Po Michale Sołowowie, Leszku Czarneckim i Zbigniewie Jakubasie ograniczenie swojego zaangażowania na GPW zapowiedział Roman Karkosik.
Roman Karkosik / Dziennik Gazeta Prawna
„Pragnę zauważyć, że trwa exodus spółek z warszawskiej giełdy. W ubiegłym roku ubyło ich 20 i po raz pierwszy od 2003 r. ich ogólna liczba spadła. W porównaniu z rynkami zagranicznymi niskie są też obroty. Inwestorzy boją się bowiem zawierać transakcje w obawie o ewentualne oskarżenia o manipulację czy inne wykroczenie. Poprzez represyjne działania rośnie ryzyko inwestycyjne. Dlatego też jako jeden z pierwszych dużych prywatnych inwestorów na warszawskiej giełdzie i orędowników rozwoju polskiego rynku kapitałowego całkowicie ograniczę swoją działalność inwestycyjną na GPW w 2018 r. i wycofam część spółek, które kontroluję z obrotu” – napisał Roman Karkosik w oświadczeniu przesłanym w zeszłym tygodniu do mediów. W ten sposób jeden z najbogatszych Polaków, kontrolujący cztery giełdowe firmy, zareagował na skierowanie do sądu aktu oskarżenia, w którym prokuratura zarzuca mu, jego żonie i jeszcze jednemu przedsiębiorcy manipulację akcjami Krezusa. Mieli się jej dopuścić w 2012 r., kiedy zajmująca się wówczas poszukiwaniem złóż surowców w Afryce spółka znajdowała się pod kontrolą Karkosika.
Zła komisja i akcjonariusze mniejszościowi
W listopadzie zeszłego roku sąd w Toruniu orzekł, że biznesmen i jego żona w 2013 r. dopuścili się manipulacji akcjami Boryszewa. Wyceniany na ponad 2 mld zł producent komponentów dla przemysłu samochodowego to główny składnik aktywów Romana Karkosika. Biznesmen tłumaczył, że transakcje miały na celu optymalizację podatkową; Komisja Nadzoru Finansowego, z której inicjatywy postępowanie zostało wszczęte, że handlując papierami Boryszewa, Karkosikowie mieli na celu zwiększenie obrotu nimi. Wartość transakcji to jeden z parametrów brany pod uwagę przy ustalaniu przez GPW składu indeksów. Dzięki wyższym obrotom Boryszew miał utrzymać się w WIG20, skupiającym największe giełdowe spółki, którymi w pierwszej kolejności interesują się inwestorzy instytucjonalni. Karkosik uważa, że KNF uwzięła się na niego i chce zniszczyć jego reputację.
Ale to niejedyny powód, dla którego biznesmen deklaruje ograniczenie aktywności na GPW. On po prostu giełdy już nie potrzebuje. Boryszew, po serii przejęć zagranicznych producentów komponentów dla przemysłu motoryzacyjnego, stał się międzynarodowym koncernem. Działająca na czterech kontynentach spółka koncentruje się na optymalizacji działalności i nie potrzebuje kapitału od inwestorów. Skupuje własne akcje. Podobnie jak zajmujący się przetwórstwem metali nieżelaznych Impexmetal, wchodzący w skład grupy kapitałowej Boryszewa, i działająca w branży hutniczej Alchemia. To tę ostatnią spółkę, w której bezpośrednio i pośrednio małżeństwo Karkosików kontroluje niemal 80 proc. kapitału, najłatwiej będzie biznesmenowi wycofać z giełdy.
Nowych pomysłów Karkosik na rynku publicznym już nie realizuje. Krezus wycofał się z projektów wydobywczych. Przedsiębiorca stracił nad nim kontrolę w 2015 r. Wcześniej pozbył się Midasa na rzecz Zygmunta Solorza. W przeszłości Roman Karkosik snuł plany zbudowania w oparciu o posiadane przez spółkę koncesje telekomunikacyjnej odnogi swojego biznesu. Wiosną zeszłego roku, po trzech latach sporów z akcjonariuszami mniejszościowymi, wycofał z giełdy Hutmen, spółkę z grupy kapitałowej Boryszewa.
Trudna współpraca z mniejszościowymi udziałowcami to także jeden z powodów, dla których publiczny status spółek kontrolowanych przez Romana Karkosika nie jest dla biznesmena wygodny. Boryszew i Impexmetal są w czołówce giełdowych firm, które są na bakier z zasadami ładu korporacyjnego. Ze zbioru 70 zaleceń dotyczących sposobu zarządzania firmą i regulowania konfliktu interesów w sposób respektujący interesy wszystkich udziałowców obydwie spółki nie przestrzegają 25.
Restrykcyjne regulacje
W tej wstydliwej klasyfikacji spółki Romana Karkosika wyprzedza działający w branży chemicznej Synthos Michała Sołowowa. Ostatnio giełdowa firma kieleckiego biznesmena nie przestrzega połowy zasad. Skupił on niemal wszystkie jej akcje i zdejmuje ją z parkietu. Cztery lata wcześniej tę samą operację przeprowadził z produkującym deski podłogowe Barlinkiem, w 2016 r. wycofał z obrotu specjalizujące się w ceramice sanitarnej Rovese. Deweloperskie Echo sprzedał inwestorowi branżowemu w 2015 r. Dzięki GPW spółki Sołowowa urosły i umocniły pozycje na rynku.
– Bycie spółką notowaną na giełdzie daje wymierne korzyści na określonym etapie rozwoju i w określonym składzie akcjonariatu. Synthos może być książkowym przykładem, jak to wykorzystać, by zbudować wartość dla akcjonariuszy. Dziś zasadniczo docieramy do mety i czas zmienić kategorię, w której chcemy się ścigać – tak powody wycofania z giełdy chemicznej firmy tłumaczył Sołowow w wywiadzie dla „Pulsu Biznesu”.
Do mety nie dobiegł jeszcze Zbigniew Jakubas, ale liczba giełdowych spółek kontrolowanych przez warszawskiego biznesmena zmniejszyła się w zeszłym roku z pięciu do trzech. Pakiet dający kontrolę nad telekomunikacyjną Netią Jakubas sprzedał Zygmuntowi Solorzowi. To decyzja czysto biznesowa, pozwalająca wyjść z zyskiem z inwestycji, której wycena w ostatnich dwóch latach spadała. Inne były powody wycofania z giełdy specjalizującej się w produkcji armatury przemysłowej Polnej. Według Jakubasa implementowane w ostatnich latach do polskiego prawa unijne regulacje, takie jak na przykład rozporządzenie MAR, powodują, że w szczególności dla mniejszych spółek ryzyko związane z obecnością na giełdzie przewyższa potencjalne korzyści. MAR drastycznie podniósł maksymalną wysokość kar administracyjnych, które może nakładać KNF za nieprzestrzeganie przepisów obowiązujących na rynku kapitałowym. Dla członków zarządów kary mogą sięgać 4 mln zł, w przypadku samych spółek – nawet niewielkich, ale wchodzących w skład dużych grup kapitałowych – może to być nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Nie bez znaczenia są też koszty obecności na GPW. W przypadku Polnej wynosiły one ok. 300 tys. zł rocznie, co dla firmy, która na ogół zarabia 3–4 mln zł, nie jest małą kwotą. W portfelu Jakubasa pozostają specjalizująca się w produkcji monet i numizmatów Mennica, która obecnie rozwija się przede wszystkim w branży deweloperskiej, budowlane Centrum Nowoczesnych Technologii i produkujący pojazdy szynowe Newag.
Pustki nie ma
Z jeszcze innych powodów kontroli nad jedną ze swoich giełdowych spółek pozbył się Leszek Czarnecki. Za niemal pół miliarda złotych wrocławski biznesmen, który w oparciu o rynek kapitałowy zbudował w ciągu dwóch dekad imperium rozciągające się na niemal wszystkie obszary branży finansowej, sprzedał w zeszłym roku 51 proc. akcji deweloperskiego LC Corp. Czarnecki potrzebuje kapitału na wsparcie restrukturyzacji obciążonego największym w branży udziałem w portfelu kredytów walutowych Getin Noble Banku.
Choć exodus najbogatszych Polaków z GPW trudno uznać za zjawisko korzystne dla rynku kapitałowego i działających na nim inwestorów, to jednak wycofywanie się starych bohaterów robi miejsce dla nowych. Takich jak Tomasz Biernacki, właściciel 51 proc. akcji Dino Polska, spółki zarządzającej siecią niemal 800 sklepów z artykułami pierwszej potrzeby. Firma zadebiutowała na GPW w zeszłym roku i jest wyceniana już na 8 mld zł. Dzięki temu Biernacki nie tylko znajdzie się w pierwszej dziesiątce tegorocznych list najbogatszych Polaków, ale ma szansę zadebiutować w globalnym zestawieniu miliarderów amerykańskiego magazynu „Forbes”.
Michał Sołowow / Dziennik Gazeta Prawna
Zbigniew Jakubas / Dziennik Gazeta Prawna
Leszek Czarnecki / Dziennik Gazeta Prawna