnych przypadkach może zostać nawet zakwalifikowany jako przestępstwo oszustwa. W moim przekonaniu problem może dotyczyć procesu przygotowania pośredników do sprzedaży instrumentów finansowych, zarówno w zakresie wiedzy o określonym produkcie, rynku finansowym w ogóle, jak i w zakresie zagadnień etycznych.
Na czym w tym przypadku miałby polegać misselling?
Czyn ten polega najczęściej na wprowadzeniu klienta w błąd co do cech oferowanego produktu w celu doprowadzenia go do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Przykład stanowić może porównywanie instrumentów finansowych wysokiego ryzyka do lokaty bankowej, która – choć może nie zapewnia spektakularnego zwrotu z inwestycji – jest stosunkowo bezpieczna. W takim scenariuszu pośrednik przekazał inwestorowi informację, że obligacje są praktycznie lokatą bankową, tylko z wyższym oprocentowaniem – co jest oczywiście nieprawdą. Kolejna postać missellingu stanowiącego jednocześnie przestępstwo oszustwa to wyzyskanie cudzego błędu, również w celu doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. To sytuacja, gdy inwestor prywatny sam z siebie pozostaje w błędnym przekonaniu co do cech produktu, który chce zakupić, a pośrednik – dostrzegając to – wykorzystuje tę okoliczność, nie wyprowadzając inwestora z błędu.
Jeśli udałoby się w toku postępowania dowieść takich praktyk, jakie są konsekwencje prawne dla np. domu maklerskiego czy banku?
Nie można oczywiście generalizować, ale co do zasady instytucja ponosi odpowiedzialność za osoby, które w jej imieniu sprzedają instrumenty finansowe. Jeżeli mówimy o przestępstwie oszustwa, to uzyskanie wyroku karnego skazującego przeciwko osobie, za której pośrednictwem zostały nabyte np. obligacje, stanowi prejudykat dla sądu cywilnego – sąd cywilny jest związany ustaleniami sądu karnego co do faktu popełnienia przestępstwa. Niezależnie od tego, że w przypadku skazania na wniosek pokrzywdzonego sąd orzeka obowiązek naprawienia szkody od osoby fizycznej pośredniczącej w sprzedaży, to uzyskanie wyroku karnego stanowić będzie duże ułatwienie na gruncie procesu cywilnego, jeżeli inwestor będzie chciał uzyskać odszkodowanie od podmiotu, w którym zakupił obligacje – domu maklerskiego czy banku.
Czy mówimy tylko o konsekwencjach karnych, czy również innych, jakie może ponieść nieuczciwy pośrednik?
Odpowiedzialność karna wydaje się najbardziej dotkliwa z punktu widzenia nieuczciwego pośrednika, ale działalność taka musi być rozpatrywana także przez pryzmat nieuczciwych praktyk rynkowych czy – co oczywiste – odpowiedzialności cywilnej, choć wydaje się, że w takim wypadku roszczenia będą raczej wysuwane w stosunku do instytucji, które oferowały obligacje korporacyjne. Sama KNF rekomenduje osobom pokrzywdzonym w procesie sprzedaży obligacji zawiadamianie właściwych organów ścigania tam, gdzie – zdaniem inwestorów – popełniono przestępstwo oszustwa. Roszczeń można wprawdzie dochodzić od razu w postępowaniu cywilnym. Jednak po wydaniu skazującego wyroku karnego dochodzenie roszczeń w procesie cywilnym może okazać się dużo łatwiejsze – jeżeli sąd karny ustali, że w toku zawierania umowy popełniono przestępstwo.
Czy KNF nie powinnna wymagać więcej w sferze obowiązków informacyjnych od spółki, np. związanych z zadłużeniem lub sytuacją płynnościową?
Niewątpliwie, im większy nadzór, tym korzystniej dla inwestorów, szczególnie niewykwalifikowanych konsumentów. Na pewno jest to pewnego rodzaju utrudnienie dla podmiotów oferujących tego typu instrumenty, bo oznacza dodatkowe koszty związane z obsługą nadzoru, ale z pewnością możliwe jest wypracowanie w tym zakresie jakiegoś kompromisu uwzględniającego interesy obu stron. Chyba nikt nie chce, by powtórzyła się sytuacja określana jako afera GetBacku.