Nowa ulga na złe długi, szybsze rozliczanie straty podatkowej, mniej obowiązków rachunkowych – tak najkrócej można streścić projekt ustawy zaprezentowany w piątek. Rząd zaczyna rozumieć, że przedsiębiorczość jest kołem zamachowym rozwoju.
Inicjatywa ta, chociaż pojawiła się już w 2014 r., gdy zaczęła się kadencja Komisji Europejskiej pod przewodnictwem Jeana-Claude’a Junckera, nabrała szczególnego znaczenia podczas niedawnych wyborów prezydenckich we Francji – i zarazem przypomniała polskim firmom, że jednolity rynek nie jest niezmienną strukturą, ale podlega ewolucji – nie zawsze korzystnej z naszej perspektywy.
Z danych Eurostatu wynika, że pracownicy delegowani stanowią 0,9 proc. siły roboczej Unii Europejskiej. Eksperci, w tym z cieszącego się doskonałą opinią, brukselskiego think tanku Bruegel, uważają więc, że problem niepotrzebnie jest rozdmuchiwany. Niemniej jednak w tym ułamku najliczniejszą grupę stanowią Polacy (22,8 proc.), co oznacza, że nasze firmy – w razie przyjęcia niekorzystnych zapisów – będą musiały ponieść koszty. Szczególnie narażona jest branża transportowa, która doskonale dotychczas radziła sobie w przewozach pomiędzy krajami UE. Co konkretnie jednak czeka przewoźników, na razie nie wiadomo. Obecnie nowelizacja dyrektywy jest na etapie obróbki przez Parlament Europejski, gdzie zajmują się nią posłowie z komisji ds. zatrudnienia. Efekt ich prac, który będzie punktem wyjścia do dalszej dyskusji, będzie znany w połowie miesiąca.
Nie jest to jednak jedyna kontrowersyjna kwestia związana z jednolitym rynkiem. W ubiegłym tygodniu Komisja Europejska opublikowała zbiór wytycznych dotyczących stosowania unijnego prawa żywnościowego i prawa ochrony konsumentów do produktów o podwójnej jakości. To odpowiedź na coraz liczniejsze doniesienia o łamaniu przez niektóre przedsiębiorstwa prawa unijnego, czyli sprzedawaniu produktów o podwójnej jakości w różnych krajach mimo identycznego opakowania i marki. W 2015 r. wydział chemii uniwersytetu w Pradze przeprowadził badania produktów znanych zachodnich marek sprzedawanych w Czechach i Niemczech. Udowodniono, że napoje dostępne na zachodzie Europy są słodzone wyłącznie cukrem, podczas gdy te na południu sztucznymi słodzikami. Równocześnie te drugie wcale nie były tańsze. O stworzenie regulacji, dzięki którym producenci nie będą różnicować swoich produktów w ramach tej samej marki, zabiegały ostatnio zwłaszcza Węgry i Słowacja.
To może jednak oznaczać wstęp do ujednolicania produktów, co nie podoba się wszystkim przedstawicielom branży spożywczej. – Skład produktów oferowanych w ramach tej samej marki jest zróżnicowany, bo tylko tak można je dostosować do wymagań i preferencji smakowych konsumentów. A te są inne w zależności od regionu Europy. Podobnie jak różne są zasady produkcji, które też sprawiają, że towary nie są takie same we wszystkich krajach UE – komentuje Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Dlatego zdaniem producentów działania podjęte przez KE będą służyły nie konsumentom, ale obronie lokalnych producentów przed zagraniczną konkurencją. Głównie z Polski, bo nasi producenci coraz większym przebojem wdzierają się na półki sklepów za granicą. W 2016 r. wartość polskiego eksportu artykułów rolno-spożywczych wyniosła 24,1 mld euro. Rok wcześniej było to 23,8 mld euro. Na przestrzeni dekady sprzedaż zagraniczna zwiększyła się natomiast niemal trzykrotnie.
Problemem są również niepokojące tendencje protekcjonistyczne, jak chociażby szykanowanie polskich produktów w Czechach czy pojawiające się pomysły na temat zamieszczania na etykietach informacji o pochodzeniu składników w produktach, co może być początkiem dyskryminacji niektórych towarów.
Wyjście Wielkiej Brytanii z UE sprawi, że „największa strefa wolnego handlu na świecie” skurczy się o ponad 65 mln konsumentów; Zjednoczone Królestwo stanowi drugi pod względem wartości rynek eksportowy dla polskich firm. Jak bardzo brexit zaboli biznes znad Wisły, okaże się dopiero po tym, jak Londyn wynegocjuje z Brukselą finalną, porozwodową umowę. Do ewentualnego złagodzenia skutków może się przyczynić umowa przejściowa, jeśli na taką zgodzą się państwa UE. Oczywiście wolny rynek nie będzie się tylko kurczył; w perspektywie kilku lat można liczyć na zakończenie procesu rozszerzania UE na Bałkanach o Serbię, Macedonię, Czarnogórę czy Albanię i Kosowo. Nowi członkowie jednolitego rynku nie zrównoważą jednak raczej ubytku Wielkiej Brytanii.
„Kosztem” uczestnictwa w jednolitym rynku jest konieczność poddania się unijnym regulacjom z zakresu pomocy publicznej. – Dostosowanie do spełnienia kryteriów konwergencji przyczynia się do wyrównywania szans pomiędzy poszczególnymi regionami Unii Europejskiej, a wyrównywanie szans to czasami potrzeba interwencji publicznej – mówi dr Anna Masłoń-Oracz ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Oczywiście mówiąc o wpływie unijnych regulacji na warunki prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce, nie sposób pominąć polityki klimatycznej Wspólnoty. Temat ten jednak jest na tyle szeroki, że poświęcimy mu osobny tekst w ramach cyklu NMPBP.
W 2016 r. wyeksportowaliśmy artykuły spożywcze warte 24,1 mld euro
OPINIE
Więcej obowiązków dla firm
Unia pracuje nad nowelizacją przepisów dotyczących delegowania pracowników. Na zmianach może stracić 600 tys. Polaków. Nasz kraj jest liderem – 22 proc. takich pracowników pochodzi z Polski. Zgodnie z propozycjami pojęcie płacy minimalnej ma zastąpić „wynagrodzenie” obejmujące wszystkie składowe przewidziane lokalnym prawem pracy i układami zbiorowymi.
Problem w tym, że przepisy są różne w poszczególnych krajach. Trudno sobie wyobrazić, że pracodawcy będą mieli wgląd do wszystkich dokumentów. A dzięki unijnym zmianom organy kontrolne krajów przyjmujących będą mogły karać za najdrobniejsze przewinienia. Długofalowo doprowadzi to do zniechęcenia firm do delegowania pracowników i do przenoszenia swoich siedzib do krajów przyjmujących, a tym samym do odprowadzania tam podatków i składek na ubezpieczenie społeczne. Spodziewamy się też wzrostu szarej strefy. Pracownicy delegowani zapełniają luki tam, gdzie brakuje wykwalifikowanej siły roboczej, a nie – jak próbuje się wmówić – zabierają miejsca pracy.
Szansa na dalszy rozwój
Jednolity europejski rynek szansą dla polskich firm. Czy nią nadal będzie, zależy od tego, czy firmy będą chciały i umiały zmienić swój model biznesowy, oparty głównie na niskiej cenie. Teraz może to być wypracowany przez lata wizerunek rzetelnej, elastycznej i stawiającej na wysoką jakość firmy. Pierwsze będą musiały z tym poradzić sobie firmy transportowe, które zostaną zmuszone przez dyrektywę o delegowaniu pracowników do podniesienia zarobków zatrudnianych przez siebie kierowców. Podobny problem może mieć sektor budowlany. Ale ujednolicanie ma miejsce nie tylko w zarobkach. Unia dąży do tego także na rynku żywności. Mam jednak nadzieję, że docelowo będzie to oznaczało jednolite standardy, mające na celu poprawę jakości żywności, a nie standaryzowanie produktów, jak kiedyś, np. ogórków. Ale dla polskich producentów żywności oznacza to i tak wyzwanie – kolejne nakłady inwestycyjne, które wcześniej czy później i tak musieliby ponieść, aby nadal móc podbijać świat, ale też nie zostać wypartymi z polskiego rynku.
Możemy zyskać na brexicie
Skutki wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej zależą od sposobu, w jaki się to odbędzie. Brexit może oddziaływać trzema kanałami. Pierwszy to handlowy. W wariancie miękkim właściwie nic się nie dzieje, nie powstają nowe bariery dla wymiany handlowej. W twardym, gdzie obie strony handlują ze sobą na zasadach określonych przez WTO, trzeba się liczyć z wprowadzeniem ceł. Mimo to negatywne skutki dla wartości sprzedaży z Polski za granicę nie powinny być duże. Podobnie z napływem inwestycji. Nawet w wariancie twardym ograniczenie ekspansji firm nie musi być znaczne, bo ciągle jesteśmy konkurencyjni kosztowo. Do tego już widać przenoszenie produkcji przez niektórych inwestorów z Wysp na kontynent. Dziedzina, w której twardy brexit mógłby być dla nas korzystny, to rynek pracy. Część Polaków mogłaby wrócić do kraju, kompensując negatywny wpływ obniżenia wieku emerytalnego. Zatem jeśli nawet wystąpiłyby jakieś negatywne efekty brexitu, to nie przekroczą one wielkości kilku dziesiątych punktów procentowych PKB.