Niski deficyt, jakim zamknie się ten rok, pomoże ministrowi finansów i rozwoju wzmocnić swoją pozycję w przededniu możliwej rekonstrukcji rządu.
Wczoraj posłowie rozpoczęli prace nad projektem ustawy budżetowej na 2018 r. Wicepremier może spokojnie przygotowywać się do realizacji przyszłorocznego planu dochodów i wydatków dzięki wyjątkowo komfortowej sytuacji finansowej państwa.
Nie będzie śrubowania rekordów
Od trzech miesięcy budżet notuje nadwyżkę. Wiele wskazuje na to, że niewielką górkę udało się utrzymać także po wrześniu. To w dużej mierze zasługa bardzo dobrej realizacji dochodów. Po ośmiu miesiącach są o ponad 20 mld zł wyższe niż w tym samym okresie roku ubiegłego. Wpływy do kasy państwa są też o 21,6 mld zł lepsze, niż założono w planach. Począwszy od marca, w każdym miesiącu były wyższe od przewidywanych przez resort finansów. Kondycję państwowej kasy wspiera też trzymanie w ryzach wydatków. Po sierpniu są o 11 mld zł niższe od zaplanowanych.
Z harmonogramu budżetowego na 2017 r. wynika, że do końca roku do kasy państwa ma wpłynąć jeszcze 112 mld zł. Po stronie wydatkowej założono 143,7 mld zł. Gdyby tak wyglądała realizacja planu, to po uwzględnieniu prawie 5 mld zł nadwyżki, w kasie państwa na koniec roku byłoby niespełna 27 mld zł deficytu. Wszystko wskazuje jednak, że rząd nie będzie się skupiał na śrubowaniu budżetowych rekordów, ale zapewni sobie oddech w 2018 r.
– Spodziewamy się, że tegoroczny deficyt wyniesie 30 mld zł, może kilka miliardów złotych więcej – mówił po pierwszym czytaniu budżetu Mateusz Morawiecki.
Czego nie wydadzą, wyda się inaczej
Na razie nie ma jednak żadnej pewności, czy deficyt będzie aż tak niski. To zależy od dwóch tendencji. Część resortów może chcieć nadrobić słabe tempo wydawania pieniędzy z początku roku, tym bardziej że zgodnie z polskim prawem niewykorzystane do końca roku fundusze im przepadną. Faworytem w tym wyścigu będzie MON. O ile w czasach rządów poprzedników resort obrony miał problemy z realizacją zaplanowanych wydatków, o tyle minister Antoni Macierewicz postępuje przeciwnie. Budżet na armię jest wydawany praktycznie w całości, nawet jeśli płatności mają charakter zaliczkowy.
Nie wiadomo, co będzie z wydatkami na infrastrukturę – po sierpniu nie zostały zrealizowane nawet w połowie. Nadrobienie tych zaległości będzie trudne.
Dobre wyniki budżetu mają być argumentem za tym, by niewykorzystane przez resorty pieniądze przeznaczyć na inne cele. To pozwoli częściowo załatwić zaległości z poprzednich lat. Tak jest na przykład z ekwiwalentami za deputaty węglowe dla górniczych emerytów, co ma kosztować 2,3 mld zł. MF dało także zielone światło na opłacenie części tzw. nadwykonań w ochronie zdrowia (nieoficjalnie mowa o 800 mln zł). Na co dokładnie rząd może sobie pozwolić, będzie wiadomo najwcześniej w połowie października, po zamknięciu rezerw budżetowych. Ekstra wydatki mają zaś być uwzględnione w planowanej na listopad nowelizacji budżetu.
Opozycja krytykuje, PiS przyklaskuje
Dobra kondycja publicznej kasy jest gwarantem politycznej pozycji Mateusza Morawieckiego. Jego poprzednik w fotelu ministra finansów Paweł Szałamacha nie przetrwał mówienia „nie” kolegom z rządu. Morawiecki przeciwnie – w wielu przypadkach musiał odmówić, ale czynił to zręcznie. Pozwalał na wzrost wydatków, które mają błogosławieństwo politycznego kierownictwa PiS: na politykę społeczną, modernizację armii czy policji. Pozostałym odmawiał.
Wczoraj, podczas pierwszego czytania projektu budżetu na kolejny rok, słyszał ostrą krytykę opozycji. – To czysta propaganda sukcesu jak za starych dobrych czasów – zarzucał mu Sławomir Neumann, szef klubu PO. – To budżet dezaktywizacji, zadłużania państwa i nacjonalizacji. Przypomina budżety z lat Gierka – krytykował Ryszard Petru z Nowoczesnej. Ale ze strony PiS padały tylko słowa wsparcia i oklaski.
Sam Morawiecki mówił, że to budżet solidarnościowy, społeczny, a jednocześnie rozwojowy. – Przeznaczamy 75 mld zł na cele społeczne. Te pieniądze znaleźliśmy przez umiejętne uszczelnienie systemu podatkowego – podkreślał i wskazywał, że to czterokrotnie więcej niż za rządów poprzedników.
Dobre wskaźniki finansowe państwa umacniają pozycję Morawieckiego w obliczu możliwej listopadowej rekonstrukcji rządu. Jeszcze rok temu, gdy przejmował kierownictwo MF, a Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju była na etapie konsultacji, nieprzychylni mu politycy PiS zastanawiali się, czy przetrwa rok. Dziś jego pozycja jest niezagrożona.
– Gdyby doszło do bardzo dużej rekonstrukcji rządu, łącznie z wymianą premiera, a prezes nie chciałby nim zostać, wówczas możliwym wariantem jest Morawiecki. Ale przy obecnych notowaniach PiS i premier Szydło to mało realne – ocenia polityk rządzącej partii.