Przeniesienie siedziby Polskiej Agencji Kosmicznej z Gdańska do Warszawy, przejęcie nadzoru nad nią przez Ministerstwo Rozwoju oraz stworzenie katalogu polskich obiektów kosmicznych. To pomysły mające poprawić naszą pozycję w egzotycznej branży.
Może i brzmi to jak science fiction, ale Katalog Polskich Obiektów Kosmicznych faktycznie ma powstać. Projekt ustawy wprowadzającej go trafił kilka dni temu do konsultacji społecznych. Powód: mamy obecnie w kosmosie trzy obiekty, czyli satelity Heweliusz, Lem oraz studenckiego PW-Sat2. Tyle że zarejestrowane są w Wiedniu, bo w Polsce funkcjonowałyby one w próżni. Nie kosmicznej, tylko prawnej.

Bo choć nasz kraj zdecydował w 2012 r. włączyć się w prace Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), a w 2014 r. powołano instytucję odpowiedzialną za te zadania – Polską Agencję Kosmiczną POLSA – to od tamtej pory większość działań wpadała w czarną dziurę. Pokazały to opublikowane kilka dni temu wyniki kontroli NIK, która negatywnie oceniła funkcjonowanie tej instytucji do końca 2016 r. W pierwszym pełnym roku funkcjonowania wydała 10 mln zł, a połowę tej kwoty przeznaczono na pensje. Pozostałe pieniądze kierownictwo przeznaczyło m.in. na najem i dzierżawę pomieszczeń, organizację spotkań informacyjnych dla podmiotów krajowego sektora kosmicznego, opłacenie wpisowego na konferencje, w których pracownicy Agencji są zobowiązani uczestniczyć w związku z realizacją ustawowych zadań PAK oraz na analizy i ekspertyzy czy działania promocyjne. A z 16 postawionych agencji zadań, realizowanych było 15, w tym część w ograniczonych zakresi.

POLSA broni się, że „wnioski wystąpienia pokontrolnego nie odzwierciedlają obecnej sytuacji w Polskiej Agencji Kosmicznej. Rok 2016 był pierwszym pełnym rokiem działalności PAK, okresem intensywnych prac merytorycznych związanych z realizacją ustawowych zadań agencji i jednoczesnej kontynuacji prac organizacyjnych związanych z tworzeniem nowej instytucji. Obecnie agencja wdrożyła już większość zmian zapewniających realizację wniosków pokontrolnych”.
Mimo to szykowany jest pakiet zmian prawnych, które mają sprawić, że Polska zacznie się liczyć w gwiezdnym wyścigu. Nie chodzi o podbój kosmosu, tylko o rozwój innowacyjnej branży zajmującej się badaniami i produkcją technologii do potencjalnego kosmicznego wykorzystania.
– Administracja rozważała dwie koncepcje dotyczące POLS-y. Albo wzmocnienie jej pozycji, jako podmiotu wiodącego, albo przeniesienie pod silniejszy nadzór konkretnego resortu, który przejmie zadania koordynowania branży kosmicznej – mówi nam Paweł Wojtkiewicz, prezes Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego.
Wydatki na działalność kosmiczną / Dziennik Gazeta Prawna
Wygrała druga opcja. Nowelizacja ustawy o Polskiej Agencji Kosmicznej drastycznie zmienia pozycję POLS-y, przenosząc ją pod kontrolę ministra rozwoju. Do tej pory podlegała bezpośrednio premierowi. Dużą zmianą jest też przeniesienie głównej siedziby z Gdańska do Warszawy, po to by było do niej bliżej ekspertom, z których zatrudnieniem są od początku problemy. Zmniejszono też wymagania stawiane prezesowi agencji: nie musi już być doktorem w dziedzinach związanych z zadaniami POLS-y. Wystarczy wyższe wykształcenie. Powód: od października agencja nie ma szefa, a jedynie p.o. dyrektora. Odbyły się już trzy konkursy, wciąż nie został on mianowany. Rząd doszedł do wniosku, że jednak trzeba tu zmniejszyć wymagania.
– Ławka jest bardzo krótka. Eksperci, którzy na rynku już są, pracują na świetnie opłacanych stanowiskach w sektorze prywatnym lub w stabilnych miejscach w Ministerstwie Rozwoju albo Nauki – mówi nam jeden z przedsiębiorców z tej branży. Wie, że były „podchody” do jego pracowników. Żaden jednak nie zdecydował się na przejście do POLS-y.
Kosmiczną rewolucję ma dopełnić ustawa dotycząca Katalogu Polskich Obiektów Kosmicznych, która ma pozwolić na uregulowanie ich sytuacji prawnej.
– Środowisko przedsiębiorstw i ośrodków badawczych związanych z branżą kosmiczną od dawna oczekiwało zmian. Obecna sytuacja dublowała kompetencje różnych organów administracji, co miało negatywny wpływ na całą branżę. Z jednej strony mamy agencję mającą bardzo szeroki zakres zadań ustawowych, z drugiej strony to wciąż Ministerstwo Rozwoju odpowiedzialne jest za kreowanie polityki kosmicznej – mówi Wojtkiewicz. Jako przykład dublowania kompetencji podaje równoczesne funkcjonowanie rady POLS-y i międzyresortowego zespołu ds. polityki kosmicznej, czyli dwóch bliźniaczo podobnych organów.
– Przedsiębiorstwa mocno liczą na uporządkowanie sytuacji, bo rzeczywiście trzeba zacząć podejmować konkretne decyzje, wdrożyć strategię rozwoju branży, ale także znaleźć środki na inwestycję w sektor. Skoro chcemy osiągnąć zakładany w strategii udział w europejskim sektorze kosmicznym, to nie obejdzie się bez konkretnych nakładów – dodaje prezes Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego. Według niego konieczne jest uruchomienie Krajowego Programu Kosmicznego i stopniowe zwiększenie składki płaconej przez Polskę do Europejskiej Agencji Kosmicznej. – Przykładowo gdy wchodziliśmy do ESA, na program rozwoju technologii (GSTP) wpłacaliśmy ponad 14 mln euro, dziś już tylko ok. 7 mln. Czyli dwukrotnie mniej, tym samym znacznie spadnie wartość kontraktów, które trafiają do polskich firm działających w tej branży – mówi.
Zmiany te nie podobają się oczywiście Polskiej Agencji Kosmicznej. Jej referendarz Anna Krupa na nasze pytania jednoznacznie odpowiedziała: – W ocenie PAK proponowana zmiana instytucji nadzorującej mogłaby doprowadzić do zmniejszenia jej znaczenia.
POLSA obawia się, że z niezależnej jednostki, która miała odpowiadać za szerokie, strategiczne działania, trafi pod kontrolę ministra i stanie się „podmiotem odpowiedzialnym jedynie za działania promujące polski przemysł”. Problematyczne może być także to, że MR, przejmując POLS-ę, nie będzie miało szans odpowiadać za jej wszystkie kompetencje, a szczególnie te dotyczące obronności w kosmosie. Tymi zajmuje się MON i może dojść do podobnych tarć, jak w przypadku cyberbezpieczeństwa między Ministerstwami Cyfryzacji i Obrony Narodowej.