- Wydatki emerytalne wzrosły już o ponad 20 mld zł. Dlatego o programie 500 plus dla seniorów pomyślimy dopiero gdy będziemy wiedzieli w jakiej kondycji jest budżet 2018 - uważa Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister rozwoju i finansów.
Po co Ministerstwo Rozwoju przeprowadza taką rewolucję w funkcjonowaniu specjalnych stref ekonomicznych?
To ma być zarówno ewolucja, jak i rewolucja. Chodzi o przestrojenie tego instrumentu gospodarczego, by lepiej wspierał firmy, także małe i średnie w regionach, w których mamy podwyższone bezrobocie, ale które mają także potencjał rozwojowy. Chcemy, żeby cała Polska stała się wielką strefą inwestycji, a korzystanie z niej odbywało się według czytelnych kryteriów. Obecne strefy ekonomiczne zdały egzamin częściowo. Rozwinęły się także tam, gdzie bezrobocia nie było i dalej nie ma. Ale strefy to niejedyny czynnik w polityce gospodarczej, choć na pewno chcemy usprawnić ich działania, zaprosić więcej inwestorów, zwłaszcza tych mniejszych i średnich polskich.
Czy preferencje, jakie będą dla słabiej rozwiniętych regionów, nie zakłócą naturalnego rozwoju gospodarki, gdzie pewne mechanizmy, takie jak powstawanie centrów gospodarczych, działają samoczynnie?
Nie, polityka wobec stref i związane z nią bodźce podatkowe są tylko jednym z czynników lokowania inwestycji i wcale nie najważniejszym. Zjawiska koncentracji produkcji w strefach, jak to ma miejsce w przypadku doliny lotniczej, przemysłu motoryzacyjnego na Śląsku czy stoczniowego na Wybrzeżu, to naturalne tendencje, które nie tylko dostrzegamy, ale także wzmacniamy przez tworzenie klastrów czy hubów produkcyjnych. Ściągamy tam poważne podmioty. To zjawisko, jakie występuje na całym świecie. Ale chcemy skierować uwagę inwestorów z innych sektorów, np. centrów usług dla biznesu, na mniejsze miasta nie tylko Białystok, ale także Koszalin, Łomżę czy mniejsze ośrodki. Wizja przebudowy stref, jaką zaprezentowaliśmy w Krynicy, jest krokiem w dobrym kierunku.
Czy nie prościej np. wygasić strefy i obniżyć CIT czy inne zobowiązania firm?
Dla małych i średnich firm już obniżamy CIT. Mimo tej obniżki wpływy z podatku dochodowego od tych firm i tak rosną. Dane z urzędów skarbowych pokazują, że CIT pobierany od podmiotów o obrocie do 1,2 mln euro wzrósł powyżej nominalnego PKB mimo obniżki stawki z 19 na 15 proc. Wpływy z tego podatku rosną więc szybciej niż gospodarka. Zobaczymy, jak to działa, i za rok, dwa lata zastanowimy się, co dalej.
W przyszłym roku startuje trzyletni maraton wyborczy i presja na zwiększanie wydatków będzie rosła. Czy nie obawia się pan, że presja na budżet będzie rosła i trudno będzie utrzymać dyscyplinę w finansach publicznych?
To jest słuszna uwaga, szczególnie w okresie wyborczym. Zawsze mamy napięcia między polityką rozwojową, fiskalną a społeczną.
Za dwa z tych obszarów pan odpowiada.
Tak naprawdę zarządza nimi cała Rada Ministrów. Oczywiście jestem w tym procesie, ale decyzje polityczne są wspólne. Podejmuje je gremium polityczne, do którego należę, ale jestem tylko jednym z członków. Obecne negocjacje budżetowe, które prowadziliśmy od czerwca do końca sierpnia, nastrajają mnie optymistycznie. Rozmawiałem z wszystkimi ministrami i to były konstruktywne spotkania. Ministrowie rozumieją ogólne ograniczenia budżetowe, ale patrzą też na obszary, za które są odpowiedzialni. Tę kwadraturę koła udaje się całkiem dobrze rozwiązać, dzięki czemu mamy wzrost o 4 mld zł wydatków na armię i będą one wynosiły 2 proc. PKB zgodnie z metodologią NATO. Jeszcze rok temu wydawało się to niemożliwe. Mamy też 6 mld zł więcej na zdrowie w przyszłym roku i największy wzrost wydatków związany z obniżeniem wieku emerytalnego. Liczę jednak na to, że nie 85–90 proc. przejdzie na emeryturę, tak jak założyliśmy w budżecie, tylko będzie to 60–70 proc. Wówczas ten konserwatywnie szacowany przez nas koszt zmian w systemie emerytalnym na poziomie ok. 9,5 mld zł może się okazać niższy.
Gdy pojawił się temat obniżki wieku emerytalnego, w rządzie były również pomysły na zachęty do dłuższej pracy. Czy prace nad tym trwają i jest sens, by je wdrażać?
Pracujemy, myślimy i analizujemy różne propozycje. Decyzji, które wprowadzać w życie, nie ma. Największą zachętą, żeby pozostać dłużej na rynku pracy, jest to, że emerytura z każdym rokiem będzie zauważalnie wyższa. Prezes ZUS czy minister pracy wykonali tutaj olbrzymią pracę informacyjną za pośrednictwem doradców emerytalnych.
Znajdą się w przyszłorocznym budżecie pieniądze na 500 plus dla emerytów?
W projekcie, który przedstawiliśmy Radzie Dialogu Społecznego, nie zostało to ujęte.
Resort pracy jednak nad tymi rozwiązaniami poważnie myśli. Czy jest pan zwolennikiem tego typu dodatków?
Jestem zwolennikiem wszelkich działań społecznych, które są akceptowalne dla budżetu w obecnym kształcie. Potrzebujemy kilku miesięcy przyszłego roku, aby zobaczyć, jaka jest kondycja finansów publicznych. Na razie dodatkowych wydatków nie uwzględniliśmy. Chciałbym jednak – w kontekście systemu emerytalnego – zwrócić uwagę, że w ciągu 18 miesięcy wydatki w tym obszarze wzrosły o prawie 20 mld zł. Mamy dwie waloryzacje rent i emerytur w tym i przyszłym roku, które w sumie kosztują 10,5 mld zł oraz 9–10 mld zł kosztów związanych z obniżeniem wieku emerytalnego. To nie jest mało jak na tak krótki czas.
W projekcie budżetu na 2018 r. nie ma też nic o zmianach w OFE. Czy to znaczy, że ich nie będzie w przyszłym roku?
Nie ma ich w projekcie ustawy, ponieważ z punktu widzenia budżetu są neutralne. Cały czas naszą intencją jest, aby te zmiany wprowadzić od 1 lipca 2018 r.
Kiedy projekty zmian w OFE i te dotyczące pracowniczych planów kapitałowych zostaną skierowane do konsultacji społecznych?
Chcemy to zrobić przed końcem tego roku.
ZUS potrzebuje 9 miesięcy, aby się do tego przygotować, czasu będą też pewnie potrzebowały same fundusze emerytalne. To powoduje, że data 1 lipca 2018 r. jest właściwie nierealna.
Na razie trzymamy się tej daty i ona dzisiaj jest realna. ZUS cały czas dostosowuje swoje systemy.
W samym rządzie też nie ma jeszcze pełnej zgody. Gdzie są obecnie punkty sporne?
Nie nazwałbym tego punktami spornymi. Miesiąc temu spotkały się w tej sprawie kierownictwa podległych mi ministerstw oraz resortu pracy. Mamy w sposób naturalny dwa różne spojrzenia. Minister Rafalska skupia się na repartycyjnym systemie emerytalnym, a my patrzymy na rynki finansowe i szanse rozwojowe, jakie dają zmiany w OFE.
Czy projekt budżetu może na zaplanowanym na koniec września posiedzeniu rządu przejść jakieś fundamentalne zmiany?
Nie zakładam tego, chociaż jakieś korekty mogą zawsze być. Ja jestem tylko wykonawcą. Jeśli Rada Dialogu Społecznego przygotuje propozycje, a rząd je zaakceptuje, to uwzględnię to w projekcie. Natomiast dzisiaj ten budżet jest dobrze sklejony. Uważam, że jest konserwatywny, chociaż pojawiły się w nim potężne pozycje wydatkowe. Wolimy jednak w ciągu roku zaskakiwać pozytywnie informacjami o wykonaniu budżetu, dlatego do planowania podeszliśmy ostrożnie. Chciałbym też zakwestionować powielaną gdzieniegdzie tezę, że mamy niebywale dobrą koniunkturę wokół nas, która napędza nasz wzrost PKB. Jeśli bowiem popatrzymy na dynamiki wzrostu PKB w strefie euro czy na świecie oraz prognozy na przyszły rok, to trudno mówić, że nasza gospodarka jedzie na gapę.
Ekonomiści zwracają też uwagę, że w czasach bardzo dobrej koniunktury nie odkładamy zaskórniaków w budżecie na trudniejsze chwile w gospodarce.
Dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego budujemy bufor bezpieczeństwa dla budżetu. Mamy wciąż rozwiązania, które dopiero wejdą, jak STIR, split payment, rozszerzony jednolity plik kontrolny. To będzie stopniowo doprowadzało nasz system podatkowy do tego, co widzimy w krajach bardziej rozwiniętych, gdzie luka podatkowa jest znacznie niższa. Sytuacja budżetu nie jest jeszcze bardzo dobra, ale nie ma też większych ryzyk dla niego. Jesteśmy dobrze postrzegani przez rynki finansowe, co odzwierciedlają m.in. nasze ratingi. Dodatkowo agencje poprawiają swoje prognozy dla Polski. Moody’s spodziewa się w tym roku wzrostu PKB na poziomie 4,3 proc., a jeszcze kilka miesięcy temu przewidywał, że będzie to 3,2 proc. Nie sądzimy, że on w tym roku będzie aż tak wysoki, ale te oceny nas cieszą.

Liczę, że nie 85–90 proc. przejdzie na emeryturę, tylko 60–70 proc. Wówczas koszt zmian w systemie emerytalnym szacowany na 9,5 mld zł może być niższy