Prowadzony przez Towarową Giełdę Energii rynek gazu stał się jednym z beneficjentów kontrowersyjnych regulacji o zapasach.
Po spadku na początku roku obroty gazem były w lipcu najwyższy od dwóch lat / Dziennik Gazeta Prawna
W lipcu obroty gazem na rynku prowadzonym przez Towarową Giełdę Energii sięgnęły 15,1 TWh (terawatogodzin) i były wyższe niż rok wcześniej ponad trzykrotnie. Także pierwsze sesje sierpnia wskazują, że uczestnicy rynku wyjątkowo chętnie zawierają transakcje.
– Jest za wcześnie, żeby jednoznacznie stwierdzić, że wzrost obrotów to trwała tendencja. Część uczestników rynku mogła powstrzymywać się od zawierania transakcji ze względu na niepewność regulacyjną – nie było jasne, jak będzie wyglądało rozliczanie transakcji terminowych w nowym roku po wejściu w życie dyrektywy MiFID II. Teraz tych wątpliwości jest coraz mniej – twierdzi Paweł Ostrowski, prezes TGE.
Nowe przepisy zmuszają do szpagatu
Regulacje zawarte w dyrektywie MiFID II musimy wprowadzić do krajowego prawa od stycznia. Dotyczą głównie zasad dystrybucji produktów finansowych, ale wpłyną także na działanie rynków towarowych.
Zmiany w największym stopniu dotyczyć będą kontraktów terminowych typu forward, w których strony transakcji umawiają się na określoną ilość towaru i jego cenę, ale dostawa następuje w przyszłości. W lipcu takie transakcje odpowiadały za niemal 95 proc. obrotów gazem na TGE. Przykładowo do tej pory łączny wolumen kontraktów zawartych na lata 2018 i 2019 wynosi 41,1 TWh, co stanowi ok. 22 proc. rocznego krajowego zużycia gazu ziemnego.
Żeby oszczędzić uczestnikom obrotu dodatkowych obowiązków związanych z rozszerzoną sprawozdawczością dotyczącą zawieranych transakcji czy w niektórych przypadkach konieczności uzyskania zezwolenia na prowadzenie działalności maklerskiej, TGE musi przekształcić rynek terminowy (Rynek Terminowy Towarowy) w OTF (Organized Trading Facility). Dzięki temu kontrakty na dostawy gazu nie będą traktowane jako instrumenty finansowe w rozumieniu MiFID II – w uproszczeniu z punktu widzenia uczestników obrotu wszystko pozostanie mniej więcej po staremu.
Uzyskanie statusu OTF jest o tyle skomplikowane, że Bruksela nie doprecyzowała wszystkich aspektów funkcjonowania tego rodzaju platformy. Państwa muszą wypracować rozwiązania na poziomie krajowym.
– Najwięcej problemów sprawia uznaniowość, kluczowa dla funkcjonowania OTF. Trzeba określić sytuacje, w których operator platformy zgodnie z zatwierdzonymi przez nadzorcę przepisami może przyjmować zlecenia, usuwać je oraz umożliwiać zawieranie transakcji. Obecnie pracujemy z KNF nad wypracowaniem szczegółowego rozwiązania akceptowalnego przez nadzorcę, z którym uczestnicy obrotu będą czuli się bezpiecznie – mówi Paweł Ostrowski.
Taka ingerencja w obrót giełdowy mogłaby polegać np. na dzieleniu składanych zleceń, jeśli w ten sposób udałoby się uzyskać wyższy obrót czy zmniejszyć wahania cen. Zasady takich działań muszą być precyzyjnie opisane w regulaminie i zatwierdzone przez KNF.
– Wydaje się, że zostało już za mało czasu, żeby do nowych przepisów w terminie dostosowała się izba rozliczająca (IRGT) transakcje na TGE. Będą musieli zrobić jakiś szpagat, ale jak on będzie wyglądał, tego jeszcze nie wiemy. Kto może, zawiera transakcje teraz, bo nie wiadomo, co będzie po Nowym Roku. Ale większy wpływ na rynek ma wejście w życie przepisów o zapasach – mówi przedstawiciel jednej z firm obracających gazem na TGE.
Zapasy hamują import
Obowiązujące od początku sierpnia przepisy zobowiązują wszystkich importerów gazu do utrzymywania jego zapasów. Dotąd musiał to robić jedynie PGNiG. Kontrolowany przez państwo potentat zarezerwował większość objętości krajowych magazynów gazu. Ich siecią zarządza jego spółka zależna Gas Storage Poland. Gaz można też składować za granicą, ale nowe przepisy zostały tak skonstruowane, że w praktyce jest to nieopłacalne. Z 70 firm, które mają koncesje na import gazu, 12 złożyło na początku sierpnia do Urzędu Regulacji Energetyki wnioski o ich cofnięcie, cztery zadeklarowały zaprzestanie przywozu gazu.
– Mamy wcześniej wykupione moce przesyłowe, za które nikt nam nie zwróci pieniędzy. Więc importujemy gaz z Niemiec, choć na tym tracimy, ale dzięki temu minimalizujemy straty – twierdzi jeden z importerów.
Część firm, które zrezygnowały lub ograniczyły import, a muszą zabezpieczyć dostawy dla klientów, nie ma wyboru i kupuje gaz na giełdzie. Część specjalistów podkreśla, że ustawa doprowadziła do wzrostu cen w kraju w stosunku do stawek obowiązujących na rynku niemieckim. Różnice przekraczają 10 proc.
– Tak działa niewidzialna ręka rynku, czyli ustawa i PGNiG – ironizuje jeden z uczestników rynku.
PGNiG ma od 2015 r. obowiązek sprzedaży 55 proc. gazu wprowadzanego do systemu przesyłowego za pośrednictwem giełdy i ma istotny wpływ na ceny surowca, także na giełdzie.
Odbiorcy gazu starają się zabezpieczyć przed niekorzystnymi zmianami na rynku. Grupa Azoty w podpisanej w czerwcu umowie z PGNiG zagwarantowała sobie indeksowanie cen dostaw do rynku niemieckiego. Największy konsument gazu w Polsce (potrzebuje go ok. 2 mld m sześc. rocznie, wobec 17 mld zużywanych w całym kraju) zabezpieczył sobie w ten sposób 80 proc. dostaw, resztę uzupełnia także zakupami na TGE.
Unijna dyrektywa ogranicza możliwość importu surowca