Kto będzie chciał zapłacić milionowy podatek od obrotu kryptowalutami - może zapłacić. Ale jeśli ktoś nie chce, to może nie płacić, a fiskus potraktuje go łagodnie. Brzmi kuriozalnie? To najnowsze stanowisko urzędników Ministerstwa Finansów do kłopotu, który sprawili wszystkim bitcoinowcom, a w ostatecznym rozrachunku - samym sobie.

Przypomnijmy w czym rzecz. Otóż na początku kwietnia na stronie internetowej resortu finansów pojawiła się instrukcja, jak należy w rozliczeniu rocznym rozliczyć obrót kryptowalutami. Z opublikowanego stanowiska wynika, że umowy sprzedaży oraz zamiany kryptowaluty stanowiącej prawo majątkowe podlegają opodatkowaniu podatkiem od czynności cywilnoprawnych (PCC). Stawka podatku w obu przypadkach wynosi 1 proc. PCC przy sprzedaży płaci kupujący.

I brzmiałoby to nawet rozsądnie, gdyby chodziło np. o sprzedaż samochodów. W wypadku kryptowalut to jednak rabunek i chęć puszczenia z torbami tysięcy inwestorów nieprowadzących biznesu związanego z kryptowalutami. Ewentualnie urzędnicza niewiedza, w jaki sposób wiele osób obraca bitcoinami i jego mniej znanymi braćmi i siostrami.
Otóż wiele osób w ciągu roku dokonywało kilkuset, a niektórzy nawet kilku tysięcy transakcji na giełdach walut wirtualnych. Traktowali kupno i sprzedaż kryptowalut jak grę na giełdzie opartą na spekulacji. Gdy jednego dnia wartość bitcoina rosła – sprzedawali to, co mieli. Gdy następnego dnia spadała – uzupełniali swój wirtualny portfel. I tak w kółko.

Z wytycznych fiskusa wynika zaś, że od każdej transakcji powinien być zapłacony PCC. Co to oznacza w praktyce? Ano tyle, że osoby, które na giełdach kryptowalut „grały na małych wahaniach”, powinny zapłacić setki tysięcy złotych podatku. A niektórzy być może miliony. Podczas gdy realny zarobek wielu spośród tej grupy podatników – i to pod warunkiem, że mieli nosa, kiedy będzie wzrost, a kiedy spadek – wynosi od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. W efekcie wielu powinno zapłacić podatek znacznie przewyższający uzyskany dochód.

Ministerstwo Finansów dostrzegło, że wydana przez nie instrukcja jest kuriozalna. Prowadziłaby bowiem do bankructwa tysięcy osób, które chciały sobie dorobić. Urzędnicy myślą więc, jak się ze swych słów rakiem wycofać.

Najpierw usłyszeliśmy, że resort pracuje nad zmianami legislacyjnymi zmierzającymi do korzystniejszego dla podatników opodatkowania obrotu kryptowalutami. Tyle że to nie rozwiązuje kłopotu, bo dotyczyłoby spraw przyszłych, a nie działalności podjętej w 2017 r.

Pojawił się więc nowy pomysł: "rozliczenie po uważaniu". To znaczy jeśli ktoś uzna, że powinien zapłacić PCC - niech płaci. A jeśli ktoś stwierdzi, że byłoby to nieuczciwe - niech nie płaci. Fiskus tych, co nie zapłacą sprawdzi, i - jak przekonują urzędnicy resortu - "potraktuje ulgowo". Nie wiadomo, czy oznacza to przymknięcie oka na niezapłacenie PCC, czy może niższy wymiar kary (np. niższy niż wartość PCC, którą należałoby zapłacić). Pozostaje mieć nadzieję, że to traktowanie nie będzie tak "ulgowe", jak ulgowo traktowano obracających kryptowalutami dotychczas.

A co mają zrobić osoby, które już się rozliczyły i po zapoznaniu się z karuzelą stanowisk Ministerstwa Finansów uważają, że powinny jednak zapłacić mniej/więcej? Tego na razie nie wiemy. Pozostaje nam oczekiwanie... na kolejną interpretację przepisów.