Autorzy dopuszczają korekty projektu dotyczące zachęt dla najmniej zarabiających, ograniczenia kar dla pracodawców czy zwiększenia roli nadzoru.



– Po analizie opinii do projektu ustawy o pracowniczych planach kapitałowych (PPK) widzimy, że są w nich merytoryczne uwagi i nad nimi się pochylimy – deklaruje w rozmowie z DGP Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
To on był jednym z autorów stworzenia koncepcji dobrowolnego i opierającego się na prywatnych środkach systemu oszczędzania na emeryturę, czyli PPK.
Projekt prowadzi Ministerstwo Finansów, które właśnie analizuje uwagi napływające z innych resortów, instytucji publicznych, organizacji zrzeszających pracodawców, związków zawodowych czy branży finansowej i emerytalnej.
Wiele opinii bardzo krytycznie odnosiło się do poszczególnych zapisów projektu ustawy, chociaż sama idea budowy mechanizmu pozwalającego oszczędzać na emeryturę została przyjęta ciepło.
Z naszych informacji wynika, że uwagi merytoryczne spotkały się z dużym zrozumieniem. Otwartość na opinie i możliwość zmian w projekcie deklarował już wiceminister finansów Piotr Nowak w wywiadzie dla DGP.
Celem jest, aby projekt po konsultacjach w kwietniu trafił pod obrady rządu, a najpóźniej w maju zajął się nim Sejm. Pośpiech jest wskazany, bo aby PPK mogły wystartować od początku 2019 r., parlament musi uchwalić ustawę przed wakacjami. Jeśli prace przesuną się na jesień, plany kapitałowe zostaną uruchomione z półrocznym poślizgiem.
Nasi rozmówcy z otoczenia premiera wskazują, że już przesądzone zostało, iż nie tylko fundusze inwestycyjne będą mogły tworzyć PPK, ale projekt zostanie uzupełniony o Powszechne Towarzystwa Emerytalne, które dzisiaj prowadzą OFE. Wiele wskazuje, że nową formę oszczędzania będą mogli prowadzić też ubezpieczyciele. To były postulaty zgłaszane przez branżę finansową. Autorzy projektu sceptycznie podchodzą jednak do pomysłu, aby PPK znalazły się w ofercie banków.
Krytycznie do wielu rozwiązań odniosły się Narodowy Bank Polski i Komisja Nadzoru Finansowego.
– Rozumiemy, że to efekt analizy w departamentach tych instytucji. Mamy jednak zapewnienie ze strony prezesa NBP Adama Glapińskiego i szefa nadzoru Marka Chrzanowskiego, że pomysł ma ich kierunkowe poparcie – mówi nasz informator.
Bank centralny wskazywał, że projekt jest niedopracowany, jeżeli chodzi o zabezpieczenie interesów uczestników i zapewnienie sprawnego działania systemu. Nadzór finansowy zaś ocenił, że plany kapitałowe będą quasi-obowiązkowe, a to przenosi odpowiedzialność za funkcjonowanie systemu na regulatora. Podkreślał też, że kontrola nad instytucjami zarządzającymi powinna być większa, niż założono to w projekcie.
– Rozważamy modyfikację projektu i danie KNF większych kompetencji nadzorczych i kontrolnych. To powinno odpowiedzieć na kwestie bezpieczeństwa użytkowników i ich pieniędzy – mówi nasz informator.
Zwraca uwagę, że także kwestia polityki inwestycyjnej może być zmodyfikowana. Obecnie nie ma żadnych ograniczeń oprócz tego, że środki z PPK w maksymalnie 30 proc. mogą być ulokowane w zagranicznych aktywach. Ten zapis ma pozostać, ale mogą się pojawić inne regulacje.
– Nie chcemy jednak przeregulować PPK, jak to miało miejsce w przypadku OFE – podkreśla nasz rozmówca.
Jednym z bardziej zapalnych punktów projektu jest udział w nim osób o najniższych dochodach.
– Zastanawiamy się nad tym, jak uczynić PPK rozwiązaniem jak najbardziej dla nich atrakcyjnym. W tym punkcie w grę wchodzą modyfikacje obecnej propozycji – mówi Paweł Borys.
Jak wynika z naszych informacji, do rozważenia są trzy rozwiązania. Jedno to stopniowe podnoszenie składki w przypadku takich osób, co powoduje, że ewentualny uszczerbek w domowym budżecie nie będzie tak odczuwalny. Drugi pomysł to ukłon w stronę rzecznika finansowego, który proponuje, by budżetowe dopłaty ograniczyć do osób, które zarabiają poniżej dwóch średnich krajowych, a zaoszczędzone pieniądze miałyby posłużyć do zwiększenia dopłat dla osób najmniej zarabiających. Tego typu mechanizm także jest do rozważenia. Wreszcie może wchodzić w grę poluzowanie zasady automatycznego zapisu dla osób o najniższych dochodach, choć tu autorzy są ostrożni, gdyż ma to być fundamentalne rozwiązanie gwarantujące masowy udział w PPK.
Na problem udziału w PPK osób o najniższych dochodach wskazywali także minister energii Krzysztof Tchórzewski czy związkowcy.
– Dla przykładu: dla kogoś zarabiającego w granicach 3 tys. zł brutto sama składka podstawowa to kwota 60 zł. Dla osoby o takich miesięcznych zarobkach 60 zł stanowić może pokaźną sumę w jej budżecie. W związku z tym nie można wykluczyć negatywnego odbioru proponowanego rozwiązania przez szerokie kręgi społeczne –argumentował szef resortu energii, dodając, że może mieć to negatywny wpływ na wybory samorządowe.
Jak wynika z naszych informacji, po tej opinii z ministrem rozmawiali sam premier oraz osoby z jego otoczenia, czego efektem było piątkowe oświadczenie Tchórzewskiego łagodzące ton opinii.
– Uzyskane wyjaśnienia dotyczące umożliwienia uczestniczenia w tym programie osób z niższymi wynagrodzeniami są satysfakcjonujące. Przekonany jestem, że ustawa o PPK, która zostanie przyjęta przez rząd, spotka się z szerokim poparciem społecznym – napisał minister.
Jednak w tym przypadku nie ma mowy o prostym przywołaniu do porządku podwładnego przez premiera, gdyż Tchórzewski swój cel uzyskał, o czym świadczy gotowość autorów projektu do zmian w tym punkcie. Jednocześnie w kontekście uwag rzecznika finansowego Aleksandry Wiktorow zauważają, że PPK nie rozwiązują problemów emerytur z ZUS, bo nie taki jest cel dodatkowego systemu oszczędzania.
– Ten projekt nie służy rozwiązaniu problemu niskich emerytur, ale może wspierać oszczędzanie na starość – mówi Borys.
Kolejny punkt, gdzie ustawa może być zmieniana, to podnoszone przez pracodawców kary dla tych z nich, którzy zniechęcaliby do udziału w programie. Projekt zakłada za to grzywnę lub nawet karę do 2 lat więzienia. Autorzy bronią pomysłu, argumentując, że to kopia sankcji za niewypłacanie wynagrodzenia. Ale wydają się skłonni do dyskusji w tym punkcie, by na starcie nie zniechęcać do PPK pracodawców.
Nieco podobnie jest z postulatem związkowców, by włączyć do programu samozatrudnionych. Choć nie są objęci PPK, to specjalnie dla nich jest w projekcie zwiększenie limitu odliczenia na IKZE. Przeciw włączeniu ich do programu przemawia to, że spora część z nich ma wysokie dochody, a płaci ryczałtową składkę na ZUS dużo niższą niż pracujący. Danie im i dopłat do PPK, i większego limitu na IKZE byłoby rodzajem uprzywilejowania. W tym punkcie nie ma więc prostych rozwiązań, ale gotowość do rozmów jest deklarowana przez autorów PPK.