Nie ma powodu, żeby karać firmę za kampanię marketingową opierającą się na symbolach religijnych, jeśli nie jest ona rażąco obraźliwa ani nie podżega do nienawiści – uznał Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Kilka lat temu litewska marka odzieżowa zareklamowała swoją nową kolekcję zdjęciami modeli i modelek z aureolami. Największą uwagę przykuła fotka wytatuowanego mężczyzny, ubranego tylko w dżinsy, oraz dziewczyny mającej na sobie białą sukienkę i sznur korali. Na zdjęciu widniały podpisy: „Jezu, jakie spodnie!” i „Maryjo, co za sukienka!”.
Kampania nie wszystkim się spodobała. Po licznych skargach nawet stowarzyszenie branży uznało, że reklama obraża uczucia religijne i narusza kodeks etyczny. Negatywne opinie wydały też Kościół i inspekcja handlowa. Firma broniła się, że odniesienia do Jezusa i Marii to tylko emocjonalne okrzyki popularne w języku litewskim. Mimo to krajowy urząd ochrony konsumentów wymierzył jej grzywnę ok. 580 euro za „zachęcanie do frywolnego podejścia do etycznych wartości wiary chrześcijańskiej” i promowanie niezgodnego z nimi stylu życia. Przedsiębiorstwo bezskutecznie kwestionowało tę decyzję w sądach administracyjnych.
Sprawa feralnej kampanii trafiła do trybunału w Strasburgu. Zdaniem firmy grzywna za działania sprzeczne z moralnością publiczną naruszała jej prawo do swobody wypowiedzi (art. 10 konwencji). I ETPC się z tym zgodził, podkreślając, że sądy krajowe w ogóle nie wzięły pod uwagę tego, że słowa „Jezus” i „Maria” są używane na co dzień jako wykrzyknienia służące wyrażeniu emocji.
Co więcej, zdaniem trybunału kontrowersyjna reklama nie była ani rażąco bluźniercza, ani tym bardziej nie podżegała do nienawiści na tle religijnym. Urząd konsumencki nie wyjaśnił, dlaczego według niego wykorzystanie symboli biblijnych w kampanii było obraźliwe oraz jaki styl życia rzekomo był w niej promowany. Jak podkreślił ETPC, to, że ok. 100 osób, które złożyły skargi, poczuło się urażonych reklamą, nie uzasadnia jeszcze kary finansowej dla firmy. Doszło zatem do naruszenia konwencji.