Za skromniejszy napływ kapitału odpowiada m.in. repolonizacja.
Blisko oddłużenia / Dziennik Gazeta Prawna
Premier Mateusz Morawiecki wielokrotnie krytykował uzależnienie Polski od zagranicznego kapitału. Mówił, że jego zaangażowanie kosztuje nas co roku kilkadziesiąt miliardów złotych. Miniony rok z jego punktu widzenia powinien więc zapisać się do udanych – napływ funduszy od zagranicznych inwestorów był rekordowo mały.
Jak wynika z danych opublikowanych wczoraj przez Narodowy Bank Polski, wartość zagranicznych inwestycji bezpośrednich zwiększyła się w 2017 r. o 20,7 mld zł. Od momentu przystąpienia naszego kraju do UE tylko raz – w 2013 r. – ten napływ był mniejszy. Było to jednak związane nie tyle ze spadkiem zainteresowania prowadzeniem interesów w Polsce, co z niuansami statystyki. W latach 2012–2013 były przypadki upraszczania struktur właścicielskich przez międzynarodowy kapitał. Zagraniczni inwestorzy likwidowali polskie filie, które były z kolei udziałowcami spółek w innych krajach – określa się to jako kapitał w drodze. W statystyce skutkowało to zmniejszeniem zagranicznych inwestycji u nas, a równocześnie spadkiem naszych w innych krajach.
Tym razem powód jest inny. W dużej mierze odpowiada za to repolonizacja, czyli przejmowanie przez krajowy – głównie państwowy – kapitał aktywów kontrolowanych dotychczas przez inwestorów z zagranicy. Najbardziej znaczący taki przypadek to Pekao. Ponad 30 proc. drugiego co do wielkości gracza na naszym rynku bankowym w czerwcu 2017 r. odkupiono za 10,6 mld zł od włoskiej grupy UniCredit. W grudniu Pekao wydał kolejne ponad 0,5 mld zł na zakup większościowego pakietu firmy zarządzającej aktywami Pioneer Pekao Investment Management.
Ale tego typu umów było więcej. W listopadzie Polska Grupa Energetyczna zamknęła przejęcie polskich aktywów francuskiego koncernu EDF. Koszt – niemal 4,3 mld zł. W marcu Enea sfinalizowała zakup Elektrowni Połaniec od innej francuskiej firmy – Engie. Na podstawie miesięcznych danych z bilansu płatniczego odpływ zagranicznego kapitału zaangażowanego w akcje i udziały można szacować na ok. 6 mld zł. To kwota netto, czyli różnica między pieniędzmi, które trafiły do zagranicznych podmiotów w zamian za odkupywane od nich akcje, i sumą wyłożoną na nowe inwestycje w Polsce lub dokapitalizowanie istniejących filii. Dodatkowo zagranica zmniejszyła o 4,5 mld zł zaangażowanie z tytułu instrumentów dłużnych (obligacji, pożyczek albo – jak w przypadku banków – depozytów).
Skąd w takim razie wzrost inwestycji? To zasługa działających już krajowych filii należących do zagranicznych właścicieli. Na plus zaliczana jest ta część ich zysków, których obcy inwestorzy nie wypłacają sobie w postaci dywidendy, ale zostawiają, powiększając kapitał swoich polskich spółek zależnych. Od 2010 r. jest to główne źródło „napływu kapitału z zagranicy”. W minionym roku powiększyło ono wartość inwestycji bezpośrednich o ok. 30 mld zł. Ponieważ 2017 r. przyniósł równocześnie 13 mld zł inwestycji bezpośrednich dokonanych przez polskie firmy za granicą, łącznie saldo wyniosło ok. 7,5 mld zł. Z mniejszą kwotą mieliśmy do czynienia ostatnio w... 1994 r. (dane do 2003 r. nie są do końca porównywalne z obecnymi ze względu na zmiany metodologiczne).
Zakończony niedawno rok był za to bardziej udany pod względem napływu kapitału portfelowego. Zagranica zainwestowała u nas w ten sposób niemal 23 mld zł, z czego niecałe 5 mld zł na giełdzie. Rok wcześniej notowaliśmy odpływ na poziomie 9,4 mld zł. Z rynku akcji odpłynęło niemal 10,8 mld zł (wzrosło natomiast zaangażowanie w obligacjach). Ekonomiści często zwracają uwagę, że zwiększanie zaangażowania inwestorów portfelowych – nazywanych też spekulacyjnymi – może być niekorzystne. W sytuacji zawirowań na rynkach finansowych takie podmioty często decydują się na szybką sprzedaż aktywów, co wzmacnia spadki ich cen i skutkuje osłabieniem kursu walutowego.
Wstępne dane na temat bilansu płatniczego opublikowane wczoraj przez NBP wyjaśniły, skąd wziął się duży deficyt handlowy w grudniu. Sygnalizowały go już poniedziałkowe dane Głównego Urzędu Statystycznego. Według NBP ujemne saldo w obrotach towarowych wyniosło w końcówce minionego roku 5,3 mld zł i było najgorsze od pięciu lat. „Najsilniej obniżył się eksport przedsiębiorstw funkcjonujących w ramach międzynarodowych grup, na co wskazuje skala spadku sprzedaży samochodów osobowych, odbiorników telewizyjnych czy sprzętu AGD. Źródło większego importu: duże transakcje jednostkowe – zakup samolotów oraz zwiększone dostawy ropy naftowej” – czytamy.