Górnictwo rozlicza się ze swoimi kontrahentami z dużym poślizgiem. Ci, jeśli chcą dostać pieniądze wcześniej niż po 120–150 dniach, muszą... zapłacić. Od 1 do 2 proc. należnej im sumy – ustalił DGP.
Ustawowy termin płatności faktur to 30 dni. Polska Grupa Górnicza, jak sama przyznaje, płaci po 120 dniach, choć jej partnerzy mówią o 150. Po 120 dniach płaci Jastrzębska Spółka Węglowa. Do 60 dni robi to Tauron Wydobycie. Terminowo rozliczają się tylko Bogdanka oraz miedziowy KGHM.
Wydłużone terminy płatności obowiązują od kilku lat – od czasu, gdy dramatycznie pogorszyła się sytuacja finansowa kopalń. Wtedy podpisały one aneksy do umów z pracującymi dla nich firmami zewnętrznymi. Te nie miały wyjścia – musiały się zgodzić, by w ogóle odzyskać pieniądze oraz dalej pracować i uniknąć zwolnień grupowych. – Suma tylko odsetek od przeterminowanych płatności, których mogliby dochodzić dostawcy górnictwa, liczona jest w miliardach złotych w ciągu pięciu ostatnich lat – mówi jeden z naszych rozmówców z branży.
W DGP pisaliśmy niedawno, że wydłużone terminy płatności faktur przez kopalnie doprowadziły kilkanaście mniejszych firm okołogórniczych do bankructwa. Teraz w tarapaty popadają również więksi gracze. A gdy chcą odzyskać swoje pieniądze z wystawionych faktur wcześniej, słyszą, że muszą za to zapłacić. Komu? Spółce węglowej, która skądś pieniądze musi pozyskać. Spółki twierdzą, że propozycje opustów składają im sami dostawcy.
Stawka to według naszych informacji od 1,2 proc. do 2 proc. Przy fakturze na 1 mln zł zapłaconej o miesiąc szybciej trzeba zostawić górniczemu kontrahentowi 12–20 tys. zł.
– Odsetki od kredytów w bankach to 10–12 proc. rocznie. Wypłaty dla pracowników w mojej firmie to ok. 2 mln zł miesięcznie. Do tego dochodzą ZUS, PIT i VAT. Ten ostatni trzeba płacić od razu po wystawieniu faktury, a nie gdy kopalnia zapłaci – mówi Zbigniew Bułka z Konsorcjum Przedsiębiorstw Robót Górniczych i Budowy Szybów. – Pieniędzy nie ma, więc dochodzą odsetki od rat w ZUS czy urzędzie skarbowym. Kilka lat temu mieliśmy kilka milionów zysku netto, teraz jest kilka milionów strat i za chwilę bankructwo – kwituje.
Spółki się bronią. – To, że PGG przejęła na siebie ciężar spłaty zobowiązań Kompanii Węglowej (PGG jest następczynią KW – red.) i kopalń nabytych od Katowickiego Holdingu Węglowego, determinuje konieczność dostosowania realnych terminów regulowania zobowiązań do sytuacji finansowej spółki, a w konsekwencji występowanie zobowiązań przeterminowanych – mówi Tomasz Głogowski, rzecznik PGG. – Uzasadnieniem zapłaty zobowiązania przed upływem terminu wymagalności może być jedynie zagrożenie ciągłości procesu produkcyjnego i bieżącej działalności PGG – dodaje. Według Głogowskiego zrealizowane przed upływem terminu wymagalności zapłaty nie przekroczyły 1 proc. sumy uregulowanych przez PGG zobowiązań, co potwierdza, że mają one charakter incydentalny. – Kalkulacja potencjalnego kosztu uwzględniać musi zarówno koszt pozyskania pieniądza przez PGG, jak też koszty obsługi przeterminowanych zobowiązań – tłumaczy.
– Kontrahent odpowiadając na naszą ofertę usługi lub dostawy, zgadza się na zaproponowany 120-dniowy termin płatności. Zdarza się, że wnioskuje o wcześniejszą zapłatę faktury, uzasadniając to i oferując upust w zamian za pozytywne rozpatrzenie – mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW. – Należy dodać, że nasz partner kalkuluje cenę usługi lub dostawy w oparciu o przedstawiony przez JSW w wymaganiach ofertowych termin płatności, stąd przyspieszenie terminu płatności faktury wpływa na ograniczenie kosztów finansowania po stronie dostawcy i daje możliwość opustu – tłumaczy. I dodaje, że wydłużone terminy płatności to efekt utrudnionego dostępu do stabilnego finansowania dłużnego – instytucje finansowe postrzegają bowiem branżę węglową jako ryzykowną.
Partnerzy spółek węglowych tracą jednak cierpliwość, tym bardziej że na problem płatności nakładają się kłopoty kadrowe – górnicy odchodzą z firm zewnętrznych do kopalń. – Jeśli sytuacja się nie poprawi, będziemy zmuszeni nawet wstrzymywać roboty – ostrzega Bułka.
Dla PGG zatrzymanie jakichkolwiek robót przygotowawczych jest złą wiadomością. Ich prowadzenie ma udostępniać nowe fronty wydobywcze, bez których mająca problemy z produkcją spółka może popaść w jeszcze większe tarapaty.
Z naszych szacunków wynika, że 25–30 proc. robót przygotowawczych w kopalniach realizują firmy zewnętrzne. Jeśli spółki węglowe pójdą z nimi na wojnę, to nie ma mowy, by udało się zasypać węglową dziurę wydobywczą, która według prognoz DGP może wynieść w 2017 r. nawet 7 mln ton, czyli ok. 10 proc. rocznej produkcji w kraju. To oznacza, że węgiel trzeba będzie kupić za granicą, co będzie sporo kosztować. Średnia cena tony surowca w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia) to dziś 82 dol. To poziom rekordów z przełomu 2013 i 2014 r. Jeszcze rok temu węgiel był o połowę tańszy.
W piątek na Śląsku parlamentarzyści PiS – Teresa Glenc, Grzegorz Janik, Grzegorz Matusiak i Wojciech Piecha – zapewniali, że po półroczu „spółki węglowe przynoszą wielomilionowe zyski”.