Globalni producenci uruchamiają nowe moce, płody rolne są stosunkowo tanie. To blokuje wzrost cen nawozów. Mimo to branża zamierza inwestować.
Aż o 8,2 mln ton, zgodnie z szacunkami firmy Yara, światowego potentata w produkcji nawozów, miały zwiększyć się w 2017 r. globalne moce produkcyjne wytwórców nawozów, nie uwzględniając Chin. Wcześniej średnioroczne możliwości branży rosły o 3–3,5 mln ton.
Jakub Szkopek, analityk Domu Maklerskiego mBanku, tłumaczy, że tak duży przyrost mocy jest pokłosiem dobrej koniunktury z lat 2010–2011 na płody rolne. Wyjaśnia, że cykl inwestycyjny w branży nawozowej trwa około pięciu lat. Część projektów jednak nieco się opóźniła i jest właśnie finalizowana. – Rok 2017 był rekordowy, jeśli chodzi o uruchamiane moce, a zwiększona podaż oznacza presję na ceny, która będzie odczuwalna szczególnie w pierwszej połowie 2018 r. – powiedział DGP Szkopek.
Wzrost podaży to między innymi zasługa rewolucji łupkowej w Stanach Zjednoczonych. Były one wcześniej największym światowym importerem nawozów azotowych i stanowiły istotny rynek zbytu dla firm europejskich. Teraz dostęp do taniego gazu poprawił konkurencyjność tamtejszych zakładów, USA postanowiły więc rozbudować własne moce.
Zapowiedzi rozbudowy mocy wytwórczych pojawiają się również w Polsce. Anwil, należący do grupy PKN Orlen, w 2018 r. chce wystartować z budową instalacji nawozowych. Za kilka lat zakład może produkować 1,5 mln ton nawozów, o 400 tys. ton więcej niż obecnie. Tymczasem Wojciech Wardacki, prezes Grupy Azoty, apeluje o „rozsądną politykę nawozową”, wskazując na ograniczoną chłonność krajowego rynku i konkurencyjność importu, który wyraźnie przybiera na sile. W 2013 r. wynosił on 2,2 mln ton, a już w 2016 r. 3,1 mln ton. Krajowy rynek zalewają między innymi tańsze nawozy ze Wschodu, głównie z Rosji i Białorusi. Tamtejsi producenci mają przewagę w postaci taniego gazu, a to on stanowi ponad połowę kosztów w procesie produkcji.
Zdaniem Jakuba Szkopka producenci mogą jednak liczyć na wzrost cen nawozów w drugim półroczu 2018 r. za sprawą spodziewanego odbicia na rynku płodów rolnych, co otworzy przestrzeń do zakupu przez rolników większych ilości nawozów. Wzrost popytu zwykle pociąga za sobą zwyżki cen.
Dobrą wiadomością dla krajowych producentów jest też mniejszy eksport z Chin. Jak informuje Szkopek, spadł on od początku 2017 r. o ok. 60 proc. Chiny w trosce o środowisko zamykają bowiem nieefektywne i najbardziej szkodliwe instalacje. Poza tym ponad 80 proc. chińskiej produkcji mocznika wytwarzane jest przy użyciu węgla i antracytu, których ceny są w tej chwili wysokie i trudno produktom zza Wielkiego Muru konkurować z wyrobami europejskimi czy amerykańskimi, do których wytwarzania wykorzystywany jest gaz.
Krajowy rynek zalewają tańsze produkty z Rosji i Białorusi