Kontrolowane przez państwo największe koncerny energetyczne spierają się o to, jak dużo energii elektrycznej powinno być sprzedawane przez giełdę. W efekcie ceny prądu mogą wzrosnąć.
W sierpniu obroty energią elektryczną na Towarowej Giełdzie Energii były o 32 proc. niższe niż przed rokiem. Skala giełdowych transakcji zmniejsza się od dwóch lat – jeszcze w pierwszym półroczu 2015 r. wolumen sięgał 90 TWh, w tym roku był mniejszy o 50 proc. Obroty zanikają przede wszystkim na rynku terminowym, który firmom dostarczającym prąd do końcowych odbiorców pozwala zabezpieczyć dostawy energii w przyszłości.
– Zabezpieczenie zapewniał przede wszystkim rynek giełdowy, ale spadające obroty powodują, że działanie na nim jest coraz bardziej ryzykowne. Dodatkowe koszty związane z rosnącym ryzykiem podwyższają końcową cenę dla klienta – mówi Tomasz Lender, wiceprezes zarządu Tauronu Sprzedaż.
Obroty spadają, bo najwięksi wytwórcy energii zobowiązani są sprzedawać na giełdzie coraz mniej prądu. Limit wynosi 15 proc. produkcji. Ale firmy, które otrzymywały od rządu rekompensaty za rozwiązanie długoterminowych kontraktów na sprzedaż prądu (wymusiło to wejście do Unii), zobowiązane były sprzedawać na giełdzie całość energii produkowanej w tych blokach, które objęły rekompensaty. W zeszłym roku mechanizm przestał funkcjonować w grupie PGE i giełdowe zobowiązania największego wytwórcy prądu w Polsce gwałtownie spadły.
Jednocześnie pozycja PGE na rynku znacznie się wzmocni, bo spółka przejęła polskie aktywa francuskiego koncernu EDF. Przed transakcją wytwarzała niemal 40 proc. krajowej energii, teraz jej udział może zbliżyć się do 50 proc., pod warunkiem uzyskania zgody ze strony Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. PGE razem z Eneą, która także zwiększyła skalę działania dzięki zakupie elektrowni w Połańcu, będą wytwarzały ok. 65 proc. krajowej energii. W praktyce – mają rynek pod kontrolą.
To budzi obawy u tych firm, które więcej energii sprzedają, niż produkują. Największą jest właśnie Tauron, który wytwarza ok. 16 TWh prądu rocznie, ale dwa razy więcej dostarcza końcowym odbiorcom. W podobnej sytuacja znajduje się Energa. Obydwie firmy muszą energię kupować, przede wszystkim właśnie od PGE i Enei, w których produkcja jest większa od sprzedaży. Dlatego Tauron i Energa chcą podniesienia poziomu giełdowego obliga nawet do 55 proc. Podobnego zdania są niemal wszyscy uczestnicy rynku. Ale nie PGE i Enea, które wolą sprzedawać energię w kontraktach dwustronnych i są niechętne zwiększaniu giełdowych zobowiązań.
„Jedynym argumentem dla wprowadzenia podwyższonego obliga giełdowego była konieczność wyeliminowania potencjalnych działań zmierzających do zawyżenia przez grupy kapitałowe należnych im rekompensat z tytułu rozwiązania kontraktów długoterminowych (KDT). Obecnie, po wygaśnięciu większości KDT i dokonaniu rozliczeń końcowych nie ma uzasadnienia dla zwiększania obliga” – napisało w odpowiedzi na nasze pytania biuro prasowe PGE.
Spółka przytacza też inne argumenty: obligo nie obowiązuje w żadnym innym unijnym państwie, a w większości przez rynek giełdowy przechodzi niewielka część zużywanej energii. W Polsce w 2016 r. wolumen transakcji na TGE odpowiadał 76 proc. wytworzonej w kraju energii. Większe znaczenie giełda ma jedynie w państwach skandynawskich.
– Porównania z innymi państwami nie uwzględniają specyfiki poszczególnych rynków. Mechanizm obliga sprawdził się w Polsce i jest dobrą odpowiedzią na coraz silniejszą koncentrację rynku energii. Jeśli chcemy, żeby cena ustalana była w sposób przejrzysty, to obowiązek sprzedaży poprzez giełdę powinien obejmować więcej niż 15 proc. wytwarzanej energii – przekonuje Mariusz Swora, były prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Swora ocenia, że obligo powinno wynosić od 40 do 60 proc.
Podniesienie obliga do minimum 30 proc. oczekuje Maciej Bando, obecny szef URE. Opierając się m.in. na cenach energii w transakcjach terminowych, prezes URE ustala taryfę dla gospodarstw domowych. Ceny energii dla odbiorców przemysłowych kształtują się na rynku. Spadająca płynność na giełdzie sprawia, że dla obydwu grup odbiorców może być ona wyższa. Towarzystwo Obrotu Energią, skupiające największe firmy z branży, zwraca uwagę, że koszty funkcjonowania na giełdzie już wzrosły, bo pojedyncze transakcje mają coraz niższy wolumen. Kupno tej samej ilości energii wymaga więc przeprowadzenia większej liczby transakcji.
Kluczowe rozmowy w sprawie poziomu giełdowego obliga mają się odbyć we wrześniu w Ministerstwie Energii. Kierowany przez Krzysztofa Tchórzewskiego resort w imieniu Skarbu Państwa sprawuje nadzór nad czterema największymi koncernami w kraju. Na nasze pytania związane z obligiem nie odpowiedział. Ale na razie pierwsze starcie wygrały PGE i Enea. TGE, która należy do grupy kapitałowej GPW, także kontrolowanej przez państwo, zaproponowała w trakcie konsultacji społecznych, żeby podniesiony do 30 proc. poziom sprzedaży energii przez giełdę wpisać do ustawy wprowadzającej do polskiego prawa unijną dyrektywę MiFID II. Ta propozycja na razie nie została uwzględniona w projekcie nowego prawa.