W Polsce trwa poszukiwanie nowych modeli zarządzania. Jakby biznes zrozumiał, że budowanie przywództwa tylko na prostych zasobach (strach i pieniądze) napotkało poważne ograniczenia. Książek na ten temat jest coraz więcej. Oto jedna z nich.
„Mieć odwagę służyć. Jak osiągnąć lepsze wyniki, służąc innym”, Cheryl Bachelder, tłum. Liliana Grzegrzółka, Studio Emka, Warszawa 2017 / Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
„Mieć odwagę służyć” Cheryl Bachelder nie jest dziełem wiekopomnym, o którym będzie się mówiło latami na każdym kursie MBA. Można je jednak potraktować jako przykład pewnego szerszego trendu, który widać coraz wyraźniej. Ten trend dobrze obrazuje metafora, którą Bachelder otwiera swoją opowieść. Widzimy scenę, na którą pada światło reflektorów. Słyszymy pomruki ukrytej w ciemności widowni, która czeka, aż na scenie pojawi się gwiazda wieczoru. Ale gwiazda się nie pojawia. Przynajmniej nie na scenie. Zamiast tego bohater wieczoru zaczyna krążyć pomiędzy fotelami. Dopytywać widzów, co tam u nich słychać. A oni czują, że to nie jest trik. Że on tego nie robi na pokaz. Tylko autentycznie interesuje go (albo – jeszcze lepiej – ją) ich perspektywa. Mam wrażenie, że również w Polsce wielu przywódców snuje sobie w zaciszu gabinetów takie właśnie marzenia. Dlatego książka Bachelder może ich zaciekawić.
Autorka nie należy do grona największych tuzów amerykańskiego biznesu, ale nie jest również szaraczkiem. Przez parę lat zajmowała kierownicze stanowiska w dużych korporacjach z branży fast foodów (KFC). Jej najbardziej autorskim projektem była zaś odbudowa rynkowej pozycji sieci franczyzowej Popeyes, takiego mniejszego McDonalda, udającego, że wyrasta wprost z trochę egzotycznej, nadmorskiej i okropnie tłustej kuchni nowoorleańskiej. Który w roku 2017 został połknięty przez jeszcze większą kanadyjską konkurencję. W rozważania o zdrowym żywieniu Bachelder się oczywiście nie wdaje. Jej głównym tematem jest styl zarządzania, który nazwała na własne potrzeby „służebnym”, a więc odwołującym się wprost do walki z egocentryzmem szefów, demokratycznego dialogowania z pracownikami oraz kontrahentami czy oparciem swojego przywództwa na wartościach. W tym również religijnych.
Można się oczywiście wyzłośliwiać i pytać, jak to u licha możliwe, że już któryś amerykański menedżer opisuje swoje przemyślenia na temat takiego „służebnego” zarządzania, a jednocześnie każdy z nich biznesowe szlify zdobywał mniej więcej w tym samym czasie, czyli na samym początku XXI wieku. Który to okres był czasem szczególnie mocnego wzrostu przewagi kapitału nad pracą. A więc i rozjazdu pozycji menedżerów i zwykłych pracowników. Podejdźmy jednak do sprawy bardziej koncyliacyjnie i doceńmy to, że może właśnie te złe doświadczenia ze współczesnym realnym kapitalizmem skłoniły ich do refleksji nad stylem zarządzania. U nas w Polsce powiedzielibyśmy, że stylem folwarcznym.
Jeśli przyjąć taką optykę, to książki takie jak „Mieć odwagę służyć” warto odnotować. I to pomimo całej ich trywialności i egzaltacji. Stanowią one zapewne jedną z możliwych odtrutek na silne, zdecydowane przywództwo tak mocno wychwalane w dekadach poprzednich.