Na pierwszy rzut oka zyski osiągnięte dzięki zwyżkom kursów na GPW wydają się bardzo duże. Daleko im jednak do wyników z czasów poprzedniej giełdowej prosperity . Powód: staliśmy się znacznie ostrożniejsi.
Na wzroście giełdowych notowań Polacy zarobili około 20000000000zł / Dziennik Gazeta Prawna
Kursy akcji na GPW przestały spadać na początku 2016 r., ale regularny ruch notowań w górę zaczął się dopiero w listopadzie. Ostatecznie poprzednie 12 miesięcy WIG (podstawowy warszawski indeks obrazujący poziom kursów szerokiego grona spółek), zamknął niemal 12-procentowym zyskiem. Tegoroczne wzrosty są jeszcze większe – od początku roku wzrósł już o ponad 25 proc. i na zakończenie wczorajszej sesji był tuż przy 65 tys. pkt. Do pobicia rekordu wszech czasów z lipca 2007 r. wystarczy mu już tylko wzrost o 4 proc.
To wszystko pozwoliło Polakom osiągnąć dzięki giełdzie zyski, które można oszacować na ok. 20 mld zł. 15 mld to efekt bezpośrednich inwestycji drobnych inwestorów na GPW. Reszta to zarobek na funduszach inwestycyjnych.
Inna struktura
Jednak gdy bieżącą sytuację porówna się do hossy z 2007 r., to okazuje się, że
w tych wyjątkowo sprzyjających okolicznościach (także dlatego, że notowania rosną systematycznie, bez charakterystycznych w takich wypadkach przejściowych spadków kursów) Polacy zarobili stosunkowo niewiele. To przede wszystkim efekt innej niż przed dekadą struktury rynku funduszy inwestycyjnych. Wtedy 30 proc. środków ulokowane mieliśmy w funduszach akcyjnych, a ponad 50 proc. w mieszanych. Na aktywa tej pierwszej grupy składają się niemal tylko akcje, zaś w drugiej grupie stanowią od 30 do 50 proc. portfela. Tylko w ostatniej fazie hossy (od początku 2005 r.) fundusze zarobiły dla nas na giełdzie 23 mld zł.
– O ile przed laty inwestorzy wykorzystywali hossę niemal do granic możliwości, to w ostatnim okresie podchodzą do inwestycji w polskie akcje z ostrożnością. Częściowo przespaliśmy dotychczasowe wzrosty. Pozostaje mieć nadzieję, że apetyt na ryzyko nie eksploduje w ostatniej fazie dobrej koniunktury – zwraca uwagę Ewa Bartosiuk, starszy analityk z firmy Analizy Online.
Przed dekadą najwięcej pieniędzy wpłacaliśmy do funduszy pod koniec hossy. Kiedy pod wpływem symptomów globalnego kryzysu kursy załamały się w drugiej połowie 2007 r. i spadały przez ponad rok, większość inwestorów znalazła się na minusie. Zrażeni giełdą już na nią nie wrócili. To jeden z powodów, dla których obecnie połowę aktywów mamy ulokowane w funduszach inwestujących w obligacje i instrumenty rynku pieniężnego. Są bezpieczniejsze, a jednocześnie w ostatnich latach dawały zyski rzędu kilku procent rocznie. Udział funduszy akcyjnych w łącznych aktywach branży spadł poniżej 18 proc. Łącznie na giełdzie fundusze zarobiły dla swoich klientów od początku 2016 r. ok. 5 mld zł.
Wróciła część inwestorów
Na bezpośrednim zaangażowaniu w akcje inwestorzy zyskali trzy razy więcej. To wynik niezły, nawet jeśli porównać go do osiągnięć sprzed dekady. Wprawdzie wtedy wartość akcji na rachunkach gospodarstw domowych urosła o 24 mld zł, ale w obliczeniach uwzględniliśmy dłuższy niż obecnie okres, kiedy po wejściu Polski do Unii rozpoczęliśmy ostatnią fazę hossy. Choć obecnie kursy rosną krócej i wolniej, to wyniki są porównywalne także dlatego, że zaczynaliśmy z innego poziomu. Na koniec 2015 r. ulokowane w akcjach mieliśmy 40 mld zł. Jedenaście lat temu było to tylko 15 mld zł.
– Na rynek wróciła część inwestorów, którzy wycofali się we wcześniejszych latach ze względu na niezadowalające wyniki. Ograniczony jest natomiast napływ nowych graczy. Bo giełda budzi w nas strach, który bardzo często wynika z niewielkiej wiedzy o inwestowaniu. Dodatkowo do zeszłego roku stopy zwrotu nie zachęcały do kupowania akcji – mówi Michał Wojciechowski, zastępca dyrektora DM BOŚ.
Teraz to się jednak zmienia. W I półroczu 2017 r. wartość obrotów zrealizowanych przez inwestorów indywidualnych podskoczyła do 45 mld zł. W porównaniu do ostatnich sześciu miesięcy 2016 r. wzrosła o 66 proc., w dalszym ciągu jest jednak niższa o jedną czwartą niż w porównywalnych okresach w 2006 i 2007 r.
Inaczej niż z 500 plus
– W ostatnich latach rynek kapitałowy nie miał szczęścia do polityków. Z jednej strony byliśmy „zieloną wyspą”, rozwijaliśmy się w naprawdę solidnym tempie, ale giełda była porównywana do kasyna i szulerni. To nie zachęcało Polaków do inwestycji – zwraca uwagę Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.
Mimo wszystko 20 mld zł wydaje się kwotą znaczącą – to ledwie kilka miliardów złotych mniej, niż rocznie trafia do gospodarstw domowych z tytułu programu „Rodzina 500 plus”. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że rządowe transfery w istotnym stopniu przełożyły się na wyższe wydatki konsumpcyjne. Czy zwyżka kursów na giełdzie może mieć równie pozytywny wpływ na gospodarkę?
– Pieniądze z programu „Rodzina 500 plus” trafiły w większej części do gospodarstw domowych o relatywnie niskich dochodach, w przypadku których skłonność do wydawania dodatkowych środków jest wysoka. W szczególności jeśli ten dodatkowy dochód jest postrzegany jako stały. Natomiast zyski na giełdzie osiągają osoby nieco bardziej zamożne, które raczej zaoszczędzą zarobione środki. Dodatkowo trudno też tego rodzaju dochód traktować jako stały – uważa Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers.
Przez kryzys giełdę traktowano jak szulernię albo kasyno
OFE zarobiły więcej
Wartość giełdowych lokat otwartych funduszy emerytalnych od początku 2016 r. zwiększyła się o ok. 40 mld zł. Już teraz, choć trend wzrostowy jeszcze się nie skończył, OFE zarobiły o jedną czwartą więcej niż w trakcie hossy sprzed dekady. To przede wszystkim efekt zmian w systemie emerytalnym, które zaszły w minionych latach. Jeszcze w 2007 r. w ich portfelach największy udział miały obligacje Skarbu Państwa, akcje stanowiły około jednej trzeciej aktywów. W 2014 r. papiery dłużne należące do OFE zostały przeniesione do ZUS, a fundusze emerytalne otrzymały zakaz inwestowania w tę klasę aktywów. Efekt: w trakcie obecnej hossy dominującym składnikiem aktywów OFE były akcje – na koniec lipca ich udział w portfelu sięgał 85 proc. Zgodnie z planami rządu w przyszłym roku OFE mają być zlikwidowane, a 75 proc. zgromadzonego w nich kapitału trafi do instytucji finansowych, które zastąpią powszechne towarzystwa emerytalne, obecnie zarządzające funduszami. Pozostałe 25 proc. środków zasili Fundusz Rezerwy Demograficznej.