Rozmowa z dr Natalią Pamulą-Cieślak z Wydziału Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

Uniwersytet Mikołaja Kopernika bardzo aktywnie korzysta z Funduszy Europejskich. Z aktualnej puli środków na lata 2014-2020 udało się już państwu uzyskać niemal 20 dotacji. Jeden z projektów został nawet wyróżniony przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Czy może pani powiedzieć, na czym on polega?

"Humanista stażysta menedżer" – to projekt kierowany do bardzo specyficznego odbiorcy. Jest nim absolwent nauk humanistycznych, w dodatku na wydziale historycznym. Osoby takie postrzegane są jako „gorsze” przez rynek pracy, co w przypadku naszych absolwentów jest bardzo niesprawiedliwe, ponieważ mają oni naprawdę wysokie kompetencje.

Jako zespół zajmujący się tym projektem, zaproponowaliśmy 3-miesięczne staże absolwenckie. Studenci zaczynają je tuż przed obroną, dzięki czemu dostają szansę, aby wraz z końcem studiów płynnie wkroczyć na rynek pracy. Część staży odbywanych jest za granicą. To szansa dla tych wyjątkowych młodych ludzi, którzy nie boją się rozwinąć skrzydła w wiodących instytucjach na świecie. W tej chwili mamy stażystów w takich zakątkach świata jak Indonezja, Japonia czy Norwegia. Taki staż pozwala im poznać zupełnie inny standard pracy, zupełnie inne obyczaje – co dla osób zajmujących się szeroko pojętym dziedzictwem kulturowym jest niezwykle ważne. Zdobywają w ten sposób bezcenne doświadczenie… a także imponujący wpis w CV. Stażyści zgodnie twierdzą, że otwiera on wiele zamkniętych dotąd drzwi. Część osób zakończyła już staże. Spora część dostała propozycję pracy w przyjmujących ich instytucjach. Inni znaleźli zatrudnienie poza miejscem odbywania stażu, ale w tej samej branży.

Kto wyszukuje instytucje, które przyjmują stażystów? Zajmują się tym państwo, czy sami studenci? Skąd na przykład takie odległe kierunki?

Część instytucji zaproponowali sami studenci. Tak zrobił na przykład absolwent etnologii - antropologii kulturowej odbywający właśnie staż w fundacji w Dżakarcie. Część absolwentów decydowało się na staż zagraniczny za naszą namową w instytucjach, z którymi sami nawiązaliśmy kontakt – wiedzieliśmy, że znają świetnie język i na pewno sobie poradzą. Niektóre osoby wskazywały kierunek, a my szukaliśmy instytucje, które mogłyby przyjąć stażystów w wymarzonym przez nich miejscu. Tak było na przykład z trzema studentkami etnologii, które bardzo chciały odbyć staż w Japonii. W Norwegii mieliśmy kontakty z Uniwersytetem w Bergen – tam pojechały trzy absolwentki Zarządzania Informacją i Bibliologii oraz Archiwistyki i Zarządzania Dokumentacją. Czasami bywa też tak, że wiemy o pewnych zainteresowaniach studentów, na przykład z ich prac magisterskich. To są na przykład kierunki wschodnie. Mamy osoby na stażach w instytucjach ukraińskich. W przypadku gdy młodzi ludzie znają język, partnerzy ukraińscy bardzo chętnie ich na takie staże przyjmują.

To ciekawe. A kto wybiera na cel stażu kierunki wschodnie, czy są to osoby pochodzące stamtąd, które studiowały na państwa uczelni, czy Polacy ciekawi tamtej kultury?

Akurat na Ukrainę i do Rosji pojechali Polacy. Mieliśmy też jeden bardzo ciekawy przypadek – studenta, który wymarzył sobie staż w jednej z czołowych instytucji w dziedzinie dziedzictwa kulturowego w Polsce. Udało nam się to zorganizować i… to doświadczenie pokazało mu, jak bardzo różniły się jego wyobrażenia od zastanej rzeczywistości. Przekonał się, że kompletnie nie odnajduje się w tego typu pracy. Wbrew pozorom to też było bardzo cenne doświadczenie. Dzięki temu, że nie musiał z własnej kieszeni płacić za dojazd i mieszkanie, miał szansę w porę się o tym przekonać. Gdyby nie udział w projekcie tkwiłby w staraniach o wejście na ścieżkę zawodową, która nie była dla niego optymalna, zamiast ukierunkować się zgodnie ze swoim potencjałem.

Specyfika kierunku studiów determinuje specyfikę podmiotów, które przyjmują stażystów. W odniesieniu do dziedzictwa kulturowego w pierwszej kolejności na myśl nasuwają się instytucje publiczne. A czy współpracują Państwo również z sektorem prywatnym?

Oczywiście że tak. Całość staży odbywa się w instytucjach związanych z dziedzictwem kulturowym. Mamy tu do czynienia między innymi z branżą turystyczną – zarówno z obiektami przeznaczonymi do zwiedzania, firmami zajmującymi się oprowadzaniem turystów, jak i z nowatorskimi usługami turystycznymi, warsztatami dla grup zorganizowanych. Mamy do czynienia również z prywatnymi uczelniami, do których poszli nasi studenci na staże. Sam rynek toruński jest też bogaty w takie instytucje. To są różnego rodzaju podmioty paramuzealne i fundacje, które łączą w swojej działalności dziedzictwo kulturowe i usługi turystyczne. Nasi absolwenci pracują też przy organizacji różnych imprez, festiwali.

Muszę jednak przyznać, że pozyskiwanie do współpracy podmiotów prywatnych stanowi dla nas duże wyzwanie. Są one oczywiście chętne do przyjmowania stażystów, jednak sporym obciążeniem są dla nich wymogi związane z współfinansowaniem unijnym. Mam tu na myśli zarówno formalności, których muszą dopełnić, jak i kwestie organizacyjne – na przykład zapewnienie na trzy miesiące opiekuna stażysty, którym w całym okresie powinna być jedna osoba. Na szczęście udaje się przekonywać również firmy i organizacje pozarządowe, że warto stawić czoła tym wyzwaniom.

Czy zdecydowali się państwo również na współpracę z potencjalnymi pracodawcami przy tworzeniu programów nauczania czy prowadzeniu zajęć?

Tak, mamy bardzo dobre relacje zarówno z praktykami jak i otoczeniem społecznym. Wspólnie organizujemy zajęcia dodatkowe, wizyty studyjne, warsztaty. Na przykład zdarza nam się zapraszać w ramach różnych wydarzeń organizowanych przez wydział przedstawicieli Allegro. Wbrew pozorom nowe technologie i cały sektor nowych usług wkracza bardzo mocno w obszar badań historycznych i badań nad kulturą – a takie mamy kierunki. Mamy też kierunki nowatorskie: Zarządzanie Informacją i Bibliologię oraz Architekturę Informacji. Właśnie otrzymaliśmy kolejną dotację, dzięki której ułatwimy odbywanie staży również studentom tych kierunków.

Czy już wcześniej stawiali państwo na taki praktyczny wymiar studiów czy skłoniły was do tego dopiero dotacje unijne przeznaczone na ten cel?

Od dłuższego czasu współpracujemy z otoczeniem zewnętrznym, szczególnie jeśli chodzi o nowe technologie. Czerpie z nich na przykład archeologia – to jest modelowanie 3D, wizualizacja. W tym kierunku po prostu rozwija się współczesna nauka, a co za tym idzie, również zakres studiów, z którym staramy się nadążać za potrzebami rynku pracy. Natomiast dotacje z programu „Wiedza Edukacja Rozwój” bardzo nas zmobilizowały do poszukiwania i nawiązywania współpracy właśnie z tymi instytucjami, które przyjmują stażystów. Realizujemy w ten sposób też dodatkowy cel – odczarowujemy negatywne stereotypy na temat humanistów. Pokazujemy światu, że dziś absolwent studiów humanistycznych jest bogato wyposażony w umiejętności praktyczne.

I to się udaje. Zaskoczyła mnie Pani mówiąc o wykorzystaniu modelowania 3D przez studentów archeologii. Wcześniej miałam raczej skojarzenia z serią filmów, w których bohaterem był Indiana Johns…

… jak większość osób (śmiech). A tymczasem współczesny archeolog pracuje w modelu big data, na laserach 3D – w dużej mierze przed komputerem. Poszukując miejsc, w których nasi studenci mogliby odbyć praktyki często uświadamiamy naszych rozmówców jakie umiejętności mają nasi absolwenci. Rzeczywistość bardzo się tu rozmija z wyobrażeniami – na korzyść tej pierwszej.

Czy zatem fakt, że wyposażają państwo swoich studentów w takie nowoczesne narzędzia to efekt sygnału z rynku pracy, czy raczej obserwują państwo w jakim kierunku podąża świat i starają się edukować potencjalnych pracodawców jak moją wykorzystać pełen potencjał absolwentów?

Nie da się ukryć, że nauka jest dziś zglobalizowana. Zwłaszcza na terenie Unii Europejskiej nie sposób nie śledzić tego, co się dzieje. Uniwersytet Mikołaja Kopernika nie pozostaje tu w tyle. Zwłaszcza jeżeli chodzi o wprowadzanie nowatorskich kierunków, jak na przykład Architektura Informacji, która jest wykładana tylko na trzech uczelniach w Polsce, a my wprowadziliśmy ją jako drudzy. Zdecydowanie chcemy nie tylko edukować „pod” rynek pracy, ale też kreować na nim trendy. Informujemy na przykład pracodawców kim jest architekt informacji i jakie korzyści zatrudnienie osoby o takich kompetencjach może im przynieść.

A czy nie mają państwo problemu ze znalezieniem kadry – nauczycieli, którzy są biegli w tych nowoczesnych technologiach?

w tych nowoczesnych technologiach?
Nie mamy z tym najmniejszego problemu, ponieważ u nas zazwyczaj odbywa się to dokładnie odwrotnie. Inicjatywa wychodzi najczęściej od samych prowadzących. To oni mają swoje obszary zainteresowań, w których się rozwijają i chcą dzielić się wiedzą ze studentami. Także tutaj potrzeby wszystkich stron idealnie się uzupełniają. To, że Uniwersytet Mikołaja Kopernika dostał tak dużo dotacji i że NCBR docenił nasze starania to jest efekt pracy całej naszej kadry.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Uczelnie mają jeszcze dość skostniałe struktury

Rozmowa z dr Tomaszem Ryglem, naukowcem i przedsiębiorcą

Jest pan naukowcem, który prowadzi własną firmę. Już to brzmi imponująco. Ale prawdziwe wrażenie robi dopiero to, czym się pan zajmuje. Z grantów unijnych finansuje pan badania nad nowym… lekiem na raka?

Rzeczywiście, chociaż nie rozwijamy nowego leku, ale opracowujemy nową metodę dostarczania leków do komórek nowotworowych. Nośnikiem są komórki odpornościowe pacjenta. Zakładamy, że byłaby ona optymalnym rozwiązaniem w przypadku nowotworów, które trudno się leczy – trzustki i płuc. W łatwiejszych przypadkach efektywniejsze będzie pewnie stosowanie standardowych, prostszych i tańszych metod leczenia. Z racji tego, że projekt realizowany jest konsorcjum z firmą, na podstawie badań biologicznych podstaw terapii, powstanie protokół terapeutyczny, który jeśli wszystko pójdzie dobrze, zostanie wprowadzony na rynek.

To, nad czym pan pracuje, jest niezwykle ciekawe, ale głównym tematem dzisiejszej rozmowy ma być współpraca firm z uczelniami, a ściślej mówiąc studentami i doktorantami. Czy w pana zespole są takie osoby?

Wszyscy członkowie mojego zespołu są ode mnie młodsi. Współpracuję zarówno ze studentami, jak i doktorantami oraz młodymi doktorami. W programie TEAM TECH, z którego korzystam, było to wymagane. Jednak w moim przypadku nie jest to tylko kwestia wywiązania się z zasad narzucanych przez instytucję finansującą, ale rzeczywista potrzeba. Mój projekt jest bardzo innowacyjny. Powiem nieskromnie, że w Polsce nikt jeszcze nigdy nie opracował i nie wprowadziło na rynek nowego leku od A do Z, tylko po części z ograniczeń finansowych. Ponadto, ten projekt ma dodatkowe wyzwanie komórkowego komponentu terapii. Nie ma więc naukowców w dojrzałym wieku mających doświadczenie, którym mogliby się podzielić. Jeżeli miałbym ich szukać, to raczej za granicą. Młodzi ludzie nie mają doświadczenia, ale mają inne zalety – nie brakuje im zapału, niezachwianej wiary w sukces czy znajomości nowoczesnych technologii.

Domyślam się, że kandydaci próbowali dostać się do pana projektu drzwiami i oknami?

Miałem oczywiście więcej kandydatów niż miejsc. Wśród młodych ludzi widać, że odczuwają potrzebę pracy nad czymś, co mogłoby być kiedyś zastosowane. Czasem po uczestnictwie w projekcie bardzo podstawowym chcą zmiany – chcą aby efekty ich pracy przydały się ludziom. Myślę, że podobne motywacje są też w innych branżach. Nie było to jednak tak, jak pani mówi, że głowa rozbolała mnie od nadmiaru chętnych. Może gdybyśmy mieli w Polsce więcej firm biotechnologicznych? Wówczas naturalnym sposobem myślenia byłoby rozważanie, czy chcę iść ścieżką kariery naukowej w akademii czy w firmie. Nie twierdzę, że któraś z tych dróg jest lepsza lub gorsza, ale dobrze jest mieć wybór. Ja akurat staram się łączyć te dwa rodzaje podejść – stoję trochę w rozkroku między światem akademickim, a biznesem. Ale pierwsze kroki stawiałem nie w Polsce, a w Holandii. Tam jest bardzo silne ukierunkowanie nauki na rynek i jego potrzeby. Z drugiej strony jest tam też znacznie więcej firm biotechnologicznych, które szukają do swoich zespołów naukowców., co poszerza ofertę potencjalnych dróg kariery naukowej.

Czy myśli pan, że to praktyczne podejście do pracy naukowej w jakimś stopniu próbują zaszczepić w młodych ludziach uczelnie? Czy odczuł pan wsparcie lub zainteresowanie szkół wyższych swoim projektem? Może zabiegały, aby przeprowadzał pan rekrutację właśnie na ich wydziałach?

Szczerze mówiąc nie zauważyłem zainteresowania uczelni tym, co robię a tym bardziej samym procesem prowadzonej przeze mnie rekrutacji. Mam wrażenie, że w porównaniu do krajów, w których są tradycje współpracy nauki z biznesem, polskie uczelnie mają jeszcze dość skostniałe struktury, a kontakty z firmami bywają jakby nieco wymuszone. Chociaż oczywiście wszystko zależy pewnie od konkretnej uczelni i osób, które tam pracują.

Co do zaszczepiania w młodych ludziach praktycznego sposobu myślenia o nauce, myślę że w największym stopniu zależy to od potencjalnych możliwości przyszłej kariery zawodowej. Im więcej innowacyjnych firm będzie działało w naszym kraju, tym więcej będzie możliwości praktycznego wykorzystania pracy młodych naukowców. Wtedy popularne stanie się myślenie o takiej drodze zawodowej. Wiele dobrego zrobiłoby na pewno również pokazywanie dobrych przykładów, historii osób lub firm, które odnoszą sukcesy pracując naukowo.