Należę do ludzi, dla których „Dług” Krzysztofa Krauzego jest jednym z najważniejszych polskich filmów czasu transformacji. Wciąż niepokoi i każe wiele spraw przemyśleć sobie na nowo. Książka Davida Graebera może wywołać u czytelnika podobną reakcję.
Graeber opublikował „Dług” w 2011 r. Opracowanie od samego początku jednych fascynowało, a innych przytłaczało. Nawet nie objętością – takie 500-stronicowe tomiszcza się na rynku zdarzają – lecz intensywnością opowieści i encyklopedycznym bogactwem faktów, dobrze wyrażanymi pełnym tytułem: „Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat”. Lecz przede wszystkim chodziło o wybuchowy polityczny przekaz książki. Lata 2011–2012 były kulminacją kryzysu zadłużeniowego. Nie było wtedy właściwie dnia bez doniesień o nadchodzącej eksplozji długu prywatnego i publicznego w większości rozwiniętych gospodarek Zachodu. To wówczas Komisja Europejska (pod dyktando Niemiec) zaczęła zmuszać Grecję, Hiszpanię czy Włochy do wcielenia w życie wyniszczających społecznie pakietów oszczędnościowych. A widmo niewypłacalności zaglądało w oczy nawet rządowi Stanów Zjednoczonych. Mężem opatrznościowym wydawała się kanclerz Angela Merkel pozująca na rozważną gospodynię domową, która nie wydaje więcej, niż sama zarabia.
David Graeber, „Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat”, przeł. Bartosz Kuźniarz, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018 / Dziennik Gazeta Prawna
David Graeber przeżywał wtedy apogeum swojej aktywności publicznej. Nie dość, że wydał głośną i idącą pod prąd ekonomicznej debaty książkę, to jeszcze był jedną z kluczowych postaci Occupy Wall Street. Podobno to on wymyślił główne hasło ruchu „To my jesteśmy 99 procentami”. Nikt jeszcze wtedy nie spodziewał się, że fala niezadowolenia społecznego wyniesie do władzy plutokratę Donalda Trumpa. Pachniało raczej nową rewolucją francuską pod hasłem wolności, równości i braterstwa. Razem z popularnością przyszła też krytyka. Na „Dług” kręcili nosem niektórzy ekonomiści. Jeden z nich pozwolił sobie nawet na złośliwe przemianowanie tytułu książki na „Dług. Moje pierwsze pięć tysięcy pomyłek”.
Dziś tamte emocje trochę już opadły. Ale książka Graebera zdecydowanie się broni. Jej przesłanie ciągle jest czytelne. Sprowadza się do podważenia liberalnego dogmatu, że zadłużenie to coś wstydliwego, nienormalnego, a może nawet grzesznego. Graeber tłumaczy cierpliwie i na wielu historycznych przykładach, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem najzupełniej normalnym. Dług jest wszędzie tam, gdzie społeczeństwo, bo to ono chce się wymieniać dobrami. Jeśli dług zanadto sfetyszyzujemy (nadamy mu zbyt wielkie znaczenie), porządek społeczny zacznie się pruć. Albo siądzie wymiana, a wraz z nią wszelkie marzenia o społecznym postępie, albo dług będzie rodził niewolę, przemoc i poczucie niesprawiedliwości. Jeden i drugi scenariusz przyniosą zaś nieuchronnie nowe polityczne konflikty. Aż w końcu przyjdzie ktoś i długi wyzeruje. Jeśli trzeba, to siłą.
Dziennik Gazeta Prawna
Dziś „Dług” to już klasyk. Bez wątpienia jedna z najważniejszych książek objaśniających na nowo świat ekonomii po krachu neoliberalizmu. Polski czytelnik parę lat musiał na nią poczekać. Ale wreszcie jest. Bierzcie i nie grzeszcie już więcej. Nie, nie samym długiem, lecz niewiedzą na jego temat.